Premier Mateusz Morawiecki przy okazji ogłaszania programu wsparcia dla osób spłacających kredyty, nie szczędził cierpkich słów pod adresem banków. Wskazał, że liczą sobie bardzo wysokie oprocentowanie kredytów, a skąpią odsetek od pieniędzy, które klienci trzymają np. na lokatach.
– Dziś mam nadzieję, że we wszystkich bankach komercyjnych, komitetach ALCO, prowadzone są pilne analizy dotyczące podniesienia stóp procentowych na depozyty dla ludzi, dla obywateli i dla firm. To powinno dzisiaj się dziać na naszych oczach – mówił w poniedziałek szef rządu.
Nie czekajcie dłużej, ponieważ jest to nadmierny zysk, który pojawia się w waszych portfelach, niesprawiedliwy zysk – wskazał premier.
Dodał, że oczekuje dobrych stawek dla lokat bankowych na poziomie co najmniej 3-4 proc., bo muszą one podążać za rosnącymi stopami w NBP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obligacje rządowe niewiele lepsze niż lokaty
Po ostrym wystąpieniu Morawieckiego niektórzy mogliby pomyśleć, że premier zapomniał, jak bankierem był. W latach 2007-2015, gdy stał na czele zarządu BZ WBK, na pewno kalkulował wszystko tak, by bank otrzymywał możliwie największe odsetki od kredytów i płacił jak najmniejsze od depozytów, bo tego wymagali od niego właściciele.
Gdy jednak przyjrzymy się działaniom nadzorowanego przez premiera Ministerstwa Finansów z ostatnich miesięcy, mogą nasunąć się wnioski, że szef rządu ciągle bardzo dobrze czuje mechanizmy, jakimi rządzą się banki. Resort finansów działa podobnie.
Premier atakuje banki i sugeruje, że są chciwe, a sam jako pełniący obowiązki ministra finansów w kwietniu oferował obywatelom trzymiesięczne obligacje skarbowe oprocentowane na 1,5 proc. w skali roku. To więcej niż dają niektóre banki (są takie, które zatrzymały się z oprocentowaniem na poziomie 0,1 proc.), ale też daleko im do 3-4 proc. A właśnie takie wartości wskazał Morawiecki jako dobre i uczciwe oprocentowanie.
– Faktycznie jest tak, że nie mamy do czynienia z bardzo ostrą konkurencją między rządem a bankami, jeśli chodzi o krótkoterminowe oszczędzanie – przyznaje w rozmowie z money.pl Bartosz Turek, ekspert HRE Investments.
"Uczciwe oprocentowanie" tylko na wiele lat
Zauważa jednak, że np. od maja Ministerstwo Finansów zdecydowało się na mocne podniesienie oprocentowania długoterminowych obligacji. Zamrożenie pieniędzy na dwa lata i więcej będzie wiązało się z odsetkami wyższymi w pierwszym roku oszczędzania o 1 pkt proc. Tym samym stawki te są już na poziomie 3-4 proc.
Warto jednak podkreślić, że np. dwuletnie obligacje na 3 proc. nie są prawdziwą alternatywą dla np. trzymiesięcznej lokaty w banku. A 4 proc. w pierwszym roku MF płaci, ale dopiero za zamrożenie pieniędzy na 12 lat. Rzeczywistą alternatywą dla lokat są trzymiesięczne obligacje, które jako jedyne od maja nie będą mieć podwyższonego oprocentowania.
Wszystkie ostatnie podwyżki oprocentowania obligacji po równo dotyczyły każdego rodzaju obligacji. W dniu, w którym premier krytykował banki za niskie oprocentowanie, akurat ogłoszono, że trzymiesięczne obligacje się nie zmienią.
– Oprocentowanie na poziomie 1,5 proc. to trochę mało. Powinno być powyżej 3 proc. – ocenia w rozmowie z money.pl prezes Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) Paweł Borys. – Mam nadzieję, że premier przypilnuje, aby wzrosło – dodaje.
Przyznaje jednocześnie, że Ministerstwo Finansów musi dbać też o koszt odsetek. W interesie Skarbu Państwa jest maksymalizowanie wpływów z obligacji i minimalizowanie wypłacanych odsetek. Jednak dokładnie tak samo działają banki, które zaatakował premier.
Obligacje skarbowe. Trzeba jeszcze poczekać
– Myślę, że oprocentowanie obligacji będzie rosło. Chodzi o to, żeby skłonić wszystkich do oszczędzania i zmniejszenia konsumpcji. To jeden z dwóch głównych celów NBP, obok zahamowania przyrostu kredytów. Wszystko po to, by opanować inflację – mówi Paweł Borys.
W ten sposób także Bartosz Turek tłumaczy wyjątkową sytuację z uatrakcyjnieniem obligacji długoterminowych w porównaniu z krótkoterminowymi. Spodziewa się, że sprzedaż w maju papierów dwu- i czteroletnich może być sporo wyższa niż dotychczas, a trzymiesięczne obligacje standardowo będą cieszyć się dalej dużym zainteresowaniem.
Kiedy jest zatem szansa na to, że 3-4 proc. forsowane przez premiera dla lokat będzie też oprocentowaniem dla krótkoterminowych obligacji skarbowych?
Podwojenie obecnego oprocentowania do 3 proc. byłoby solidnym wynikiem w tym roku. Byłbym zaskoczony, jakby się tyle pojawiło, ale nie jest to wykluczone. Podwyżka do 4 proc. raczej w tym roku nie jest możliwa – prognozuje ekspert HRE Investments.
Warto zauważyć, że dotychczasowe tempo podwyżek oprocentowania trzymiesięcznych obligacji nie skłania do optymizmu. Pierwsza miała miejsce dopiero po blisko czterech miesiącach od rozpoczęcia podwyżek w NBP. A w sumie do końca maja były tylko dwie podwyżki.
Ministerstwo Finansów komentuje
Zwróciliśmy się do resortu finansów z prośbą o wytłumaczenie, dlaczego trzymiesięczne obligacje w maju zostały pominięte przy podwyżkach oprocentowania. Zapytaliśmy też, dlaczego odsetki są trzy razy mniejsze, niż wynika z głównej stawki NBP i kiedy mogłyby osiągnąć poziom 3-4 proc. Oto co odpowiedziało nam ministerstwo:
Nadrzędnym celem funkcjonowania rynku skarbowych papierów wartościowych (SPW) jest finansowanie potrzeb budżetu państwa. Kierunki rozwoju segmentu skarbowych obligacji detalicznych podporządkowane są strategii zarządzania długiem sektora finansów publicznych, która wyznacza działania ministra finansów w zakresie funkcjonowania całego rynku SPW – czytamy w odpowiedzi.
MF dodaje, że "oferta produktów oszczędnościowych jest skonstruowana tak, by była zarówno atrakcyjna dla nabywcy indywidualnego, jak i efektywna z punktu widzenia zarządzania długiem".
"W maju podnosimy oprocentowanie obligacji oszczędnościowych o dłuższym niż trzy miesiące okresie zapadalności, czyli o długości inwestycji od dwóch do 12 lat. Chcemy zachęcić naszych klientów do lokowania oszczędności również w dłuższym niż trzy miesiące horyzoncie czasowym" – wskazuje resort.
Damian Słomski, dziennikarz money.pl