Emilia szuka dla siebie mieszkania w Warszawie od kilka lat i zaczyna tracić nadzieję, że w końcu znajdzie własny kąt.
– Po pierwsze jest bardzo drogo, po drugie jest coraz mniejszy wybór. Wypadałoby nic nie robić, tylko siedzieć przed komputerem i czekać na ofertę, a później od razu dzwonić, by umówić się na oglądanie lokalu – mówi.
Interesuje ją przede wszystkim zakup mieszkania na rynku wtórnym, bo na lokale z rynku pierwotnego nie ma czasu czekać.
– Właściciele mieszkania, które wynajmuję, podnieśli stawkę najmu o 500 zł. Z 1,5 do 2 tys. zł. Połowa pensji pójdzie na najem. To się zupełnie nie kalkuluje. Jednocześnie trudno teraz znaleźć coś tańszego, a na częste przeprowadzki nie mam ani czasu, ani sił – dodaje nasza rozmówczyni.
Problem z dostępnością lokali zauważają pośrednicy. – Jeżeli chodzi o Warszawę, bardzo niewielka jest podaż mieszkań jedno- i dwupokojowych o pow. do 50 m kw., a także lokali luksusowych czy o wysokim standardzie wykończenia powyżej 100 m kw., czteropokojowych, w dobrych prestiżowych lokalizacjach: Śródmieście, Mokotów, Powiśle, Starówka - mówi Wojciech Kuc, pośrednik, ekspert Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.
- Dużym powodzeniem cieszą się mieszkania w nowoczesnym budownictwie i kamienicach. Można powiedzieć, że każde mieszkanie w kamienicy bardzo szybko znajduje nabywcę. Młode pokolenie jest szczególnie zainteresowane nowoczesnymi lokalami wybudowanymi przy użyciu nowych technologii, z garażami, na osiedlach strzeżonych – dodaje Wojciech Kuc.
Ekspert zauważa, że łatwiej znaleźć mieszkania trzy, czteropokojowe w wielkiej płycie na obrzeżach stolicy - Targówku, Ursynowie czy Bielanach.
– Nie ma ich w nadmiarze, ale z pewnością łatwiej je kupić – tłumaczy Wojciech Kuc.
W Krakowie też brakuje małych mieszkań. – Podaż mieszkań wynika z dużej aktywności deweloperów. Śródmieście praktycznie nie jest w obrocie, nieruchomości sprzedają się na pniu, jest duża kolejka klientów, wręcz dochodzi do licytacji, kto da więcej - mówi Andrzej Piórecki, pośrednik i ekspert rynku nieruchomości
- Nawet ci, którzy kupowali na wynajem, też niezbyt chętnie sprzedają lokale, bo ich cena rośnie. Natomiast w sypialniach Krakowa obrót jest spokojny. Mieszkania na bieżąco schodzą. Najbardziej brakuje mieszkań rodzinnych 2+1, czyli takich do 40 m kw., dwupokojowych – dodaje.
Coraz mniejsza podaż
Z rynku nieruchomości coraz częściej docierają niepokojące dane o dużym spadku podaży mieszkań, zwłaszcza w Warszawie. Portal Rynekpierwotny.pl podaje, że na terenie stolicy podaż rynku pierwotnego zmniejszyła się aż o 35 proc. od końca lipca 2020 r. do końca czerwca 2021 r.
Oferta deweloperów skurczyła się też we Wrocławiu. Tam miniony kwartał przyniósł spadek liczby dostępnych nieruchomości deweloperskich o mniej więcej jedną czwartą. Negatywną zmianę podażową odnotowano również na terenie Łodzi (-9 proc. w II kw. 2021 r.).
Z raportu JLL "Rynek mieszkaniowy w Polsce – II kwartał 2021" wynika, że sprzedaż nowych mieszkań na największych rynkach w Polsce utrzymała się na rekordowym poziomie 19,5 tys., co sprawiło, że osiągnięto najlepszy w historii wynik pierwszego półrocza.
Deweloperzy działający w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, Poznaniu i Łodzi w pierwszym półroczu 2021 r. sprzedali łącznie 39 tys. mieszkań, czyli o 7,2 proc. więcej niż w najlepszym do tej pory pierwszym półroczu 2017 r.
Polska na szarym końcu
W Polsce od lat mówi się o braku mieszkań. Ministerstwo Rozwoju szacuje, że na koniec 2019 r. deficyt mieszkaniowy wynosił 641 tys. mieszkań. W Polsce na 1000 mieszkańców przypada około 386 mieszkań. Słabiej w EU wypada jedynie Słowacja (369 mieszkań).
– Nikt tak naprawdę nie wie, ilu mieszkań brakuje w Polsce. Liczba lokali na mieszkańca jest związana z rozwojem gospodarczym kraju, więc z 386 mieszkaniami na 1000 mieszkańców trochę jeszcze nam brakuje do 491 średniej unijnej, a tym bardziej do bogatych krajów: 509 Niemiec czy 590 Francji – mówi Rafał Trzeciakowski, ekonomista z Forum Obywatelskiego Rozwoju.
To przede wszystkim, jak podkreśla, wynik naszego zapóźnienia po PRL, kiedy mieliśmy najmniej mieszkań w regionie – nie tylko mniej niż Czechy czy Węgry, ale nawet niż Bułgaria i Litwa.
– Obraz dostępności mieszkań w Polsce się jednak komplikuje, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że braki mieszkaniowe, przydziały mieszkań i system meldunkowy blokowały migracje do dużych miast w czasach socjalizmu. Dzisiaj Polska ciągle jest mniej zurbanizowana niż większość krajów rozwiniętych - mówi ekspert FOR-u.
- Kluczowym pytaniem nie jest więc zsumowana liczba mieszkań w całej Polsce, ale ile jeszcze mieszkań musimy zbudować w Warszawie, Krakowie, Trójmieście i innych metropoliach z najbardziej atrakcyjnymi miejscami pracy, aby osoby z mniejszych miejscowości były w stanie się do nich łatwo przeprowadzać w dążeniu do awansu społecznego – twierdzi ekonomista.
Czy realny jest scenariusz, że za jakiś czas nie będzie czego kupować na rynku nieruchomości? Tego nie należy się spodziewać.
– Problem z brakiem mieszkań na rynku raczej się nie będzie pogłębiał, bo nasycenie jest dość duże. Kończy się również era zakupów inwestycyjnych związanych z niekorzystnym oprocentowaniem lokat bankowych. Coraz więcej nieruchomości kupowanych jest przy wykorzystaniu kredytów – uważa Wojciech Kuc, pośrednik, ekspert Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.