Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej w 2020 roku wyniosło 5 167,47 zł, podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny. Oznacza to, że w porównaniu z poprzednim rokiem wzrosło o prawie 250 zł i przebiło tym samym kolejną okrągłą granicę - tym razem 5 tys. zł.
Niestety, takie porównanie nie uwzględnia inflacji, a ceny nie stoją przecież w miejscu. Średnioroczna inflacja w 2020 roku wyniosła 3,4 proc. Co więcej, inflacja w Polsce jest największa wśród wszystkich krajów Unii Europejskiej, wynika z najnowszych danych Eurostatu za grudzień 2020 roku.
Jeśli uwzględnimy wzrost cen, okazuje się, że średnia płaca brutto poszła w górę nie o 250 zł, a o niewiele ponad 80 zł.
Przeliczając to na procenty - w 2020 roku średnie nominalne zarobki wzrosły o 5,1 proc., czyli najmniej od czerech lat. Natomiast zarobki realne (uwzględniające zmiany cen w sklepach) wzrosły zaledwie o 1,7 proc. i jest to najgorszy wynik od 2012 roku.
Jeśli popatrzymy, jak realnie rosło przeciętne wynagrodzenie w ciągu ostatniej dekady, ubiegły rok wypada pod tym względem słabo. Na przykład w 2018 roku realnie zarobki wzrosły o ponad 5 proc., a w 2017 roku - znacznie ponad 4 proc.
Natomiast kiedy w 2015 roku mieliśmy do czynienia z niewielką deflacją, czyli ceny lekko spadły, odczuwalny wzrost wynagrodzeń (4,2 proc.) był wyższy niż ten wynikający tylko z "suchych" danych (3,1 proc.).
Podane przez GUS przeciętne miesięczne wynagrodzenie w 2020 roku w wysokości 5 167 zł to kwota brutto. Z takimi zarobkami kwota na rękę przy umowie o pracę wynosi ok. 3 730 zł.
GUS publikuje kilka różnych wskaźników dotyczących wynagrodzeń. Przytoczone dane odnoszą się do przeciętnych zarobków w gospodarce narodowej, a więc firm, w których liczba pracujących przekracza 9 osób oraz jednostek sfery budżetowej niezależnie od liczby pracujących.
Wzrost cen uderza w oszczędności
Wzrost cen uderza nie tylko w płace, lecz także w oszczędności Polaków. W ostatnim czasie jest to dużo bardziej odczuwalne z powodu drastycznych cięć stóp procentowych, do których doszło w 2020 roku. W rezultacie oprocentowanie depozytów bankowych spadło prawie do zera, a trzymanie pieniędzy na lokacie nie chroni już nawet przed inflacją. Dlatego Polacy uciekają od lokat bankowych.
Podsumowując, tempo wzrostu wynagrodzeń wyhamowało przez recesję spowodowaną pandemią. Część naszych wynagrodzeń "zjada” inflacja, która należy do najwyższych wśród krajów Unii Europejskiej. Jeżeli mimo to Kowalskiemu uda się coś zaoszczędzić i założy lokatę w banku, to realnie straci pieniądze, bo zysk z lokaty nawet nie pokryje inflacji.