W najgorszym czasie pandemii byli naszymi supebohaterami. Również Ministerstwo Zdrowia tak oceniało ich pracę. Niestety ratownicy medyczni nie dostają wynagrodzenia, które pozwalałoby im tak się poczuć.
W nowej ustawie zmieniającej zasady wynagrodzeń dla pracowników medycznych nie zostali uwzględnieni w siatce płac jako osobny zawód medyczny, przez co znaleźli się w najniższej kategorii wynagrodzeń i obawiają się, że płace będą jeszcze niższe.
Jak jest teraz? Najlepiej zarabiający w zawodzie otrzymują ok. 3,5 tys zł netto. Według danych "Rynku Zdrowia" najczęściej jednak na paskach ich wypłat pojawia się nieco ponad 2,8 tys zł. To za ratowanie życia kwota, która na przeżycie może nie wystarczyć.
Dowód znajduje się poniżej. Na pasku z wynagrodzeniem jest 300 złoty raty z kasy zapomogowo-pożyczkowej. Gdyby nie pożyczka, na konto przyszłoby 2750 zł.
- Co mam powiedzieć. 13 lat pracy. Stać mnie tylko na śmiech przez łzy - mówi ratownik. Dłużej pracujący nie zawsze dostają więcej.
Paski grozy
Trudno zatem spodziewać się jakiegokolwiek komentarza od ratownika, który przysłał nam swój skan. Jak zapewnia, jest w zawodzie od 15 lat.
Trudno też mówić o odpowiednich zarobkach za tak ciężką pracę, kiedy ratownik z blisko 40-letnim stażem pracy i po 16 latach w karetce dostaje miesięcznie 3536,43 zł.
Dość obrazowo o zarobkach napisał na facebookowym koncie Komitetu Protestacyjnego Ratowników Medycznych:
"Godzina pracy ratownika medycznego, człowieka, od którego niejednokrotnie zależy czyjeś zdrowie a nawet życie - największa wartość, wydzierana ze szponów śmierci w pocie, deszczu, upale i mrozie, w kombinezonie i masce, 24 godziny na dobę, 365 dni w roku wyceniana - jest w przeliczeniu na... 2 kalafiory i 2 kg ziemniaków!!!".
- To urągające wynagrodzenia. Dlatego u nas na południu Wielkopolski w Pleszewie Krotoszynie, Kaliszu, Ostrowie Wielkopolskim i Jarocinie ratownicy medyczni nie podpisują nowych umów z dyrektorami szpitali. Czujemy się oszukani i skrzywdzeni. Byłem na wielu rozmowach w Ministerstwie Zdrowia, gdzie zapewniano nas, że to się zmieni. To jednak tylko słowa - mówi Dariusz Tomczak, przewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych Południowej Wielkopolski.
4. fa-L-a
Rzeczywiście, miało się zmienić wraz z nową ustawą. W niej jednak ratownicy medyczni, jak już wspominaliśmy na wstępie, dostali najmniejszą stawkę wynagrodzenia minimalnego.
- Ministerstwo przekierowało tą ustawą odpowiedzialność na pracodawcę. Boimy się, że jak w ustawie jest podana wartość minimalna, to tak będą nam płacić i o nieco więcej trzeba będzie powalczyć. Dlatego trzeba pracodawców zmotywować, najczęściej przez dbanie o własne zdrowie - mówi money.pl Piotr Dymon, przewodniczący i szef prezydium Komitet Protestacyjny Ratowników Medycznych.
Na facebookowym koncie Komitetu cały czas aktualizowane są informacje dotyczące kolejnych SOR-ów, które są lub będą zamykane ze względu na braki kadrowe.
Oficjalnie oczywiście nie mogą przyznać, że przechodzenie na L4 to zorganizowana akcja, dlatego we wpisach czytamy o dbaniu o swoje zdrowie i przemęczeniu. Podobnie robili np. protestujący policjanci.
SOR zamknięty
W poniedziałek Komitet tak informował o sytuacji na ważnym dla Wrocławia Szpitalnym Oddziale Ratunkowym:
"4 fa-L-a dziesiątkuje ratowników medycznych! Kolejny SOR na Dolnym Śląsku w "tarapatach"! Czy obywatele Polski powinni czuć się bezpiecznie? Oto informacja, jaką otrzymaliśmy od naszych Kolegów: "Kolejny SOR tym razem "Marciniak" we Wrocławiu, który jest również Centrum Urazowym Dziecięcym, dołącza do protestu. Teraz pora zadbać o swoje zdrowie (ponad 20 osób na L4), więc prosimy kolegów i koleżanki z "branży" o niebranie dyżurów, bo chcemy wywalczyć godne warunki".
W środę SOR został zamknięty. - Ratownicy i pielęgniarki kaskadowo zgłaszali absencje, przynosząc L4 i nie pojawiali się w pracy. Początkowo panowaliśmy nad sytuacją, ale jak absencja doszła do 50 proc., to w środę o 18 podjęto decyzję o zamknięciu całego SOR. Tak będzie do odwołania - mówi money.pl.
Będzie gorzej?
Czy można się spodziewać następnych zamkniętych oddziałów w całej Polsce?
- Dziś dowiedzieliśmy się o kolegach z Rzeszowa, szykują się kolejne takie problemy m.in. w Lubelskiem. Mamy informacje z całej Polski, że brakuje kadry, ludzie odchodzą z zawodu, a ci, co zostają, zaczynają dbać o swoje zdrowie. Zmniejszają liczbę dyżurów lub idą na chorobowe - mówi Tomasz Wyciszkiewicz, przewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych w Legnicy i delegat na Dolny Śląsk Komitetu Protestacyjnego.
Ile mniej karetek pogotowia jest teraz dostępnych w Polsce? Chcieliśmy to ustalić w Krajowym Centrum Monitorowania Ratownictwa Medycznego. Odesłano nas jednak do MZ, które musi wydać zgodę na przekazanie danych.
Resort zdrowia, oprócz tego, zapytaliśmy o ewentualne rozmowy z ratownikami. Jednak do czasu opublikowania tego artykułu nasze pytania pozostały bez odpowiedzi.