W sierpniu przeciętne wynagrodzenie wyniosło 5843 zł brutto, co oznacza wzrost o 9,5 proc. w porównaniu z sierpniem ubiegłego roku. Dane dotyczą sektora przedsiębiorstw i firm, które zatrudniają więcej iż 9 osób. Łącznie to ok. 6,3 mln pracowników.
"Podwyższone tempo wzrostu wynagrodzeń może być konsekwencją problemów z rekrutacją. Naszym zdaniem możemy mieć też do czynienia z przesunięciem wypłat premii w niektórych branżach. Prawdopodobnie następuje także pewien wzrost żądań płacowych związanych z podwyższoną inflacją" – oceniają ekonomiści PKO BP.
Ceny w Polsce rosną najszybciej od 20 lat, wynika z najnowszych danych GUS za sierpień. Z kolei w piątek unijny urząd statystyczny podał, że Polska, Estonia i Litwa to kraje z największą inflacją w Unii Europejskiej.
Średnie zarobki w sektorze przedsiębiorstw rosną zatem szybciej niż ceny. Jednak po piątkowej publikacji danych GUS z rynku pracy ekonomiści zwracają uwagę na pewne niebezpieczeństwo.
Po pierwsze, zatrudnienie w sierpniu zmniejszyło się w porównaniu z lipcem o prawie 10 tys. etatów. Choć spadek zatrudnienia w tym miesiącu nie jest zjawiskiem nietypowym, jego skala jest znacznie większa niż w ubiegłych latach. To efekt m. in. wygasania tarcz ochronnych.
"Zaskakujące i wyraźne obniżenie zatrudnienia w sierpniu było najprawdopodobniej związane z dostosowywaniem zatrudnienia w firmach korzystających z tarczy finansowej obwarowanej warunkiem utrzymania zatrudnienia w okresie korzystania z pomocy" – oceniają ekonomiści Credit Agricole.
Z kolei ekonomiści PKO BP zwracają uwagę, że z innych publikacji GUS wynika, iż liczba wolnych etatów w gospodarce jest już wyższa niż przed pandemią. Brakuje zatem fachowców, a odsetek firm wskazujących na braki wykwalifikowanych pracowników stale rośnie.
Po drugie, trzeba pamiętać, wzrost wynagrodzeń o 9,5 proc. odnosi się do poziomu z zeszłego roku, kiedy koronakryzys wpłynął negatywnie na rynek pracy. Jednak w sierpniu 2021 ubiegłoroczna baza odniesienia była już sporo wyższa niż w lipcu, a mimo to tempo wzrostu wynagrodzeń w sierpniu mocno przyspieszyło.
"Można zatem formułować tezę, że nabierająca tempa inflacja nakłada coraz większą presję na wzrost wynagrodzeń. Jeśli tak jest, to mamy niestety do czynienia ze zjawiskiem bardzo niebezpiecznym" – ocenia Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.
O ile w miesiącach, w których otwierała się gospodarka po trzeciej fali pandemii, dane z rynku pracy wskazywały na jego dobrą sytuację, o tyle te z ostatnich dwóch miesięcy zaczynają niepokoić. Niepokojący jest wzrost płac przy jednoczesnym spadku zatrudnienia.
"Wzrost wynagrodzeń, przy malejącym zatrudnieniu, sugeruje presję płacową w kontekście szybszego od oczekiwań wzrostu cen towarów i usług" – ocenia Monika Kurtek.
"Zjawisko to powinno być szczególnym przedmiotem uwagi Rady Polityki Pieniężnej, która, jak się wydaje, nie powinna już dłużej zwlekać z rozpoczęciem zacieśniania polityki monetarnej" – dodaje.
Pracownicy cieszą się, gdy rosną zarobki. Jednak koszty wynagrodzenia pracowników wpływają na finalne ceny produktów, jakie widzimy w sklepach. Ekonomiści coraz częściej mówią, że Polska może wpaść w spiralę inflacyjną (czy też płacowo-cenową), w której podwyżki płac nakręcają wzrost cen, a ten z kolei powoduje, że pracownicy żądania kolejnych podwyżek.
Czas na reakcję RPP?
Dbanie o to, aby ceny nie rosły zbyt szybko to zadanie banku centralnego, którego organem decyzyjnym jest Rada Polityki Pieniężnej (RPP). Mimo podwyższonej inflacji, RPP nie podnosi stóp procentowych tłumacząc, że wzrost cen w Polsce napędzają podwyżki w kategoriach, które i tak są niezależne od polityki banku centralnego (jak energia czy paliwa). Jednak zdaniem części ekonomistów, najnowsze dane.m. in. z rynku pracy, sugerują, że już najwyższy czas na reakcję.
W jakich branżach w sektorze przedsiębiorstw wynagrodzenia rosną najbardziej? - Dane GUS wskazują, że najszybciej rosną pensje w sektorze turystycznym, gastronomii oraz pozostałych usługach (np. usługi fryzjerskie i salonów piękności), czyli branżach najciężej doświadczonych przez pandemię - ocenia Paweł Rybacki, analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Równocześnie słabnąca koniunktura w sektorze budowlanym oraz wśród firm obsługujących rynek nieruchomości zaczyna przekładać się na niższe tempo wzrostu płac w tych branżach na tle innych gałęzi gospodarki.
W najbliższym czasie możemy spodziewać się dalszego wzrostu płac. "W kolejnych miesiącach coraz silniej mogą być widoczne ograniczenia podażowe na rynku pracy, co będzie jeszcze wzmacniać tempo wzrostu wynagrodzeń" – oceniają ekonomiści PKO BP.