Rok 2020 nie będzie dla nikogo łaskawy. Niektórzy ekonomiści mówią wręcz o apogeum podwyżek.
- Oczekiwany przez nas wzrost dynamiki cen w kolejnych miesiącach będzie odczuwalny, choć przejściowy. Najtrudniejsze będą trzy pierwsze miesiące roku - tłumaczył nam Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole Bank Polska.
Co zdrożeje? Na start zapewne alkohol i papierosy
Trzeba oddać rządzącym, że gdy się uprą, to potrafią ekspresowo przeprowadzić projekty ustaw. Tuż po wyborach rząd przyjął projekt dotyczący podwyżek stawek akcyzy. Sejm właśnie nad nim pracuje (ostateczne głosowanie zaplanowano na czwartek).
Od stycznia stawka podatku akcyzowego na alkohol i na papierosy ma urosnąć o 10 proc. Dla budżetu oznacza to dodatkowe 1,7 mld zł w skali roku, zaś dla entuzjastów procentowych trunków to, że dopłacą 10 groszy do butelki piwa, 50 gr do butelki wina i złotówkę do wódki.
Obejrzyj: Expose Morawieckiego. Borys: "premier zapewnił wzmocnienie przedsiębiorców"
Według Eurostatu na alkohol wydajemy 4 proc. naszej miesięcznej pensji. Oznacza to, że osoba, która zarabia na rękę 3,5 tys. zł, wydaje teraz 140 zł na alkohol. Za tę sumę można kupić siedem butelek 0,5 l wódki lub dziewięć butelek wina. Od przyszłego roku trzeba będzie dołożyć odpowiednio 7 zł lub 4,5 zł, by kupić taką samą ilość trunków.
Nieuniknione wydają się także podwyżki prądu. Jak pisaliśmy w money.pl, spółki energetyczne złożyły do URE wnioski o noworoczne podwyżki cen dla gospodarstw domowych.
Nie ma pewności, o ile miałoby być drożej. Z nieoficjalnych informacji podawanych przez RMF wynika, że podwyżki mogą wynieść od kilkunastu do nawet 40 proc. Bardziej wyważony jest Narodowy Bank Polski, który prognozuje 8-procentowy wzrost cen.
W ubiegłym roku spółki walczyły o podniesienie taryfy o 30 procent. Nie odczuliśmy jej, ponieważ rząd "dofinansował" branżę elektryczną. Jednak w tym roku może nie wystarczyć w budżecie pieniędzy na opłacanie prądu dla wszystkich Polaków.
Przeciętna polska rodzina wydaje co miesiąc ok. 200 zł na opłaty za energię (tak wynika z ubiegłorocznego raportu "Portfel statystycznego Polaka"). Po podwyżce mogłoby to być 260 zł.
Kto ma auto, ten ma koszty: chodzi o polisę, przeglądy oraz – a raczej przede wszystkim – paliwo. Z obwieszczenia ministra infrastruktury wynika, że od przyszłego roku wzrośnie też opłata paliwowa na benzynę, olej napędowy i gaz. Jest to kwota, którą uiszczają producenci i importerzy paliw.
Stawka za 1000 l benzyn silnikowych wyniesie 138,49 zł (wzrost o 5 zł), za 1000 l olejów napędowych - 306,34 zł (wzrost o prawie 6 zł), a za 1000 kg gazów - 170,55 zł (podwyżka o niemal 6 zł).
Teoretycznie "podwyżkę" powinien odczuć przemysł, w praktyce – jak wskazują eksperci – koszty najprawdopodobniej spadną na konsumentów.
- Koszty ustawowe zawsze później okazują się częścią ceny. Natomiast nie spodziewałabym się skokowej podwyżki po podniesieniu opłaty paliwowej. Zarówno diesel, jak i benzyna, może zdrożeć o 1 gr na litrze. Jeżeli będzie to jedyna zmiana, to nie zachwieje ona rynkiem. Obawiałabym się raczej innych podwyżek, np. kosztów funkcjonowania przedsiębiorstw – powiedziała Urszula Cieślak, BM Reflex.
Kolejny cios ma nadejść ze strony samorządów. Chodzi o wyższe opłaty za wywóz śmieci. Argumenty? Coraz droższe składowanie czy kosztowna selektywna zbiórka odpadów. To wszystko powoduje, że niektóre miasta szykują podwyżkę rzędu 200-300 proc.
Cenowy kryzys szykuje się na Mazowszu. Na przykład władze Warszawy zdecydowały, że od przyszłego roku dwuosobowa rodzina mieszkająca w niedużym lokalu zapłaci za segregowanie odpady nawet 54 zł. Do teraz było to 19 zł.
Początek roku może więc oznaczać łącznie od kilkudziesięciu do ponad 100 złotych ustawowych podwyżek.
Druga rzecz to podwyżki, które są pochodną sytuacji na rynkach. I tego możemy się bać najbardziej. W Chinach brakuje wieprzowiny. Mięso stanowiące podstawę diety w tym kraju, znika przez epidemię ASF. To z kolei odbija się na wzroście cen pozostałych gatunków mięsa, w szczególności popularnego w Polsce drobiu. Ekonomiści spodziewają się, że też wyższej dynamiki cen owoców.
- Wiele towarów jest importowanych. Gdyby doszło do osłabienia złotego, to przełoży się to na wyższą inflację. Z kolei wyższa inflacja może spowodować, że pracownicy będą oczekiwali wyższych pensji jako rekompensaty za wzrost cen – skomentował główny ekonomista BCC, prof. Stanisław Gomułka.
Z kolei Grzegorz Sielewicz, główny ekonomista Coface w Regionie Europy Centralnej, spodziewa się, że w najbliższych miesiącach będą rosły ceny żywności, nawet o 8 proc. rok do roku. - Pierwszy kwartał to będzie szczytowy punkt inflacji - ocenił w rozmowie z MarketNews24.
Z szacunków ekonomistów wynika, że ceny żywności mogą wywindować poziom inflacji w przyszłym roku do 3-3,5 proc.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl