Pani Magdalena, która prowadzi w Krakowie obiekt "Words & Swords", zaprzecza, że otwiera się mimo lockdownu. Jednak od razu dodaje, że pensjonat według prawa to "prywatna przestrzeń mieszkalna".
Uważa więc, że nie ma sensu by ta "przestrzeń się marnowała". Można więc zostać "przyjacielem" pani Magdaleny - i przenocować w jej pensjonacie. Czy przyjaźń właścicielki ma cenę? Słyszymy, że nie. Wybierając się do obiektu, trzeba jednak zapłacić za "środki czyszczące", wysprzątanie pokoju czy za dezynfekcję. To wszystko jest wycenione na 50 zł za osobę.
Coraz więcej firm myśli, jak działać pomimo rządowych ograniczeń. Swój własny bunt pod hasłem "OtwieraMY" organizuje partia Strajk Przedsiębiorców.
- Widzimy, że lawina ruszyła - mówi Michał Wojciechowski, szef ogólnopolskich struktur partii.
"To lawina"
Ilu zatem przedstawicieli branż obecnie się otwiera lub już się otworzyło? Wojciechowski mówi, że są to "tysiące firm". - Podhale ruszyło, ruszył Śląsk, ruszą też kolejne regiony - dodaje.
Na liście są przede wszystkim hotele, pensjonaty czy lokale gastronomiczne. Ale nie brakuje i innych firm, które według rządowych rozporządzeń powinny pozostawać zamknięte. Chociażby kluby nocne, puby czy nawet parki trampolin.
Skala buntu jest jednak ciągle trudna do oszacowania. Nie wszyscy przedsiębiorcy bowiem włączają się do szerszych akcji. Niektórzy robią to na własną rękę. Jak na przykład Grzegorz Schabiński, który zaprasza na swój stok. Warunkiem skorzystania z niego jest jednak opłata "na kapliczkę", która się tam znajduję. Składka wynosi 10 zł.
Niektórzy przedsiębiorcy otwierają się więc mimo rządowych zakazów, inni walczą z obostrzeniami w sądach. Część z przedsiębiorców chce, by Skarb Państwa wypłacał im odszkodowania za okres, gdy nie mogli pracować.
Część z takich przedsiębiorców reprezentuje mec. Jacek Dubois. - Przedsiębiorcy się nie buntują. Próbowali rozmawiać z rządem, ale to jest działanie niemożliwe. Już w maju złożyliśmy wnioski do rządzących, by podjąć rozmowy w sprawie odszkodowań za straty przedsiębiorców. Nie było jednak żadnej inicjatywy - powiedział prawnik w programie "Newsroom".
Rząd prosi o cierpliwość
Przedsiębiorcy powołują się często na wyrok sądu z Opola, który jednak ciągle nie jest prawomocny. Wojewódzki Sąd Administracyjny stwierdził, że sanepid niesłusznie ukarał fryzjera z Prudnika 10 tysiącami złotych grzywny za otwarcie mimo lockdownu. Wielu prawników sugeruje, że rządowe rozporządzenia nie mają wystarczającej mocy prawnej - bo nie wprowadzono, chociażby stanu klęski żywiołowej.
Co na to przedstawiciele rządu? Próbują przekonać przedsiębiorców, że bunt nie jest rozwiązaniem.
- Krótkoterminowy bunt sprawi jeszcze większe kłopoty w dłuższym terminie. Prosimy o jeszcze trochę cierpliwości, by trzecia fala kompletnie nas ominęła. Olbrzymia frustracja jest zrozumiała, ale umówmy się - jesteśmy na wojnie. Nie ma wojska i czołgów, ale pandemia to jest wojna. Wszyscy musimy ponieść jakieś koszty i trzymać dyscyplinę społeczną. Inaczej stworzymy sobie jeszcze gorsze warunki za tydzień czy dwa - mówił w programie "Money. To się liczy" minister finansów Tadeusz Kościński.
Dodał, że rozumie frustrację i złość przedsiębiorców. - Jednak musimy spojrzeć na to całościowo i trzeba też zrozumieć, że lockdown to nie jest widzimisię jakiegoś ministra, tylko to działanie, by zapobiec trzeciej i czwartej fali pandemii - dodał.