"Jeden przepis, tysiące dramatów. Jeśli obywatel nie doniesie urzędnikowi świstka papieru zawierającego informacje, które urzędnik już ma, oraz takie, które nic go nie obchodzą, czasem będzie trzeba sprzedać mieszkanie albo zamknąć firmę. To, co dzieje się potem z człowiekiem, fiskusa nie interesuje".
Tymi słowami zaczęliśmy tekst "Haracz od wdów i sierot" opublikowany na łamach WP w październiku 2021 r.
Ogromny podatek
Chodzi o art. 4a ustawy o podatku od spadków i darowizn. Zasadą jest, że jeśli odziedziczymy po najbliższej osobie spadek lub otrzymamy od niej darowiznę, nie musimy płacić podatku.
Ale wymogiem, by tego podatku nie zapłacić, jest zgłoszenie faktu otrzymania majątku naczelnikowi urzędu skarbowego w ciągu 6 miesięcy od otrzymania spadku lub darowizny. Należy to zrobić na konkretnym formularzu (druk SD-Z2), na którym podaje się dane, które najczęściej urząd skarbowy już i tak posiada.
Wiele osób o tym obowiązku jednak nie wie. W efekcie po odziedziczeniu mieszkania od najbliższej osoby, po upływie 6-miesięcznego terminu, fiskus zgłasza się po należny podatek. Dla domu o wartości 700 tys. zł będzie to 49 tys. zł. Jednemu z bohaterów naszego tekstu, który odziedziczył po ojcu mały zakład produkcyjny, naliczono do zapłacenia 90 tys. zł.
Wiele osób takich pieniędzy nie ma. Muszą więc sprzedać odziedziczone mieszkanie, kupić mniejszy i tańszy lokal, by było z czego zapłacić państwu. Niektórzy zamykają firmy, ogłaszają upadłość konsumencką.
Bez pogrążania
- Ten przepis w odniesieniu do spadków nie ma sensu, służy jedynie pogrążeniu obywateli - mówi WP jeden z członków rządu. Nasz rozmówca zaznacza, że błędem jest stosowanie identycznych kryteriów do darowizn i spadków.
- Dokumentowanie darowizny w urzędzie skarbowym ma sens, bo bez tego wymogu można by łatwo prać pieniądze. Ale nikt jeszcze nie wyprał przecież domu odziedziczonego po rodzinie - zauważa polityk.
Z naszych informacji wynika, że zadanie przygotowania nowelizacji powierzono Ministerstwu Sprawiedliwości.
I jest ona już gotowa. Czeka właśnie na zatwierdzenie przez inne resorty, w tym nadzorujące pracę fiskusa Ministerstwo Finansów. Potem projekt ustawy zostanie skierowany do Sejmu.
Założenie nowelizacji jest proste: po prostu nie będzie trzeba składać jakichkolwiek dokumentów do urzędu skarbowego po odziedziczeniu majątku po najbliższej osobie. A osoby, które do tej pory nie dopełniły tego obowiązku, ale nie naliczono im jeszcze podatku do zapłacenia, nie będą musiały płacić.
W rządzie jest też koncepcja, by państwo oddało pobrane pieniądze tym, którzy się zgłoszą. Ale w projekcie takiego rozwiązania nie ma.
- Państwo informacje, których złożenia żąda, może pozyskać w inny sposób. A nawet jeśli by ich nie miało, to bez sensu jest karać obywatela w żałobie za niedostarczenie jednego dokumentu - słyszymy w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Profesor Robert Gwiazdowski, adwokat, doradca podatkowy, członek rady nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych uważa, że podatek od wdów i sierot to idiotyczne prawo, legalizacja państwowego haraczu na najbiedniejszych.
- Dlatego likwidacja absurdów zawsze zasługuje na pochwałę. Mam jednak obawę o to, w jaki dokładnie sposób zostanie to zrobione - twierdzi prof. Gwiazdowski. Jak bowiem zaznacza, wielokrotnie już wprowadzano teoretycznie korzystne dla podatników zmiany, które po czasie - wskutek niefortunnego sformułowania prawa bądź niewłaściwej praktyki urzędników skarbowych - okazywały się dla ludzi złe lub w najlepszym razie neutralne.