Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w drugim kwartale 2020 roku wyniosło 5024 zł brutto - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny. Oznacza to, że było ono dokładnie o 307 zł niższe niż w pierwszym kwartale.
Głównym winowajcą tak istotnego spadku jest kryzys wywołany pandemią Covid-19. Można jednak pocieszać się, że przeciętne wynagrodzenie w drugim kwartale było w dalszym ciągu wyższe o 185 zł niż w analogicznym kwartale ubiegłego roku, kiedy wynosiło 4839 zł. To oznacza wzrost o 3,8 proc.
Ceny zjadają pensje
Niestety, takie porównanie nie uwzględnia inflacji, a ceny nie stoją przecież w miejscu. Realnie więc za te same pieniądze możemy kupić mniej niż przed rokiem. W drugim kwartale 2020 roku ceny wzrosły o 3,2 proc. w porównaniu z drugim kwartałem ubiegłego roku.
Jeśli uwzględni się tempo wzrostu pensji i cen w sklepach, wyjdzie nam, że w okresie od kwietnia do czerwca średnio miesięcznie zarabialiśmy tylko o 29 zł więcej niż rok wcześniej, a nie o 185 zł, jak wnikałoby z prostej, niepogłębionej arytmetyki. Realnie, czyli po uwzględnieniu inflacji, wynagrodzenia wzrosły więc rok do roku o niecały 1 proc., a nie o 3,8 proc.
Tak samo było też przed pandemią - w lutym średnia krajowa wzrosła rok do roku aż o 7,7 proc., z 4949 zł do 5330 zł brutto. Jednak w tym samym miesiącu ceny poszły w górę aż o 4,7 proc. Oznacza to, że przeciętna wypłata realnie (z uwzględnieniem coraz wyższych cen w sklepach wzrosła nie o niemal 400 zł, a o 140 zł, czyli o 2,8 proc.
Tak rosły pensje, a tak ceny
Te przykłady pokazują, że ważniejsze od nominalnej kwoty wypłaty, która co miesiąc wpływa na konto, jest to, ile realnie można za nią kupić. Sprawdziliśmy zatem, jak realnie rosły przeciętne wynagrodzenie w ciągu ostatniej dekady. Podkreślamy, że mowa o kwotach brutto. W praktyce przy miesięcznych zarobkach rzędu 5024 zł brutto, czyli takich, jakie podał GUS w najnowszym komunikacie, po odliczeniu podatków oraz składek emerytalnych i zdrowotnych, na rękę zostaje około 3630 zł.
I tak w całym 2019 roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto wyniosło 4918 zł i było dokładnie o 330 zł wyższe niż rok wcześniej. Nominalnie to wzrost o 7,3 proc., jednak realnie znacznie mniej, bo o 4,8 proc., co widać na wykresie. Resztę "zjadła" inflacja.
Natomiast kiedy w 2015 roku mieliśmy do czynienia z niewielką deflacją, czyli ceny lekko spadły, odczuwalny wzrost wynagrodzeń (4,2 proc.) był wyższy niż ten wynikający tylko z "suchych" danych (3,1 proc.).
W 2009 roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie wyniosło 3103 zł. W ciągu dekady nominalnie wzrosło o około 1800 zł. Jednak w tym samym czasie ceny poszły w górę o około 17 proc. (mowa o średnim wskaźniku, w niektórych kategoriach wzrosły znacznie bardziej). Oznacza to, że w 2019 roku odczuwalne zarobki były wyższe nie o 1800 zł, lecz o około 1270 zł.
Na wykresie widać też, że w ostatnich latach nominalny wzrost płac przyspieszył. Było to spowodowane kilkoma czynnikami. Po pierwsze, był duży popyt na pracę. Mieliśmy rekordowe dane, jeśli chodzi o liczbę tworzonych miejsc pracy.
Natomiast od 2013 roku spada w Polsce podaż pracy, czyli liczba osób, która jest dostępna na rynku. - To wytworzyło silne napięcie, które przekładało się na to, że firmy musiały poprawiać warunki zatrudnienia. Nie tylko płacowe, ale też pozapłacowe - wyjaśnia Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego ds. badań i analiz.
Ile zmieni koronawirus
Już najnowsze dane GUS sygnalizują, że pandemia Covid-19 miała wpływ na rynek pracy. Jednak o tym, jak duże są to zmiany, przekonamy się w kolejnych kwartałach.
– COVID-19 przyczynił się do częściowej redukcji zatrudnienia, wstrzymał wiele decyzji, ale na razie nie widać rewolucji w liczbach. Również w stopie bezrobocia, która jest jeszcze pod wpływem tarczy antykryzysowej – mówi Paulina Łączek-Ciećwierz, prezes RICG (Recruitment International Consulting Group).
– Po pierwszym półroczu nie mamy pełnego obrazu wpływu pandemii na zatrudnienie, choć najgorszy czas lockdownu był właśnie w tym okresie. Szerszy obraz rynku dadzą nam dane za czwarty kwartał 2020 i pierwszy kwartał 2021, to będzie okres weryfikacji w jakim stopniu pandemia zredukowała płace czy zatrudnienie – dodaje.
Jeśli zaś chodzi o inflację, to w lipcu wyniosła ona 3,1 proc. rok do roku. Tak wynika ze wstępnego szacunku GUS. Wzrost cen zatem nieco spowolnił, jednak w dalszym ciągu pozostaje na podwyższonym poziomie. Co więcej, Polska jest liderem prognoz Komisji Europejskich - na koniec przyszłego roku inflacja może być trzy razy wyższa niż szacowana średnia dla Unii Europejskiej. Trzeba jednak podkreślić, że początek roku dla konsumentów ma być już lepszy i łagodniejszy.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie