Narodowa izolacja rozpoczęła się 12 marca. Rząd zdecydował wówczas o zamknięciu placówek edukacyjnych, a firmy masowo zaczęły przechodzić w tryb pracy zdalnej. Łatwo nie było. Od razu ujawniły się potężne braki w przepisach.
- Pracujemy na stacjonarnych komputerach, nie ma mowy, by zabrać sprzęt do domu. Szef od razu powiedział, że nie stać go na fundowanie każdemu laptopa. Sprawę postawił jasno: albo skorzystamy z własnych komputerów, albo weźmiemy urlop - mówi Marcin, który pracuje jako grafik w agencji reklamowej.
Problemów było więcej: czas pracy, bezpieczeństwo danych czy chociażby kwestia zużycia prądu.
- Temat zużycia prądu poruszaliśmy z pracodawcą, ale powiedział jasno, że żadnego zwrotu środków nie będzie. Co prawda nie musieliśmy być 8 godzin non stop przy komputerach, ale praca miała być wykonana. Czasem komputer działał nieprzerwanie 5, czasem 9 godzin. Wszystko zależy od projektu. Ale nie tylko komputer wpływał na stan liczników. Ze względu na obecność dzieci, większość obowiązków służbowych wykonywałem na spokojnie, gdy pociechy poszły spać. Oświetlenie też będzie mieć swój udział w rachunkach - wyjaśnia Marcin.
Czytaj także: Praca zdalna na własnym, czy firmowym sprzęcie?
Zużycie mocno w górę
Jeszcze nie wie, ile w związku z narodową izolacją, przyjdzie jego rodzinie zapłacić za prąd. Na dniach spodziewa się prognozy na kolejny okres rozliczeniowy. To, że zapłaci więcej, jest pewne. Podobnie jak wielu innych pracowników zdalnych.
- W okresie od połowy marca do końca maja obserwowaliśmy na naszym obszarze dystrybucyjnym wyższe zużycie gospodarstw domowych o ok. 8 proc. - słyszymy w biurze prasowym PGE. Przedstawiciele PGE przypominają, że ceny dla taryfy G, czyli gospodarstw domowych ustala prezes Urzędu Regulacji Energetyki w procesach taryfowych. - Większe rachunki będą wynikać z większego zużycia po stronie klientów, a nie z podniesienia cen - przypominają przedstawiciele PGE.
Przepisów brak
W WP opisywaliśmy historię pana Mariusza, którego rachunki po czerwcowym rozliczeniu skoczą do ponad 123 zł co miesiąc. Dostawca energii odnotował wyższe zużycie, więc i prognozy na drugie półrocze muszą być wyższe. Pracownicy płacą i płaczą. Nic innego zrobić nie mogą. Koronawirus dosadnie obnażył braki w przepisach dotyczących pracy zdalnej.
Rząd, co prawda, 2 marca uchwalił ustawę o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, ale znalazła się w niej jedynie wzmianka o pracy zdalnej. W art. 3 ustawy, przyznano pracodawcy uprawnienia do polecenia pracownikowi wykonywania pracy poza siedzibą firmy. To wszystko.
Pewne zmiany wprowadzono jeszcze w tarczy antykryzysowej 4.0. Nadzieje były duże, bo w projekcie ustawy pojawiła się wzmianka o ekwiwalencie finansowym, jaki należałby się pracownikom na pokrycie kosztów związanych z pracą w domu. Zatrudnieni mieli otrzymać do pensji 100 zł. Ten zapis nie przetrwał jednak do głosowania nad ustawą. W efekcie zmiany dotyczące pracy zdalnej, jakie wprowadziła czwarta tarcza antykryzysowa są niewielkie.
Obowiązków przybywa
Pojawił się w niej zapis, że „wykonywanie pracy zdalnej może zostać polecone, jeżeli pracownik ma umiejętności i możliwości techniczne oraz lokalowe do wykonywania takiej pracy i pozwala na to rodzaj pracy” oraz że „narzędzia i materiały potrzebne do wykonywania pracy zdalnej oraz obsługę logistyczną pracy zdalnej zapewnia pracodawca”. Tu jednak dodano, że pracownik może korzystać z własnych sprzętów, pod warunkiem jednak, że umożliwia to ochronę informacji i tajemnic służbowych.
Ustawa narzuciła też nowe obowiązki na zdalnych pracowników. Na polecenie pracodawcy, pracownik wykonujący pracę zdalną ma obowiązek prowadzić ewidencję wykonanych czynności, opisywać je i umieszczać datę oraz czas wykonania.
Czas na zmiany w prawie
Uwagi do tych przepisów miało m.in. OPZZ i RPO. OPZZ zwracało uwagę, że przepisy nie chronią pracowników przed pracą w dłuższym wymiarze czasu pracy niż przewidziany w umowie o pracę i nie nakładają na pracodawców obowiązku takiego zorganizowania pracy, aby zapewnić pracownikowi zachowanie równowagi między pracą a życiem prywatnym. OPZZ zwróciło też uwagę na kwestię ekwiwalentu finansowego.
Związkowcy podkreślili konieczność określenia trybu i zasad wypłacania ekwiwalentu dla pracownika w razie wykorzystywania przy pracy jego prywatnych narzędzi, sprzętu czy oprogramowania, pokrycia kosztów instalacji, serwisu i eksploatacji, pomocy technicznej udzielanej pracownikowi wykonującemu pracę zdalną.
Rozmowy o nowych przepisach trwają
Potrzeba uregulowania pracy zdalnej jest paląca i nie chodzi tylko o panującą pandemię.
- Bez względu na kwestie pandemii organizacją pracy w formule pracy zdalne, szczególnie z wykorzystaniem środków komunikacji elektronicznej, będzie stosowana coraz częściej. Aczkolwiek wypowiedzi pracodawców i pracowników wskazują, że często nie będzie miała ona charakteru regularnego - mówi Robert Lisicki, radca prawny, dyrektor departamentu pracy, dialogu i spraw społecznych Konfederacji Lewiatan.
Zwraca uwagę, że dyskusje nad przyszłością pracy zdalnej, potrzebą jej uregulowania w Kodeksie pracy i wypracowania założeń regulacji trwają po stornie pracodawców już od jakiegoś czasu.
- W Lewiatanie powołaliśmy grupę roboczą, której celem jest wypracowanie rekomendacji, takie rozmowy trwają również w ramach współpracy pomiędzy organizacjami pracodawców - podkreśla.
Zdaniem eksperta, potrzebne są przede wszystkim rozstrzygnięcia w zakresie relacji pracy zdalnej a telepracy, kwestii bhp i wypadków przy pracy. Co natomiast z ekwiwalentem na pokrycie kosztów takiej pracy?
- Kwestia ewentualnie ponoszonych kosztów przez pracowników w związku z wykonywaniem pracy zdalnej jest już rozstrzygana na poziomie zakładowym – zauważa Robert Lisicki.
Zmiany nieprędko
Jest jednak szansa, że kwestia ekwiwalentu finansowego wróci do dyskusji, bo za takim rozwiązaniem optują RPO i związkowcy. Czy uda się ją przeforsować? Tego nie wiadomo. Nowych przepisów nie ma co się jednak szybko spodziewać.
- Informujemy, że w związku z postulatem wprowadzenia pracy zdalnej na stałe, wyrażane zarówno przez pracowników, jak i przez pracodawców, rozważamy podjęcie takich prac po przeprowadzeniu konsultacji i dyskusji z partnerami społecznymi, w szczególności na forum Rady Dialogu Społecznego - słyszymy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Robert Lisicki z Konfederacji Lewiata zauważa, że na razie trzeba pomyśleć o przedłużeniu obowiązywania ustawy COVID-owej, która wprowadziła pracę zdalną, dopiero później o nowych przepisach.
- Ustawa obowiązuje do 4 września. Regulacja ta budzi szereg kontrowersji, jednak wydłużenie jej obowiązywania do końca 2020 roku zapewni pewną stabilność, przewidywalność. Umożliwili to jednocześnie przeprowadzenia rzeczowej dyskusji nad przyszłością pracy zdalnej - zauważa Robert Lisicki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl