Zwolnienie z ZUS, postojowe i bezzwrotne wsparcie w wysokości 5 tys. zł dla małych i mikrofirm - to wszystko, co na razie wiadomo o pomocy, jakiej rząd zamierza udzielić przedsiębiorcom, którzy musieli zamknąć firmy. Mowa o takich branżach jak handel, rozrywka, gastronomia czy fitness. Dziś - decyzją rządu - praktycznie nie mogą działać.
- Jeśli to ma być plan rządu, to pokazuje on jedynie jak bardzo rząd jest nieprzygotowany. Nie wiemy na przykład, jaki procent do wynagrodzenia ma dopłacać państwo – czyli jak wysokie ma być postojowe. Na razie wiemy, że ma być wypłacone za jeden miesiąc. Premier Morawiecki mówi, że obecna sytuacja potrwa przynajmniej do grudnia, moim zdaniem chodzi raczej o Trzech Króli – mówi w rozmowie z money.pl Adam Ringer, prezes sieci kawiarni Green Caffe Nero.
- Ten plan ma plusy. Jest odciążenie pracodawców, jeśli chodzi o ZUS, więc zadbamy przynajmniej o pracowników. Każde wsparcie pozwalające na utrzymanie zatrudnienia jest dobre. To nas może cieszyć - mówi natomiast w rozmowie z money.pl Tomasz Napiórkowski, prezes Polskiej Federacji Fitness.
Tylko dla małych
Przedsiębiorcy, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że zapowiedź pomocy tak naprawdę dotyczy tylko najmniejszych firm.
- Tak naprawdę nie znamy jeszcze dokładnych warunków, musimy poczekać na szczegóły. Obecną propozycję trudno ocenić jednoznacznie dla całej branży - firmy mają przecież różne koszty działalności, a pomoc jest taka sama dla wszystkich. Przy naszej wielkości pomoc deklarowana przez rząd jest znacząca - mówi w rozmowie z money.pl Tomasz Kornek, współwłaściciel warszawskiego tap baru Piwna Sprawa.
- Ale proszę sobie wyobrazić duży lokal gastronomiczny w centrum miasta, który płaci kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy czynszu miesięcznie. Dla takiej firmy 5 tys. zł i zwolnienia z ZUS i postojowe nie są wiele warte - dodaje
- Mamy 1 tys. pracowników, wsparcie w wysokości 5 tys. zł oznacza, że na osobę wyjdzie nam 5 zł - mówi Adam Ringer.
Dodaje, że faktyczny lockdown w branży gastronomicznej trwa już prawie 8 miesięcy. Bo po okresie pełnego zamknięcia w marcu do maja ograniczenia liczby miejsc w lokalach powodowały, iż na sali mogła przebywać najwyżej połowa klientów. A obecnie możliwe jest jedynie wydawanie posiłków i napojów na wynos. Adam Ringer szacuje, że w jego branży oznacza to spadek obrotów o 90 proc.
Napiórkowski dodaje, że utrzymanie nowoczesnego klubu fitness o powierzchni 1 tys. m2 kosztuje nawet 100 tys. zł miesięcznie. 30 tysięcy to średni czynsz (30 zł za metr kw.), kredyt na otwarcie klubu i leasing maszyn pochłaniają kolejne 40 tysięcy miesięcznie, do tego trzeba doliczyć media, pensje dla pracowników i inne koszty. W przypadku tej branży suma 5 tys. złotych może pomóc jedynie trenerom personalnym czy mikrofirmom, osobom na działalności gospodarczej.
Tomasz Kornek dodaje, że również sytuacja branży gastronomicznej jest niesamowicie skomplikowana.
- Lokale z jedzeniem próbują sprzedawać jedzenie na wynos, ale z tego co wiem, praktycznie nie da się z tego utrzymać. Najgorsza jest dla nas niepewność, bo nie wiemy jak długo ta sytuacja potrwa, na jak długo musimy być zamknięci, czy po zdjęciu obostrzeń znowu będziemy musieli być otwarci najwyżej do 21, co w naszym przypadku oznacza potężne straty. Nie mówiąc już o tym, że ogólnie ten rok nie rozpieszcza pod względem liczby gości - dodaje Kornek.
Dla kogo ta pomoc?
Tomasz Napiórkowski zwraca też uwagę na wymóg 40-procentowego spadku przychodów firmy w porównaniu do października bądź listopada zeszłego roku.
- Jeśli firma będzie zamknięta w listopadzie, to spadek obrotów da się wykazać. Ale za październik może nie być tak łatwo. Tym bardziej że przedsiębiorcy się rozwijają. Jeśli ktoś z branży fitness w zeszłym roku miał 5 klubów, a dziś ma 7, to wykazanie spadku obrotów o 40 proc. może nie być możliwe. A to dotyczy też innych sektorów - gastronomii, handlu, hotelarstwa - mówi Napiórkowski.
- W handlu detalicznym, w tym w gastronomii, spadek obrotów o 40 proc. oznacza upadek. W gastronomii zdrowa firma ma ebidtę na poziomie 10 proc. U nas płace i czynsze to jest 50 procent kosztów - mówi z kolei Adam Ringer.
Napiórkowski przypomina, że w rozmowach z Jarosławem Gowinem proponowano uwzględnienie liczby lokali w zapisach pomocy dla przedsiębiorców. Dodaje, że taki warunek jest bardzo łatwy do wykazania i nie wymaga jakichś specjalnych zabiegów.
Nie ma nic o czynszach
Z kolei Adam Ringer zwraca uwagę na fakt, że w propozycjach rządu nie ma ani słowa o czynszach dla przedsiębiorców.
- Rozumiem ciężką sytuację wynajmujących, właścicieli lokalu. Ale my stoimy na stanowisku, że umowy najmu były podpisywane w zupełnie innych czasach i w momencie lockdownu nie jesteśmy w stanie płacić czynszu. Rząd na to w ogóle nie reaguje. W innych państwach uregulowano strukturę czynszów, zakaz wypowiadania umów, zakaz ściągania gwarancji bankowych, tego w Polsce nie ma - mówi nam Adam Ringer.
Tomasz Napiórkowski przypomina też, że wielu branżom zagraża zwrot środków z pierwszych tarcz antykryzysowych. Warunkiem wsparcia było bowiem utrzymanie zatrudnienia - co w obecnych warunkach jest dla wielu firm nierealne. Redukcja pracowników będzie więc dla nich oznaczała konieczność oddania uprzednio otrzymanego wsparcia.