Jak powiedział nam rzecznik resortu, który nadzoruje przekop Mierzei, geologom na razie udało się tylko potwierdzić obecność złóż.
- Obecnie trwają analizy tego, jak są duże, na jakiej głębokości i czy można je w sposób bezpieczny dla środowiska wydobyć. Potem będzie trzeba biznesowo przeanalizować, czy to może się opłacać - mówi Michał Kania.
Już w połowie 2016 r. rządzący deklarowali, że przekop może być inwestycją samofinansującą się właśnie dzięki bursztynowi. Jarosław Sellin, wiceminister kultury, mówił wtedy, że prawdopodobnie będzie możliwe wydobycie ton bursztynu z tego miejsca.
"Nie trzeba eksperckiej wiedzy"
Sellin zasugerował też, że państwo mogłoby się na tym wzbogacić o około 880 mln zł, czyli dokładnie tyle, ile ma kosztować sama operacja przekopania Mierzei Wiślanej.
Dlaczego temat wraca teraz, tuż przed wyborami i tuż przed startem inwestycji? Rzecznik Ministerstwa Gospodarki Morskiej zapewnia, że nie ma tu jakiegoś drugiego dna.
- Nie trzeba eksperckiej wiedzy, by zakładać że jak jest mierzeja, to będzie tam bursztyn. Stąd od dawna pojawiały się informacje na ten temat. Teraz jednak wiadomo, gdzie one się znajdują. Wszystko okazało się podczas przygotowań do przekopu - wyjaśnia Michał Kania.
"Wróżenie z fusów"
Złoża wykryto dokładnie na terenie wycinki. Kto na tym skorzysta i zajmie się wydobyciem? W specustawie dotyczącej przekopu zapisano, że prawo do eksploatacji złóż znajdujących się na terenie przyszłego kanału ma Urząd Morski w Gdyni. To on jest inwestorem przekopu, ale przecież nie urzędnicy będą kopać bursztyn.
- Za wcześnie, by mówić, kto będzie eksploatował złoża. W gestii resortu środowiska leży wydawanie stosownych koncesji na wydobycie. Wszystko będziemy wiedzieć jeszcze w tym roku. Wydobycie musi się odbyć wraz z trwaniem robót budowlanych - tłumaczy Michał Kania.
Pytanie tylko, czy rzeczywiście można liczyć na wspomniany przez Sellina blisko miliard złotych zysku?
- Te wyliczenia to kompletne wróżenie z fusów, nikt nie jest w stanie oszacować tego, co uda się znaleźć przy przekopywaniu Mierzei Wiślanej, choć niewątpliwie bursztynu jest tam sporo - komentował już w 2016 r. dla money.pl Michał Kosior, dyrektor biura Międzynarodowego Stowarzyszenia Bursztynników.
Marzenia o bursztynowej potędze
Jego zdaniem mówienie o milionowych zyskach z tego tytułu jest bardzo optymistyczne, ale na pytanie, "ile bursztynu może zostać wydobyte przy przekopywaniu mierzei?", nie chciał odpowiadać.
- To tak, jakby zapytać, ile jest grzybów w lesie. Może ich być 5, a równie dobrze może być 500. Pamiętajmy, że bursztyn trafił tam dobrych 10 tys. lat temu. Jego dokładną ilość poznamy dopiero, gdy go wydobędziemy - podkreślał Michał Kosior.
Marzenia o gigantycznych zyskach skusiły już niejednego inwestora. Przed trzema laty, kiedy bursztyn bił cenowe rekordy, na eksploatację złóż w w Możdżanowie koło Słupska zdecydował się Paweł Kulczyk, prezes Europejskiego Funduszu Energii.
Mimo że szacunki dotyczące polskich złóż bursztynu mówią o ponad tysiącu ton o wartości przekraczającej miliard złotych, nawet inwestujący swoje miliony w wydobycie nie mogą być pewni zysków.
- Gdyby to było takie proste, to ludzi z wiadrami na Pomorzu byłoby więcej niż tych, którzy szukają złotego pociągu na Dolnym Śląsku - mówił money.pl Paweł Kulczyk.
Wątpliwości co do wielkości złóż na Mierzei Wiślanej wzmacnia raport Państwowego Instytutu Geologicznego o bursztynie. Wynika z niego, że w Polsce jest obecnie ponad 1100 ton jantaru w czterech miejscach. Najbogatsza pod tym względem jest Lubelszczyzna, jednak tam nie rozpoczęto jeszcze wydobycia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl