O złożach bursztynu w okolicach Mierzei Wiślanej mówiło się od kilku lat. Przy okazji przekopu mierzei planowane było jego wydobycie.
W maju 2015 roku minister Marek Gróbarczyk mówił, że 1,4 tony bursztynu z okolic przekopu może mieć wartość 1,4 mln zł. W połowie ubiegłego roku Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej doprecyzowywało: w miejscu przekopu są dwa złoża: w jednym znajduje się 900 kilogramów, a w drugim - 500.
Biuro prasowe ministerstwa wyjaśniało money.pl, że eksploatować można tylko to 500-kilogramowe. Powód? W tym pierwszym kruszec jest bardzo rozdrobniony, przypomina raczej piasek. Jego wydobycie byłoby po prostu nieopłacalne.
Teraz okazuje się, że w ogóle nie będzie na tym zarobku. O losy złoża zapytał Urząd Morski w Gdyni portal tvregionalna24.pl. Rzeczniczka urzędu Magdalena Kierzkowska nie pozostawiła żadnych złudzeń: - Z uwagi na ekonomiczną nieopłacalność wydobycia (stwierdzoną na podstawie przeprowadzonych analiz – stosunek potencjalnej ilości bursztynu i jego jakości do nakładów związanych z wydobyciem), podjęto decyzję o niewystępowaniu o koncesję na wydobycia.
Kierzkowska poinformowała też o zmianach na samej budowie. - Po przeprowadzonych analizach, już po rozpoczęciu prac, nastąpiła zmiana technologii budowy śluzy i obecnie w miejscu wykonywanej śluzy (obszar złoża B, z którego pierwotnie zakładano odzyskanie bursztynu), powstaje szczelna przesłona w technologii jet-groutingu. W związku z tym, iż w trakcie tych prac wydobywane są minimalne ilości ziemi (zwierciny), żadne działania związane z jej przesiewaniem w celu poszukiwania bursztynu nie będą prowadzone - powiedziała w odpowiedzi na pytania portalu.
Nie tylko nie będzie więc zarobku na bursztynie, ale też sama inwestycja podrożała. Jak pisaliśmy w listopadzie ubiegłego roku, nie 880 mln zł, a 2 mld zł kosztować będzie przekop Mierzei Wiślanej. Od 2016 r., kiedy to przyjęto uchwałę w tej sprawie, znacząco wzrosły ceny materiałów i koszt robót budowlanych, dlatego podwyżka jest nieunikniona.