W środę Komisja Europejska uznała, że istnieją podstawy do uruchomienia procedury nadmiernego deficytu wobec Polski (oraz Belgi, Francji, Włoch, Węgier, Malty i Słowacji) i planuje zaproponować Radzie UE jej rozpoczęcie w lipcu.
Dlaczego to zrobiła? Ponieważ Polska w 2023 r., czyli za rządów PiS, przekroczyła poziom deficytu budżetowego wynoszący 3 proc. PKB, osiągając deficyt na poziomie 5,1 proc. PKB.
Procedura nadmiernego deficytu - wpis Morawieckiego
Tyle faktów. Teraz polityka. Premier Morawiecki w środę postanowił bezpardonowo zaatakować rząd, za to jak prowadzi finanse publiczne. W odpowiedzi na wpis ministra finansów Andrzeja Domańskiego, były szef rządu pisze ironicznie, że "rząd znalazł kolejną winę PiS i Morawieckiego".
KE nakłada na Polskę procedurę nadmiernego deficytu. Jest więcej tych win: - ponad 53 miliardy deficytu po maju 2024, - spadające dochody z podatków do budżetu, - wyłączenie tarcz chroniących rodziny i przedsiębiorców, - niezrealizowanie obietnic wyborczych koalicji. To wszystko w pół roku po objęciu władzy przez "uśmiechnięty rząd" i "uśmiechniętego ministra finansów - pisze Morawiecki.
Niestety, wpis premiera z ekipy PiS po prostu wprowadza w błąd. W money.pl pierwszym tekstem, który napisałem po wyborach 15 października, był ten informujący o tym, że rząd Zjednoczonej Prawicy zostawia nowej władzy "cuchnącą minę", jak to określał jeden z dyrektorów w Ministerstwie Finansów, czyli właśnie procedurę nadmiernego deficytu (EDP). Tak, już wtedy było wiadomo, że Unia po latach pandemii i zawieszenia reguł fiskalnych wraca do pilnowania ram fiskalnych.
- EDP w zasadzie eliminuje finezję w prowadzeniu finansów. To oznacza koniec rozsypywania pieniędzy z helikoptera, koniec zwiększania socjalu, koniec nowych wielkich, politycznych obietnic. Z procedurą bujaliśmy się przez sześć długich lat. O tym się głośno nie mówi, ale to była po części spuścizna po reformie PiS, a dokładnie Zyty Gilowskiej ws. obniżki PIT-u. Na dokładkę spadł nam na głowy sufit w postaci kryzysu finansowego i było już pozamiatane - mówił nam nasz informator.
I powtarzał prawdę. W maju 2015 r. ówczesny minister finansów za rządów PO-PSL Mateusz Szczurek po sześciu latach ściągnął procedurę z Polski. PiS urządzał już budżet bez kagańca Unii. Teraz, po ośmiu latach rządów prawicy, znów jednak w procedurę wpadniemy.
Kłamstwo Morawieckiego
Morawiecki pisze także, że gdyby rządził PiS, to procedury by nie było, bo dogadałby się z urzędnikami brukselskimi, żeby nie brać pod uwagę wydatków na obronność. I w tym miejscu premier mija się z faktami.
Po pierwsze, to jakie ramy fiskalne Unia bierze pod uwagę, jest spójne dla całej Wspólnoty. Nie byłoby więc specjalnego wyjątku dla rządu PiS.
Po drugie, reguły ustalane są na dziesiątkach spotkań i "zaklepane" ostatecznie na EcoFinie, czyli spotkaniu ministrów finansów wszystkich krajów UE. Na ostatnim ustalono, że wydatki na obronność będą brane pod uwagę - tak, by rekomendacje Unii dla krajów na wschodniej flance nie były zbyt ostre.
Po trzecie w końcu, Morawiecki nie potrafił osiągnąć z Unią porozumienia ws. KPO, które Bruksela odblokowała dopiero za rządów Tuska. Nad Polską wciąż wisiało jarzmo braku praworządności, a Unia od 2017 r. prowadziło przeciwko naszemu krajowi analizę w ramach procedury z art. 7 Traktatu o UE. Jakim cudem miałaby się więc zgodzić na warunki rządu PiS ws. finansów?
Wpis Morawieckiego - hipokryzja do kwadratu
Co więcej, Morawiecki zarzuca rządowi, że przywrócił VAT na żywność, a deficyt i tak wynosi po maju 53 mld zł, oraz że wpływy z podatku od towarów i usług są słabe.
Jest to również manipulacja. Owszem, rząd ma problem z wpływami fiskalnymi, bo założenia dot. VAT-u na ten rok są zgoła nierealne. Pisaliśmy o tym zresztą wielokrotnie. Boom konsumpcyjny, który miał nadejść nad Wisłę, jakoś nie nadchodzi, a Polacy nauczeni trudnymi latami inflacji wolą nieco więcej oszczędzać, niż wydawać pieniądze w sklepach. Widać to jak na dłoni w twardych danych GUS-u m.in. o sprzedaży detalicznej, którą co miesiąc śledzimy i podajemy Wam na naszym portalu.
I teraz proszę, Czytelniku, zadać sobie pytanie: czy gdyby rządził premier Morawiecki, wydawałbyś więcej pieniędzy w sklepie, zasilając budżet państwa VAT-em? Czy w ogóle można łączyć te dwie kwestie? Taki intelektualny pomost wydaje mi się jednak nie do przejścia - ma zbyt wiele wyłomów i dziur. Premier Morawiecki jednak uważa inaczej.
Premier Morawiecki wiedział, że sytuacja będzie trudna
Były premier pisze jeszcze tak:
Ostrzegaliśmy, że wróci polityka "pieniędzy nie ma i nie będzie". Wystarczyło kilka miesięcy i mają już argumenty, dlaczego nie zrealizują zobowiązań wyborczych: bo UE! To będziecie słyszeć miesiącami i latami.
Z ostatnim zdaniem się zgadzam. Rząd Tuska na pewno wykorzysta procedurę i zmiany w regule wydatkowej, którą chce uszczelnić (i chwała mu za to - piszemy o tym więcej TUTAJ), do politycznej narracji, że trzeba będzie dokładnie oglądać każdego złotego. Jednak nie ma w tym nic złego. Skoro zewnętrzne czynniki każą nam obecnie bardziej pilnować kasy państwa, to niech tak się dzieje.
Gorzej, kiedy mamy do czynienia z politykiem pokroju Mateusza Morawieckiego, który obecnie atakuje władzę, że pieniędzy nie ma i nie będzie, choć sam doskonale wiedział, w jakim stanie zostawia finanse publiczne. Pisaliśmy o tym w listopadzie zeszłego roku w głośnym tekście money.pl "PiS nie zdołało zatrzeć śladów w finansach. Gorzka prawda wyszła na jaw".
Jak dowiedziałem się z kilku niezależnych źródeł, w resorcie finansów za rządów Morawieckiego powstały szacunki jasno wskazujące, że jeśli w podejściu PiS do kształtu kasy państwa nic się nie zmieni, dług Polski przebije 60 proc. PKB.
Przed wyborami MF nie mogło dopuścić do wycieku tej informacji. W strategii zarządzenia długiem od 2025 r. zaordynowano więc zwiększone cięcia wydatków, tak by utrzymać dług poniżej wspomnianego poziomu. Rząd wprowadził tzw. dostosowanie fiskalne rzędu 1 pkt. proc. każdego roku. Co to oznacza? W skrócie: albo na stałe ścięcie wydatków, albo podwyżkę podatków. Mowa o dziesiątkach miliardów złotych. Przed wyborami z ust przedstawicieli rządu nie słyszeliśmy o tym ani słowa -pisałem.
Premier Morawiecki wiedział więc doskonale, że będzie musiał ciąć wydatki o 40 mld zł rok w rok, tak żeby nie zadłużyć Polski po uszy. Wiedział, że zostawia bardzo trudną sytuację budżetową z nierealnymi założeniami wpływów z VAT. Wiedział, że Unia rozpocznie procedurę nadmiernego deficytu wobec naszego kraju. Wiedział, że triki budżetowe, które PiS opanowało do perfekcji, spotkały się z ostrą krytyką Najwyższej Izby Kontroli. Ta pierwszy raz w historii nie oceniła wykonania budżetu za 2022 r. pozytywnie. Ta sytuacja zresztą powtórzyła się także teraz.
Cała jego wiedza, jako premiera naszego kraju, nie przeszkadza mu jednak obecnie manipulować i wprowadzać obywateli w błąd. Szkoda, panie premierze. Wielka szkoda.
Damian Szymański, wicenaczelny i dziennikarz money.pl