Komisja Europejska obniżyła w czwartek prognozę tegorocznego wzrostu PKB Polski do 4,1 proc. wobec 4,4 proc., które były prognozowane jeszcze w lipcu. Prognoza na 2020 r. została obniżona do 3,3 proc. z 3,6 proc. Na 2021 r. Komisja prognozuje dla nas wzrost na poziomie 3,3 proc.
"Konsumpcja prywatna pozostanie kluczowym motorem wzrostu, wspieranym przez korzystne trendy na rynku pracy i stymulację fiskalną" - pisze Komisja w jesiennym raporcie. "Wzrost inwestycji będzie umiarkowany z uwagi na słabsze oczekiwania popytowe w sektorze prywatnym, zaś inwestycje publiczne będą kontynuowały wzrost dzięki funduszom UE, ale w wolniejszym tempie" - czytamy.
Nasz wzrost gospodarczy nie będzie już trzecim najwyższym w Europie, tak jak to ma miejsce teraz. Według KE spadniemy z podium. Oprócz Irlandii i Malty, wyprzedzą nas jeszcze Węgry, a zrówna się z nami Rumunia.
Zobacz też: PiS nie dotrzyma słowa. "Nie było szans na zrównoważony budżet"
Dynamika inwestycji ma iść w górę o 8 proc. w bieżącym roku, by zejść do poziomu nieco ponad 3 proc. w kolejnych dwóch latach. To bardzo podobne prognozy do tych dla Rumunii. Dużo szybciej nakłady mają wzrosnąć w tym roku w Irlandii, gdzie Komisja prognozuje aż 44,3-procentowy wzrost, a także na Węgrzech, Grecji, Cyprze i na Malcie (gdzie wzrost ma być co najmniej 10-procentowy). W przyszłym roku większymi inwestycjami mają się cieszyć głównie w Grecji i Chorwacji.
Według Komisji inflacja wzrośnie u nas stopniowo pod koniec 2019 roku i na początku 2020 roku, sięgając szczytu ponad 3 proc. w pierwszym kwartale. Następnie spadnie do ok. 2,5 proc. i pozostanie na tym poziomie do końca 2021 roku. Na przestrzeni całego 2020 roku ma wynieść 2,6 proc. Rok później zejdzie do 2,5 proc. - prognozuje KE.
KE nie wierzy w zrównoważony budżet
Jeśli chodzi o zrównoważony budżet, który na przyszły rok zapowiedział premier Mateusz Morawiecki, Komisja nie widzi na to szansy. Deficyt finansów publicznych (general government) wyniesie według prognozy 0,2 proc. PKB. Czyli dokładnie tyle samo, co w 2018 roku (w tym roku jest to - 1 proc. PKB).
Tymczasem w Europie brakiem deficytu będzie mogło się pochwalić aż piętnaście państw. Będą to: Niemcy, Irlandia, Grecja, Cypr, Litwa, Luksemburg, Malta, Holandia, Austria, Portugalia, Słowenia, Bułgaria, Dania, Chorwacja i Szwecja.
W tym kontekście czy można się dziwić, że rząd tak usilnie starał się zrównoważyć budżet w 2020? Jeśli saldo wyjdzie na minus, to będziemy jednymi z niewielu w Europie w takiej sytuacji. A musimy przecież konkurować o kapitał na finansowanie zadłużenia. Przy deficycie trudniej będzie sprzedać obligacje z oprocentowaniem niższym niż obecnie, czyli około 2 proc. rocznie w przypadku papierów 10-letnich.
Jest też jednak pozytywna wiadomość. Według prognoz Komisji udział długu publicznego w PKB spadnie w tym roku do 47,4 proc. proc. z 48,9 proc. rok temu. W przyszłym - do 47,4 proc., a w 2021 roku - do 44,3 proc. Za dwa lata niższym od naszego poziomem zadłużenia w Europie będą mogły się pochwalić tylko: Estonia, Łotwa, Litwa, Luksemburg, Bułgaria, Czechy, Dania, Rumunia i Szwecja.
Rekordzistką nadal jest Grecja z prognozowanym w tym roku na 175,2 proc. PKB długiem publicznym (w przyszłym roku ma to być 169,3 proc.). To i tak lepiej od negatywnego rekordu z 2018 roku, czyli 181,2 proc. PKB.
Wysokie poziomy długu mają też Włochy i Portugalia. Tylko w przypadku pierwszego z tych krajów poziom długu w PKB ma rosnąć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl