W Ekwadorze trwa właśnie konflikt wewnętrzny, jeden z największych od wielu lat. W ulicznych demonstracjach od czwartku zatrzymano 350 osób, a tamtejsze MSW podało, że rannych zostało 28 policjantów, którzy powstrzymywali tłum przed atakiem na siedzibę prezydenta kraju Lenina Moreno. Wszystko przez zniesienie istniejących od 40 lat dopłat do paliw.
Na miejscu jest Polka Katarzyna Łukasik, która w specjalnej relacji dla money.pl opowiada o tym, co spotkało ją w Ekwadorze w ostatnich dniach. - Sytuacja jest bardzo słaba. Jestem uwięziona w mieście Latacunga, ok. 110 km na południe od Quito. Protesty zaczęły się w czwartek rano, akurat tego dnia autem wracałam z wędrówki po wulkanie Cotopaxi. Gdy wjechaliśmy na Panamericanę, tutejszą autostradę, by wrócić z wulkanu do Latacungi, protestujący rzucali się z pałami na każdy samochód i próbowali je wywracać - relacjonuje pani Kasia.
Jak tłumaczy, demonstranci uważają, że podczas strajku nikt nie ma prawa przemieszczać się po kraju. - Wszystkie większe miasta są otoczone zasiekami protestujących. Płoną opony, ciężarówki stoją w poprzek dróg, nikt nie może wjechać do i wyjechać z miast. Jest totalny paraliż - mówi pani Kasia. Jak dodaje, poruszać można się jedynie pomiędzy tzw. punktami kontrolnymi protestujących.
- By wrócić do Latacungi, gdzie miałam rzeczy w hotelu, musiałam wysiąść z auta na obwodnicy i pieszo mijać te zasieki. Wszyscy są uwięzieni tam, gdzie złapał ich protest. Do tego w piątek przez miasto przetoczył się jeszcze strajk autochtonów, oni najpewniej protestują przeciwko prezydentowi Moreno. Nie dopytałam, bo jedna ze strajkujących chciała uderzyć mnie pałką w plecy, więc ukryłam się za kratami hotelu - relacjonuje pani Katarzyna.
- W Quito jest regularna demolka. Stare Miasto wygląda jak podczas jakiejś wojny. Są akty wandalizmu: rabowanie sklepów i bankomatów. Jedyny plus jest taki, że w piątek wieczorem Abel Gómez, szef narodowej federacji transportu publicznego, ogłosił koniec strajku transportu publicznego. Od soboty miały już jeździć busy, ale nadal wszystko stoi - mówi nam pani Kasia.
- Busy publiczne nie jeżdżą, strajk trwa w najlepsze, ale właściciel hostelu będzie mnie szmuglował przez barykady do wioski koło Amazonii, gdzie jest już spokojniej - dodaje.
Katarzyna Łukasik obawia się, że nawet jeśli busy zaczną kursować, próbujący opuścić miejsce konfliktu i tak natkną się na zasieki protestujących, porozkładane na publicznych drogach i autostradach. Jak zapewnia, w miejscu, gdzie jest, nie ma polskiej ambasady, a do którejś z krajów Unii jeszcze się nie zgłosiła. - Jeśli sytuacja nie uspokoi się w ciągu kilku dni, to będę zmuszona wrócić do kraju - podsumowuje Polka.
Zniesienie dopłat, fatalne konsekwencje
Zniesienie dopłat paliwowych, istniejących od 40 lat w Ekwadorze, spowodowało drastyczny wzrost can paliw. Jak podaje PAP, galon (ok. 3,8 l) oleju napędowego zdrożał z 1,03 dol. do 2,30 dol., natomiast benzyna zdrożała z 1,85 dol. do 2,39 dol. Według ministra gospodarki Ekwadoru Richarda Martineza zniesienie dopłat pozwoli rządowi zaoszczędzić 1,5 mld dolarów rocznie, natomiast cały pakiet reform podatkowych ma przynieść zysk w wysokości ok. 2,27 mld dolarów rocznie.
Czytaj także: Złoto zyskuje. Nerwowość na światowym rynku
Do największych ulicznych demonstracji doszło w Quito oraz w nadmorskim mieście Guayaquil. Ulice były zablokowane przez taksówki, rzucano kamieniami i palącymi się oponami. Prezydent Moreno w czwartek wprowadził stan wyjątkowy na terenie całego kraju. Mocno spadła jego popularność, choć nadal ma silną pozycję polityczną - dzięki szerokiemu poparciu elity biznesowej, lojalności wojska, a także braku silnej opozycji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl