Jerzy Łubieński urodził się w roku 1907 i dorastał w najprawdziwszym pałacu. Był synem Leona Łubieńskiego, polityka, jednego z polskich delegatów na konferencję pokojową w Wersalu w 1919 roku, a przede wszystkim – zamożnego właściciela cukrowni w Kazimierzy Wielkiej.
Od dziecka był paniczem mogącym liczyć na wszelkie luksusy. Najprawdziwszym milionerem stał się jednak na początku lat 30. XX wieku, jako chłopak niewiele ponad dwudziestoletni.
Rodzinne śledztwo historyczne
Nawet tyle trudno byłoby o nim powiedzieć, gdyby nie nowa książka Macieja Łubieńskiego pt. Portret rodziny z czasów wielkości. Autor prowadzi ujmującą, pełną dowcipu i dystansu gawędę o swojej rodzinie. Nie jest to jednak opowieść oparta tylko na tradycji, ustnych relacjach.
Maciej Łubieński sięgnął też po dotąd właściwie niewykorzystywane i nieznane nawet historykom źródła archiwalne. Między innymi po zbiór dotyczący dalekiego krewniaka z innej linii rodu – krezusa Jerzego.
"Jest trochę zagubiony"
Dzięki dociekaniom autora Portretu rodziny z czasów wielkości wiemy, że młody Jerzy Łubieński odziedziczył ogromny majątek po stryju Stanisławie. W jego ręce trafiły rozległe tereny na warszawskim Mokotowie, posiadłość ziemska pod Wągrowcem, cenne pakiety akcji polskich i europejskich spółek.
"Jest trochę zagubiony, ma do zapłacenia ogromny podatek spadkowy i nie wie, skąd wziąć na to pieniądze". Tak sytuację, w jakiej świeżo upieczony milioner znalazł się w 1932 roku komentuje Maciej Łubieński.
Naciągacze, złodzieje, przewrażliwieni krewniacy
Autor poświęca wiele uwagi wychowaniu Jerzego, jego problemom rodzinnym, seksualności, trudnym związkom z mężczyznami. Podaje też garść ciekawych wiadomości o tym, jak mogło wyglądać życie wielkiego bogacza w Polsce lat 30. XX wieku.
Jerzy Łubieński okazał się dobrym biznesmenem, człowiekiem świetnie rozumiejącym interesy i potrafiącym dbać o majątek. Jako względny nuworysz był też jednak stale narażony na wpływy ludzi pragnących uszczknąć coś z jego fortuny. I stale musiał martwić się o krewniaków.
Z zachowanych dokumentów wynika, że z części spadku potajemnie okradł go własny ojciec. Młody milioner miał też na głowie "bezwzględnego naciągacza", "przewrażliwioną matkę" (wzywającą go, by nie żył w grzechu i "zalewającą go własnymi problemami"), "młodszych braci, wobec których musiał pełnić rolę quasi-rodzicielską", siostrę, która narobiła ogromnych długów…
"Praca, nie wakacje"
Zarządzanie pieniędzmi wymagało dużego wysiłku. "To była praca, nie wakacje”, jak podkreśla Maciej Łubieński. W notatkach bogacza:
(…) znajdziemy szczegółowe wyliczenia, ilu pracowników potrzeba do żniw, korespondencję w sprawie sprzedaży ziemi na Mokotowie oraz zarządzenia dotyczące akcji. Wrażliwiec z Kazimierzy Wielkiej jest twardym finansistą.
Ma akcje Haberbusch Schiele, Zakładów Lilpopa, Starachowickich Zakładów Górniczych, Warszawskiego Towarzystwa Kopalń Węgra i Zakładów Hutniczych, Cukrowni "Ciechanów", Warszawskiej Fabryki Wyrobów Blaszanych "Tłocznia", której jest prezesem.
Nie jest zubożałym arystokratą, który wyzbywa się majątku, by utrzymać pański styl. To bourgeois, przedsiębiorca z tytułem hrabiego. Człowiek starych i zarazem nowych elit.
Wiadomo, że Jerzy Łubieński pożyczał pieniądze wielu ludziom, że trzymał w kieszeni nawet urzędnika urzędu skarbowego. Ten, swoją drogą, w listach rzewnie tłumaczył się, dlaczego nie spłaca kredytu, mimo że został dostrzeżony, jak szasta pieniędzmi w nocnym klubie.
Najlepszy adres w Warszawie
Na co sam krezus przeznaczał efekty swej pracy? Oto co pisze autor Portretu rodziny z czasów wielkości:
Jerzy żyje jak powieściowy milioner. Miłośnik motoryzacji, uczestniczy w Rajdzie Monte Carlo. Mieszka wpierw w eleganckiej kamienicy na Szucha, potem przenosi się do ogromnego apartamentu na piętnastym piętrze Prudentiala.
To najbardziej reprezentacyjny adres w Warszawie. Kuzynka Jerzego, Maja Woźniakowska, odwiedziła go tam z mamą jako nastolatka. Niestety nie zapamiętała nic poza tym, że podarował jej flakon perfum Chanel no 5.
W drugiej połowie lat 30. Jerzy w biznesie działał, by zacytować Macieja Łubieńskiego, jak "maszyna".
Prywatnie znajdował się natomiast w nie do końca dobranym związku z niemieckim tancerzem Willym Eickmanem. Narzekał, że brakuje im wspólnych tematów do rozmów. Zmagał się też z nałogiem alkoholowym. Jego "powieściowe", choć nie sielankowe, życie zawaliło się 1 września 1939 roku.
Tekst: Grzegorz Kantecki – historyk, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego
Fascynująca opowieść o tym, jak skromna szlachta z kaliskiego wdrapała się na szczyt i jak z niego spadła w książce Macieja Łubieńskiego pt. „Portret rodziny z czasów wielkości. O prymasach, milionerach, zakonnicach, pisarkach i innych przodkach”.