"Babisz nadal tu jest i pozostanie, dopóki nie zapewni jasnej przyszłości dla swoich funduszy powierniczy" - informuje czeski dziennik "E15". Jak dodatkowo przekonuje "Mlada Fronta DNES", jeżeli po przegranych wyborach Babisz pokaże się jako skuteczny opozycjonista, może mu to zapewnić sukces w najbliższych wyborach prezydenckich.
"Czesi mają tendencję do skrajności. Jeżeli "anty-Babisz" będzie rządzić, otworzy to Babiszowi drogę na Hrad (siedziba czeskiego prezydenta - red.)" - czytamy. Sam Babisz poruszył kwestię prezydentury podczas jednego z ostatnich wystąpień.
Zdaniem czeskich komentatorów nie bez znaczenia dla decyzji Babisza ma kwestia jego prywatnego majątku, który tylko formalnie znalazł się pod kuratelą funduszu powierniczego. Chodzi o firmę "Agrofert", która zdaniem Komisji Europejskiej nadal znajduje się pod kontrolą polityka.
Ewentualny start Babisza w wyborach prezydenckich może mieć znaczny wpływ na relacje Pragi z Warszawą. Te przechodzą bowiem ciężką próbę w związku ze sporem o kopalnię w Turowie.
Babisz a Pandora Papers
Głośna sprawa afery Pandora Papers zbiera również żniwo u naszych sąsiadów. Premier Czech Andrej Babisz oświadczył przed tygodniem, że publikacje związane z projektem to nic innego jak próba oczernienia go przed wyborami parlamentarnymi.
Według opublikowanych wyników dziennikarskiego śledztwa Babisz nie zadeklarował udziałów w spółkach offshore, które kupiły na południu Francji nieruchomości warte 15 mln euro.
Według Investigace.cz z dokumentów nie wynika, skąd czeski premier miał te pieniądze. Podkreślono, że Babisz podjął znaczny wysiłek, aby ukryć fakt, że to on jest właścicielem 15 milionów euro i nie ujawnił żadnej z założonych firm w żadnym ze swoich oświadczeń majątkowych.
Zdaniem dziennikarzy premierowi grozi dochodzenie we Francji, Stanach Zjednoczonych oraz w Czechach, jeżeli policja w Pradze stwierdzi, że podejrzenie o pranie brudnych pieniędzy jest wiarygodne.