Ukraina jest jednym z najważniejszych rynków eksportowych dla polskich producentów sera. Branża mleczarska obawia się, że konflikt na granicy doprowadzi do zamknięcia ukraińskiego rynku.
- Obawiamy się, że wyrzucą nas z rynku. Jeżeli granica zostanie zamknięta lub obecny stan potrwa dłużej, to sentymentów nie będzie. Ukraińcy muszą coś jeść i wypadniemy z tego rynku szybciej, niż się wydaje - mówiła w rozmowie z money.pl Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
29 lutego Związek Przedsiębiorstw Mleczarskich Ukrainy i Polskiej Izby Mleka zaapelował do rządów w Kijowie oraz Warszawie, żeby znaleźć rozwiązanie tego sporu i go zakończyć.
"Problemy trwają od miesięcy"
Branża zaznaczyła w apelu, że Ukraina jest jednym z czołowych, poza unijnych odbiorców polskich produktów mlecznych, a saldo dodatnie dla polskich eksporterów w wymianie handlowej z Ukrainą wynosi ponad 97 mln euro. To ważny rynek m.in. dla Spółdzielni Obrotu Towarowego Przemysłu Mleczarskiego w Białymstoku.
Protesty rolników na granicy bardzo negatywnie wpływają na sprzedaż produktów mleczarskich na Ukrainę. Z powodu strajków mamy bardzo duże problemy z transportem, podstawianiem się samochodów pod załadunek na czas. Odbiorcy anulowali swoje zamówienia, gdyż nie byliśmy w stanie wywieźć zamówionego towaru na Ukrainę - tłumaczy money.pl Andrzej Ramotowski, prezes SOT Białystok.
Ramotowski dodaje, że "spółdzielnia poniosła dużą stratę z tytułu braku realizacji zamówień, ale była to również strata dla mleczarń, w których zostały niesprzedane towary". Jego zdaniem te problemy "ciągną się i nawarstwiają już od listopada 2023 roku."
Dla SOT Białystok rynek ukraiński jest znaczący pod kątem eksportu. Na wschód trafiają: jogurty, kefiry, serki twarogowe, sery topione, sery dojrzewające (w blokach, paczkowane i plasterkowane, pleśniowe) oraz śmietanki i mleko.
- Obecnie sprzedajemy wszystkie produkty, tylko w znacznie mniejszych ilościach. Jest to spowodowane brakiem chętnych przewoźników do stania w długich kolejkach na granicy polsko-ukraińskiej. Z tego powodu eksport na Ukrainę w styczniu 2024 r. spadł nam o połowę w stosunku do stycznia 2023 r., a w lutym o 35 proc. - wyjaśnia Ramotowski.
O problemach z kierowcami mówiła też Agnieszka Maliszewska. - Polskie firmy transportowe nie chcą wozić naszych produktów, bo na granicy trzeba średnio stać dwa tygodnie. Ukraińcy też nie chcą jeździć, bo też stoją i obawiają się, że np. ktoś zniszczy im auto. Jesteśmy coraz mniej konkurencyjni cenowo, wypadamy z gazetek promocyjnych. Nie można przewidzieć czy wysłany towar dojedzie na czas do ukraińskich sklepów - oceniła.
Na horyzoncie nie widać końca protestów. 6 marca w Warszawie zaplanowano strajk generalny rolniczej "Solidarności". Nie oznacza to przerwy w strajku na granicy z Ukrainą.
- Każdego dnia obserwujemy z uwagą sytuację na granicy polsko-ukraińskiej. Mamy też nadzieję, że nie dojdzie do całkowitego jej zamknięcia. Ukraińcy lubią polskie produkty i chętnie po nie sięgają. Zainteresowanych handlem z Ukrainą jest wielu. Obecnie cała Europa ma problem ze sprzedażą swoich produktów mleczarskich i chętnie wykorzysta nadarzającą się okazję (do zastąpienia polskich firm w eksporcie do Ukrainy - przyp. red.) - uważa Ramotowski