W samym 2020 r. w Polsce wydano 406 tys. pozwoleń na pracę dla cudzoziemców. To dziesięciokrotnie więcej niż w 2010 r. oraz aż trzydzieści razy tyle, co w 2004 r. - roku wejścia Polski do Unii Europejskiej.
Najwięcej imigrantów przyjeżdża z krajów byłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Ekonomistki z Politechniki Gdańskiej postanowiły sprawdzić, jak zmieniają się trendy migracji zarobkowej do Polski z tych państw.
Szef, nie podwładny
- Na przestrzeni lat zmienił się obraz imigranta ze Wschodu, który przyjeżdża do Polski za pracą. Dziś często są to osoby bardzo dobrze wykształcone, obejmujące wysokie stanowiska, zostające szefami działów lub rozpoczynające w Polsce własny biznes. Mówiąc obrazowo, coraz więcej osób nie przyjeżdża do restauracji "na zmywak", czyli do wykonywania prostych prac, niewymagających wysokich, specjalistycznych kwalifikacji, lecz założyć własną restaurację - mówi prof. Małgorzata Gawrycka z Wydziału Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej.
I dodaje, że pogląd, który być może utrwalił się w opinii wielu Polaków, że szefem jest Polak, a Ukraińcy czy Białorusini są podwładnymi, powinien odejść do lamusa. Już teraz widzimy, że choćby w dużych korporacjach szefami coraz częściej zostają imigranci z państw byłego ZSRR.
- Najwięcej jest informatyków, są też lekarze. Powód jest prozaiczny: polski rynek pracy potrzebuje takich fachowców, właśnie ci specjaliści będą uzupełniać niedobory występujące na polskim rynku pracy, co też ważne jest z punktu widzenia zmian demograficznych w Polsce - spostrzega prof. Gawrycka.
Innymi słowy, powinniśmy się cieszyć, że imigranci ze Wschodu chcą u nas pracować. Nie zabierają bowiem chleba Polakom, a uzupełniają braki w tych zawodach, w których jest za mało rąk do pracy.
Autorki opracowania - oprócz prof. Gawryckiej jest to prof. Krystyna Gomółka - zaznaczają, że pracownicy ze Wschodu są inni niż 10 lat temu. Wcześniej chętniej przyjeżdżali na okres od 3 miesięcy do pół roku, teraz najwięcej osób przebywa w Polsce od 6 miesięcy do 2 lat. Konieczne, zdaniem ekonomistek z Politechniki Gdańskiej, jest wprowadzenie dalszych ułatwień pobytu oraz uwzględnianie kwalifikacji migrantów, dzięki którym uzupełnimy niedobory na rynku pracy.
Najliczniejszą grupą imigrantów zarobkowych w Polsce są nadal Ukraińcy – według danych GUS w 2020 r. otrzymali 295 tys. pozwoleń na pracę, czyli ponad 20 razy więcej niż w 2010 roku. Kolejne mniejszości to Białorusini – 27 tys. pozwoleń, Gruzini – 8 tys. i Mołdawianie – 7,6 tys.
Rośnie popularność Polski wśród obywateli Rosji, Kazachstanu i Turkmenistanu. Od 2004 roku najbardziej wzrosła zaś liczba pracowników z Uzbekistanu – z 5 osób do prawie 6 tys.
Z opracowania ekonomistek z Politechniki Gdańskiej wynika, że tak jak Ukraińcy nadal najczęściej przyjeżdżają do Polski wykonywać najprostsze prace, tak już np. Rosjanie zazwyczaj znajdują pracę w sektorze usług, ale nie jako szeregowi pracownicy, lecz kadra zarządzająca. Wielu z nich to także informatycy i artyści.
Warto, by zostali
Istotna w kontekście migracji zarobkowej jest także kwestia studentów.
- Stworzenie odpowiednich warunków dla absolwentów z krajów byłego ZSRR może poprawić funkcjonowanie polskiego rynku pracy nie tylko obecnie, lecz także w przyszłości. Należałoby zbudować system wsparcia dla tych, którzy zdecydują się na pozostanie w Polsce po zakończeniu edukacji. Tym bardziej że w okresie studiów osoby te doskonalą znajomość języka polskiego – znacznie łatwiej asymilują się w środowisku pracy, znając kulturę kraju, w którym spędzili już kilka lat - zaznacza prof. Małgorzata Gawrycka.
Liczba obcokrajowców studiujących na polskich uczelniach stale rośnie – w roku akademickim 2020/21 było ich 84 tys., czyli o 3 proc. więcej niż rok wcześniej (82 tys.). Łącznie z krajów byłego ZSRR pochodziło wtedy 54,7 tys. studentów – najwięcej z Ukrainy (39 tys.) i Białorusi (8,3 tys.).
Co ciekawe, tylko jeden na trzech Białorusinów studiujących obecnie w naszym kraju ma korzenie polskie. To - jak podkreślono w analizie ekonomistek - duża zmiana od początku lat 90., kiedy większość obcokrajowców studiujących w Polsce miała polskie pochodzenie i otrzymywała stypendium ze środków rządowych.
Najmniejszym zainteresowaniem studia w Polsce cieszą się wśród Estończyków, Łotyszy, obywateli Turkmenistanu i Armenii.
Autorki opracowania spostrzegają, że studenci z Kaukazu Południowego zaczęli przyjeżdżać do Polski pod koniec lat 90., kiedy między naszymi krajami zostały podpisane umowy o współpracy w dziedzinie nauki i kultury. Szczególnie duży napływ studentów z byłego ZSRR nastąpił po akcesji Polski do Unii Europejskiej, ponieważ wiązało się to ze zdobyciem dyplomu honorowanego w całej Europie.