Resort rozwoju jest krytykowany przez koalicjantów za forsowanie programu kredyt "na start", zwanego też kredytem 0 proc. Przedstawiciele Lewicy i Polski 2050 zarzucają ministerstwu, że, podobnie jak program PiS "Bezpieczny kredyt 2 proc.", jest on kosztowny i napędzi wzrost cen mieszkań oraz zyski banków i deweloperów.
Oliwy do ognia dolał na bieżącym posiedzeniu Sejmu wiceminister rozwoju i technologii Jacek Tomczak, mówiąc na posiedzeniu jednej z komisji, że "ludzie inwestują swoje środki w mieszkania i oczekują, że ceny nie spadną". Wypowiedź wywołała falę komentarzy, także wewnątrz obozu rządzącego.
"Mieszkanie to nie środek spekulacji i szybkiego zysku, a miejsce, w którym ludzie żyją, zakładają rodziny, rozwijają się. Politycy powinni rozumieć, że wysokie ceny i brak dostępności to zabieranie obywatelom szans. Dlatego nie ma naszej zgody na "Kredyt 0 proc." Chcemy budownictwa społecznego i dostępnych mieszkań!" - napisała na portalu X Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej z Polski 2050.
Co więcej, wypowiedź Tomczaka nie spodobała się także w jego macierzystej partii. - Nie może być tak, że wiceminister rozwoju wychodzi z takim komunikatem do inwestorów. On ma na pierwszym miejscu stawiać zwykłych obywateli szukających mieszkania, zwłaszcza młodych - krytykuje w rozmowie z money.pl jeden z ludowców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z kolei w KO często słychać sugestie, że program dopłat do kredytów padnie "ofiarą" sytuacji powodziowej. - To jest coś, z czego łatwo będzie zrezygnować, bo nie budziło to powszechnego entuzjazmu, więc nie będzie też dużych protestów w koalicji - przyznała w czwartek na antenie Polskiego Radia 24 rzeczniczka klubu KO Dorota Łoboda.
Już wiadomo, że tegoroczne środki (500 mln zł), które były zabezpieczone na ewentualne wdrożenie programu dopłat do kredytów, trafią na cele powodziowe. Ale w samym resorcie rozwoju zwracają uwagę, że to w żaden sposób nie przesądza o losach programu, który i tak - jeśli w ogóle - zostanie uruchomiony najwcześniej w przyszłym roku. Zresztą, od czołowych polityków KO słychać, że jeśli program będzie dobrze skonstruowany, to nie ma powodów, żeby nie wszedł w życie.
Program zarobi sam na siebie?
Aby przekonać do swojego pomysłu, resort opracował analizę, jak program może wpłynąć na dochody z VAT. Przygotował także prezentację pokazującą, że efektem wprowadzenia programu w obecnej wersji nie musi być powtórka z "Bezpiecznego kredytu 2 proc."
Ile zarobi budżet?
MRiT w swoich wyliczeniach stawia tezę, że program w szykowanej wersji "zarobi" na budżetowe wydatki na mieszkalnictwo. Resort argumentuje, że jeśli program nie zostanie wprowadzony, to spadnie i liczba sprzedawanych mieszkań, i inwestycji na rynku mieszkaniowym. Gdyby spadek sięgnął 20 tys. mieszkań w półroczu, to w ciągu roku efektem będą wpływy z VAT niższe o co najmniej 3 mld zł. Ale jeśli spadek będzie porównywalny z okresem przed wprowadzeniem "Bezpiecznego kredytu 2 proc.", to budżetowy koszt może wynieść nawet ponad 6 mld zł.
Jak resort doszedł do swoich wyliczeń? Założył, że wpływy z tytułu podatku VAT od sprzedaży 10 tys. mieszkań na rynku pierwotnym to ok. 800 mln zł. Połowa tej kwoty to VAT zapłacony z tytułu sprzedaży samego mieszkania (podatek wynosi 8 proc.), pozostała część to wpływy z VAT pochodzące z rynku artykułów AGD, RTV, produktów meblarskich, materiałów budowlanych i usług wykończeniowych związanych z wykończeniem mieszkania.
Jak przypomina resort, między drugim półroczem 2022 r. a drugim półroczem 2021 roku spadek nowo budowanych mieszkań wyniósł 50 tys. "W przeliczeniu na opisane wyżej wpływy z tytułu VAT oznacza to ubytek przychodów z podatku VAT w kwocie ok 4,8 mld zł" - można przeczytać w analizie.
Jakie wnioski wyciąga resort?
Jeśli zwiększymy podaż mieszkań, to z dochodów z VAT będzie można zrealizować całą politykę mieszkaniową, i to nawet najdroższe programy komunalne i społeczne, droższe niż same dopłaty do kredytu - przekonuje rozmówca z resortu rozwoju.
W przyszłorocznym budżecie wydatki na mieszkalnictwo to ponad 4 mld zł, z czego na program kredyt "na start" przewidziane jest 0,5 mld zł. Nasz rozmówca przekonuje, że "nie uratujemy mieszkaniówki w Polsce budownictwem społecznym". - Mniejszym zaangażowaniem sprawimy, że rocznie będziemy mogli wesprzeć 60 tys. rodzin. Badania pokazują, że większość Polaków chce wsparcia w zakresie budownictwa własnościowego - dodaje rozmówca money.pl.
Jednocześnie resort zapewnia, że program obecny kredyt "na start" jest skalibrowany zupełnie inaczej niż "Bezpieczny kredyt 2 proc." autorstwa PiS i wejdzie w innym momencie rynkowym, więc jego wpływ na rynek będzie znacznie mniejszy. Ma być wprowadzony limit 15 tys. wniosków na kwartał, podczas gdy w "Bezpiecznym kredycie" takich limitów nie było.
Wprowadzone mają być także limity dochodowe uprawniające do wzięcia udziału w programie, podczas gdy w programie PiS ich nie było. Kredyt 0 proc. ma być skierowany głównie do rodzin, a największe preferencje mają dotyczyć rodzin z dziećmi, np. słynny kredyt 0 proc. ma być dostępny tylko dla rodzin z co najmniej trójką dzieci.
Przywoływana jest analiza działania innego programu dopłat, "Mieszkania dla młodych", który został uruchomiony w czasach rządów PO-PSL. Szefostwo ministerstwa argumentuje, że w trakcie działania tego programu liczba rozpoczynanych budów mieszkań wzrosła o 70 proc., wynagrodzenia o 25 proc. a ceny mieszkań o 13 proc. Jeśli więc chodzi o możliwość zakupu mieszkań, siła nabywcza Polaków wówczas wzrosła.
Sytuacja na rynku
Ostatnio ekonomiści banku Credit Agricole przygotowali prognozę sytuacji na rynku mieszkaniowym.
Na podstawie wyników modelowania ekonometrycznego oczekujemy spadku liczby oddanych mieszkań w bieżącym roku o kilkanaście procent w porównaniu do 2023 r. Uważamy, że roczna liczba oddanych mieszkań ustabilizuje się w latach 2024-2025 na poziomie ok. 125 tys., poniżej wartości z 2023 r. (142 tys.). Naszym zdaniem dopiero druga połowa 2025 r. okaże się okresem silnego wzrostu podaży na rynku mieszkań - przewidują ekonomiści Credit Agricole.
Zwracają uwagę, że jedną z niewiadomych, jeśli chodzi o sytuację na rynku, jest brak konsensusu w koalicji rządzącej w sprawie programu kredyt "na start". Jak zauważają, przez zwiększenie popytu ten program może skłonić deweloperów do szybszej realizacji istniejących projektów.
Główny ekonomista tego banku Jakub Borowski, pytany o wyliczenia MRiT dotyczące wpływów z VAT, zwraca uwagę, że trudno w tej sprawie o jednoznaczny głos, dopóki na stole nie zostanie precyzyjnie obliczona alternatywa dla kredytu "na start". - Skutki budżetowe są oczywiste, ale to nie argument w ocenie jednego czy drugiego rozwiązania. Dyskusja powinna dotyczyć tego, kogo ma dotyczyć wsparcie, jakie warunki ma spełnić, jakich mieszkań potrzebujemy i kto powinien animować rynek - podkreśla ekonomista w rozmowie z money.pl.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl.