Naftali Bennett, premier Izraela, grozi Alanowi Jope'owi bojkotem firmy Unilever. Wszystko to pokłosie decyzji spółki należącej do amerykańskiego giganta - producenta lodów Ben & Jerry's - o wstrzymaniu sprzedaży na terytoriach okupowanych przez Izrael.
Bennett poruszył ten temat podczas rozmowy telefonicznej z dyrektorem generalnym Unilever, Alanem Jope'em. Nazwał ten ruch "rażącym środkiem antyizraelskim" i powiedział, że rząd podejmie "agresywne działania przeciwko wszelkim środkom bojkotu wymierzonym w ludność cywilną". Słowa premiera Izraela przytoczyło jego biuro prasowe, na co powołuje się Reuters.
Bennett ostrzegł o "poważnych konsekwencjach". Wezwał też Stany Zjednoczone do wymuszenia zmiany decyzji na spółce, powołując się na antybojkotowe przepisy.
Większość krajów uważa, że izraelskie osiedla na ziemi palestyńskiej są nielegalne. Izrael to kwestionuje. Ben & Jerry's natomiast uznała, że pozostanie na tych terenach byłoby legitymizowaniem działań Izraela, co jest sprzeczne z wartościami firmy.
Pewien wpływ decyzji podjętej przez Ben & Jerry's widać także za oceanem. Niektóre sklepy w Nowym Jorku zapowiedziały, że zdejmą lody ze swoich półek.
Czytaj również: Zadłużenie Skarbu Państwa od początku roku wzrosło o 36 mld zł
Głos w sprawie zajęli także izraelscy ministrowie: Ayelet Shaked, minister spraw wewnętrznych oraz Yair Lapid, minister spraw zagranicznych. Shaked napisała na Twitterze, że lody Ben & Jerry's "nie są w jej guście", a Izrael "poradzi sobie bez nich".
Z kolei Lapid stwierdził, że jest to "haniebna kapitulacja" wobec antysemityzmu i palestyńskiego ruchu Boycott, Divestment and Sanctions (BDS), który wzywa do całkowitego bojkotu gospodarczego Izraela.
Z decyzji firmy zadowoleni są natomiast palestyńscy działacze.