Nudna, bezwartościowa, wystękana - takimi epitetami wystąpienie CFO Sales Manago określił Maciej Budzich, autor popularnego bloga mediafun. "Ciągle tylko nasza firma, nasza firma" - napisał na Facebooku.
Także inne relacje z tej prezentacji wskazywały na jej fatalny poziom. Pisano, że w krótkim czasie z blisko półtysięcznej rzeszy słuchaczy pozostała zaledwie garstka.
Na zmasowaną krytykę postanowił odpowiedzieć zarząd firmy działającej w branży marketingowej. Zapewnił, że wystąpienie było znakomite? Zarzucił krytykom, że "to nie ludzie, to wilki"? Nic z tych rzeczy.
Firma postanowiła się z wpadki wytłumaczyć. I to w taki sposób, którego nikt by się nie spodziewał:
"Sprawa się skomplikowała jak 10 minut przed prezentacją Michał zadzwonił do Błażewicza i trzęsącym się głosem oświadczył “Grzesiek, ja to pi++++le, jestem tak zestresowany. Nie wychodzę na scenę.” W ciągu 5 min stosując groźby karalne udało się go przekonać. Efekt był jaki był. K+++a, serio wszystkich przepraszamy" - czytamy w oświadczeniu na profilu Grzegorza Błażewicza, szefa Sales Manago.
Wbrew pozorom to nie jest fragment prywatnej korespondencji, która tylko przypadkiem trafiła na forum publiczne. Cały wpis rozpoczyna zdanie "przedstawiamy oficjalne stanowisko zarządu spółki".
Grzegorz Błażewicz, Konrad Pawlus i Marek Broda tłumaczą, że dyrektor finansowy w czasie konferencji Infoshare przebywał na urlopie w Trójmieście, "więc niech ten urlop jakoś chłopak produktywnie spędzi bez wylegiwania się na plaży".
"Część z Was może nie wiedzieć, ale w SALESmanago na 200 zatrudnionych osób nie zatrudniamy ani jednej osoby, która potrafi dobrze ogarnąć wystąpienia publiczne. Serio, może Wam się wydać to dziwne, ale nie zatrudniamy ani jednego mówcy. Sam prezes Błażewicz prezentacje na konferencjach robi, delikatnie ujmując, ch+++e. Jesteśmy turbo zarobieni, cała załoga jest zaangażowana tylko i wyłącznie w operacyjną pracę" - tłumaczą członkowie zarządu.
Wpis, który ukazał się w środę po południu, do dziś zebrał ponad 2 tysiące reakcji na Facebooku i został prawie 200 razy udostępniony. W komentarzach przeważają zachwyty, ale nie brakuje też słów krytyki za przekleństwa.
Część osób wietrzy w całej sytuacji przemyślaną akcję marketingową. Te podejrzenia podsyca fakt, że firma zanotowała na konferencji drugą wpadkę, którą także się chętnie chwali.
Chodzi o wystrój stanowiska Sales Manago. Zamiast profesjonalnej oprawy graficznej znalazły się na niej jedynie zwykłe kartki A4 z wydrukowaną nazwą firmy. Towarzysząca im karteczka wskazuje, że taka amatorska forma to wina kuriera. Jako rekompensatę zaproponowano... piwo.
Czytaj też: Ile kosztuje biznesowy błąd? 14,5 mln zł. Tyle z własnej kieszeni właśnie wyciągnął Rafał Brzoska
Spiskową teorię dodatkowo podsyca fakt, że zanim Grzegorz Błażewicz założył firmę Sales Manago, przez 6 lat pełnił funkcję dyrektora marketingu Grupy Kapitałowej Comarch, a następnie był szefem spółki Interia.pl. W branży marketingowej nowicjuszem z pewością nie jest.
Grzegorz Błażewicz w rozmowie z money.pl kategorycznie zaprzecza, że wszystko było zaplanowane. - To był całkowity spontan. Postanowiliśmy wziąć w obronę naszego kolegę, który jest absolutnie kluczową postacią dla naszej firmy, przed atakiem branżowego influencera - mówi.
- Wpis ma wyraz silnie ironicznie, a właściwie autoironiczny, mamy do siebie ogromny dystans - podkreśla szef krakowskiej firmy. Przyznaje, że jego firma "zaliczyła dwa fakapy".
Na pytanie, czy w obliczu krytyki za obecne w oświadczeniu przekleństwa zmieniłby choć jedno słowo, odpowiada, że nie. - Lubi pan czasem przekląć? No właśnie, więc nie przesadzajmy. Przekleństwa są naturalną częścią języka. Kto nas zna, ten wie, że w podobnym stylu utrzymane są inne nasze komunikaty - wyjaśnia.
Czym zajmuje się Sales Manago? Spółka dostarcza narzędzia informatyczne do automatyzacji marketingu wykorzystywane przez działy marketingu i sprzedaży firm. W 2018 roku miała 60 mln przychodu, a w tym roku zakłada aż 40 proc. wzrost.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl