Polska i Węgry grożą Unii wetem wieloletniego budżetu. Jeśli tak się stanie, to Unia będzie od stycznia 2021 r. działać na podstawie prowizorium budżetowego.
Prowizorium jest ustalane w oparciu o poprzedni budżet UE - ten, do którego dokładała się jeszcze Wielka Brytania. Politycy PiS sugerują, że jest to dla Polski dobre rozwiązanie. - Polsce przypaść by mogło wtedy o 23,3 proc. więcej, niż w nowym budżecie - mówił PAP europoseł Jacek Saryusz-Wolski.
Co na to eksperci? Zdecydowanie studzą ten optymizm. Mówią raczej o tym, że Unia zostanie sparaliżowana, a Polska może dostać zdecydowanie mniej, niż wynika to z założeń polityków PiS. Spać spokojnie mogą na razie rolnicy i urzędnicy UE, choć i oni mogą sporo stracić, jeśli Unia przejdzie na tryb "prowizoryczny".
Prowizorium budżetowe. Jak to działa?
W przypadku prowizorium Unia będzie co miesiąc mogła wydać maksymalnie 1/12 swojego budżetu z poprzedniego roku.
Tyle teoria. A jak będzie w praktyce? Tego nikt nie wie, bo po raz ostatni taka sytuacja zdarzyła się w 1988 roku. Unia w swoim obecnym kształcie zupełnie nie przetestowała tego mechanizmu.
- To, co my nazywamy "budżetem UE", to tak naprawdę wieloletnie ramy finansowe. Jednak szczegóły, w tym to, co kto dostaje, są określane w rozporządzeniach wykonawczych - mówi money.pl Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura European Council on Foreign Relations.
Rozporządzenia to akty prawne, które muszą przejść przez całą unijną procedurę, na przykład zostać poparte przez parlament UE.
Rozporządzenia są już negocjowane dla nowego budżetu. Jednak nie będzie można ich wykorzystać, jeśli Polska i Węgry wywrócą stolik - i zawetują budżet.
Piotr Buras mówi, że będą potrzebne wtedy nowe rozporządzenia, które będą oparte o stary budżet. Negocjacje nad nowymi rozporządzeniami mogą trwać, a to powiększy chaos. Ale zdaniem eksperta to może nie być dla Polski największy związany z tym problem.
Do przegłosowania aktów w europarlamencie potrzebna jest kwalifikowana większość głosów. Polska i Węgry zatem nie będą tu rozdawać kart. Jak sugeruje ekspert, może się okazać, że Polska na politykę spójności dostanie na przykład połowę tego, co było przewidziane w ramach starego budżetu UE. Albo... może nie dostać nawet nic.
- Owszem, to taka bomba atomowa. Jednak nasze podejście z wetem też można uznać za bombę atomową - uważa.
To więc, ile dostaniemy pieniędzy w konkretnych rozporządzeniach, będzie zależało od trudnych negocjacji. Eksperci mówią, że obecnie członkowie są mocno sfrustrowani postawą Polski i Węgier. Będą się więc mogli "odegrać" podczas głosowań nad rozporządzeniami.
Rolnicy (względnie) bezpieczni
Jak opowiada Piotr Buras, nie jest jednak tak, że każdą część budżetu trzeba będzie od nowa negocjować, gdy Unia przestawi się na prowizorium.
Niektóre rozporządzenia są od dawna przewidziane na wiele lat do przodu. Tak jest na przykład z dotacjami dla rolników. Nawet jak będzie prowizorium, powinni oni jeszcze przez pewien czas normalnie dostawać środki.
Nie będzie też problemów z działaniem administracji unijnej - te środki także są odpowiednio zapisane.
Ponadto Unia gwarantuje kontynuacje dotychczasowych programów - choć zamrożone będą te nowe. - Wyjaśnię na przykładzie. Jeśli ktoś zaczął kilka miesięcy temu budowę szpitala - i będzie ją kontynuował w 2021 r., to pieniądze z unijnych funduszy wciąż będzie dostawał. Jednak jeśli budowa miała się zacząć już w nowym roku, to na takie fundusze już liczyć nie może - wyjaśnia Piotr Buras.
Ekspert zwraca uwagę, że "nic nie będzie w prowizorium automatyczne". I na przykład budżet trzeba będzie tak naprawdę ustalać co miesiąc.
- W Brukseli już właściwie nie ma ludzi, którzy pamiętają podobną sytuację z 1988 r. Ale jest "pamięć instytucjonalna". I w nich tamte prowizorium jest uznawane za prawdziwy biurokratyczny koszmar - opowiada Buras.
Jak dodaje, Bruksela zajmowała się wtedy głównie "papierkową robotą", związaną z comiesięcznym ustalaniem wydatków. Współczesna Unia jest jednak zupełnie innym bytem niż Wspólnota pod koniec lat 80. Ma więcej członków, zdecydowanie większy budżet. Piotr Buras uważa więc, że ewentualny chaos będzie tym razem nieporównanie większy.
- Widać, że to wszystko jest wielkim problemem dla Unii. Bo przecież jej założyciele myśleli o współpracy i zakładali dobrą wolę krajów członkowskich - mówił z kolei money.pl dr Paweł Kowalski, prawnik i specjalista ds. europejskich z Uniwersytetu SWPS.
Co z Funduszem odbudowy?
Poza budżetem możliwe jest też weto wobec Funduszu odbudowy - to projekt, który ma pomóc wyjść krajom UE z kryzysu związanego z koronawirusem.
O ile weto wobec budżetu jest przewidziane w unijnych przepisach - to w przypadku takiego funduszu nie ma żadnych ram postępowania.
Ekspert ds. międzynarodowych Marcin Zaborowski przewiduje, że pozostałe 25 państw może po prostu stworzyć w przypadku weta taki fundusz między sobą - w ramach umowy międzyrządowej.
- A może będzie to 26 państw, bo być może Węgry jednak się ostatecznie dołączą - mówi Zaborowski, niegdyś szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, obecnie redaktor naczelny magazynu "Res Publica Nowa". O takiej opcji publicznie już mówił zresztą premier Holandii Mark Rutte.
Unijny budżet na lata 2021-27 to ponad bilion euro. Oraz dodatkowe 750 mld euro z Funduszu Odbudowy, który ma pozwolić krajom UE pokonać kryzys związany z koronawirusem. Polska ma otrzymać łącznie, według rządowych wyliczeń, 776 mld zł (według listopadowych kursów).
Polska i Węgry mówią o wecie, gdyż nie zgadzają się na powiązanie wypłat europejskich funduszy ze stanem praworządności w krajach UE.