W dyskusji polityków pod hasłem: "Cyberbezpieczeństwo ponad podziałami" wzięli udział: Krzysztof Bosak, poseł Konfederacji; dr Krzysztof Gawkowski z Lewicy; Paweł Szramka, poseł niezrzeszony, członek Komisji Obrony Narodowej i Arkadiusz Marchewka z Platformy Obywatelskiej. Do debaty zaproszony był również Janusz Cieszyński, sekretarz stanu i pełnomocnik ds. cyberbezpieczeństwa w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, jednak w ostatniej chwili odwołał swój udział ze względu na inne obowiązki służbowe.
Debata rozpoczęła się przypomnieniem najważniejszych wydarzeń w zakresie cyberbezpieczeństwa w Polsce, jakie miały miejsce w ciągu ostatniego roku: ciąg dalszy afery mailowej, obrady senackiej komisji ds. nielegalnej inwigilacji Pegasusem i braku komisji śledczej w Sejmie, dużej kampanii spoofingowej, której ofiarą padł m.in. poseł Paweł Szramka. Trzeba pamiętać również o wojnie za naszą wschodnią granicą, a co za tym idzie – cyberatakach nie tylko na nasz kraj, ale także na inne państwa Europy.
Na początek poseł Krzysztof Gawkowski podkreślił, że mieliśmy do czynienia z wyciekiem nie ze skrzynek rządowych, a ze skrzynek prywatnych.
"Mamy do czynienia z piętnem, że informacje wypłynęły z administracji rządowej, co nie jest prawdą. Informacje wyciekły ze skrzynek prywatnych przedstawicieli administracji rządowej. Pytanie, czego zabrakło i czego brakuje - wiedzy wśród polityków, urzędników, profesjonalistów z instytucji publicznych, czasami prywatnych. Cyberbezpieczeństwo, bezpieczeństwo danych to źródło najlepszej wiedzy dla wroga, a osoba nimi dysponująca powinna szczególnie dbać o to bezpieczeństwo. Można mieć świetne narzędzia, a skończy się na tym, że ta wiedza zostanie przez kogoś pozyskana, bo nie była odpowiednio zabezpieczana. To, co nauczył nas ten rok, ta kadencja parlamentarna, to odpowiedzialności za informacje. To fakt, że za cyberbezpieczeństwo odpowiedzialni jesteśmy my sami. Pierwszy raz w historii przeszkolono parlamentarzystów na wypadek ataku, włamania, przekazano nam wiedzę, dano narzędzia, by chronić się przed atakami. To się udało. Jestem zwolennikiem mówienia o cyberbezpieczeństwie ponad podziałami politycznymi. Jako klasa polityczna powinniśmy wyłączyć cyberbezpieczeństwo na stałe ze sporów politycznych. Cyberbezpieczeństwo powinno być materią, w której możemy się sprzeczać, ale nie robimy z niej polityki. Inaczej skończy się tak, że osoby niepożądane, wrogowie zewnętrzni będą mieli dostęp do czegoś, do czego nie powinny mieć" – podkreślił Gawkowski.
Jego zdaniem, bez względu na to, "co uważamy o obecnym rządzie i mimo że jest politykiem opozycji" to ocenia, że rząd i jego zaplecze "nie działają najgorzej w zakresie cyberbezpieczeństwa", a niektórych aspektach "nawet bardzo przyzwoicie".
"To, co powinniśmy sobie uświadomić to fakt, że polityka cyberbezpieczeństwa to nie polityka na miesiąc, kwartał czy na rok. To polityka na dekady - jak u służb specjalnych. Tylko wtedy jako politycy będziemy bezpieczni, a społeczeństwo będzie miało pewność, że ma polityków, którzy dbają o swoje i o ich cyberbezpieczeństwo" – podsumował swoją wypowiedź poseł.
Inne zdanie na temat działań rządu i administracji w zakresie cyberbezpieczeństwa miał Krzysztof Bosak, który zaznaczył, że "afera mailowa uświadomiła wszystkim, że mamy gigantyczny obszar zaniedbań".
"Jeszcze przed wybuchem afery na ten obszar zaniedbań starałem się zwrócić uwagę. Podczas szkolenia prowadzonego w Sejmie przez ABW z informacji niejawnych, pytałem czy będziemy mieć szkolenie ze sprzętu, zabezpieczeń, >>elektroniki<<, z której korzystamy na co dzień. Odpowiedź była standardowa: >>jak jakieś zamówienie będzie, to szkolenie się odbędzie<<. I się nie odbyło. Po aferze mailowej pojawiła się współpraca Sejmu z NASK-iem, pierwszy raz byłem pozytywnie zaskoczony. Do jakiegokolwiek profesjonalizmu, prezentowanego jak u firmy komercyjnej, ciągle jest jednak daleko. Traktowanie adresu mailowego, dostępnego publicznie jako służbowego, na który może napisać każdy, gdzie przychodzi mnóstwo spamu i który jest postawiony na anachronicznym systemie - traktowanie tego, jak systemu pocztowego, z którego mają korzystać posłowie – robią to chyba tylko najbardziej uparci i przywiązani do systemu" - stwierdził.
Według niego, przeciętny poseł jest zmuszony do założenia prywatnej skrzynki.
"W tej chwili zostaliśmy uświadomieni o konieczności dwuskładnikowego logowania, co akurat wiedziałem wcześniej, bo mieliśmy w ugrupowaniu przygody związane z incydentami cyberbezpieczeństwa i zaczęliśmy o to dbać. Natomiast wielu posłów dowiedziało się o tym dopiero teraz czy o tym, że niektórzy dostawcy poczty są lepsi od innych. Do tej pory nie ma np. żadnej informacji od jakiejkolwiek instytucji państwowej w sprawie rekomendacji, jakim komunikatorem powinniśmy się posługiwać. To wciąż sfera domysłów i plotek" – zauważył Bosak.
Dodał, że w Sejmie wciąż są dostępne anachroniczne komputery, a w Sejmie kadra wciąż nie jest przeszkolona.
"To kompletny anachronizm, a to w czym tkwi polski Parlament przekłada się na zainteresowanie tematem przez ludzi w polskim rządzie. Jeśli ktoś był w polskim Sejmie i trafi do rządu, to z dnia na dzień nie zmieni swoich nawyków" – powiedział lider Konfederacji.
"Uważam, że powinna być wspólna polityka dla instytucji państwowych, ale lista certyfikowanych systemów, aplikacji, których wymaga się w instytucjach państwowych. Sam fakt, że każdy minister prowadzi swoje własne serwery to pewne nieporozumienie. Powinny być wspólne standardy dla instytucji państwowych. Jeżeli państwo nie dostarczy swoim pracownikom, politykom aplikacji, to będą komunikowali się nieoficjalnie. Jeżeli rząd nie będzie edukować, to politycy będą korzystali z tego, co jest dostępne" – stwierdził.
Natomiast zdaniem posła Pawła Szramki "wyciek ze skrzynki ministra Dworczyka to kropla w morzu, bo prawdopodobnie nie wiemy o większości takich wycieków".
"Powinniśmy jako posłowie, jako politycy, administracja rządowa być o wiele lepiej zabezpieczeni, poinformowani i wyedukowani w tej kwestii. Mam wrażenie, że Sejm zbieranina przypadkowych 460 osób plus 100 w Senacie, którzy dostają się do Parlamentu, a następnie nikt nie wyposaża ich w jakiekolwiek narzędzia, aby robić to sprawnie. Niestety nie są organizowane żadne szkolenia, które można by uznać za profesjonalne dla osób, które - naciskając swoje przyciski do głosowania - decydują o losie tysięcy Polaków. To jest niepoważne. Tym bardziej jest to niepoważne, że tych szkoleń nie ma też w rządzie. Z mównicy sejmowej pytałem nieobecnego ministra Cieszyńskiego czy rząd po aferze Dworczyka przeszedł dodatkowe, specjalistyczne szkolenia, tak by wszyscy wiedzieli, jak się zabezpieczać przed atakami. Wszedł na mównicę i powiedział, że >>wszyscy posłowie mogą przejść takie szkolenia, które są organizowane na początku kadencji<<. To śmiech na sali, że osoby rządzące państwem nie przechodzą szkoleń z cyberbezpieczeństwa, nie mają wiedzy i doświadczenia jak chronić informacje, jakie pozyskują jako członkowie rządu. Patrząc na większość polityków - obce służby mają jak na dłoni informacje, jakie powinny mieć. Dlatego powiem, że >>w Polsce nie jest tak źle<<, jest jeszcze gorzej" – skrytykował polityk.
Z kolei poseł Arkadiusz Marchewka ocenił, że głównym powodem afery mailowej był brak higieny pracy.
"Ze skrzynek, które są stricte nadzorowane przez osoby zajmujące się cyberbezpieczeństwem ze strony rządu żadne maile nie wyciekły. To wynika tylko i wyłącznie z braku cyberhigieny, a po drugie, jeżeli mówimy o podejściu do cyberbezpieczeństwa ponad podziałami i mówimy o podziałach stricte politycznych, to jak możemy mówić o zaufaniu, skoro nie ma go nawet w Zjednoczonej Prawicy? Druga strona uważa, że służby będą zaglądały w jej korespondencję. Nie ma innego powodu, dla którego panowie korzystali z darmowych skrzynek, dostępnych dla wszystkich niż takich - po prostu nie chcieli, aby >>ktoś im tam zaglądał<<. Jeżeli sprawy dotyczyłyby państwa i wielu spraw, które miałyby naturę bardzo wrażliwą, to są zobowiązani, aby tego nie robić. Z jakiegoś powodu postąpili inaczej. Kolejnym powodem było to, że uznali, iż prywatność korespondencji na mailach służbowych jest mówiąc oględnie - niepewna. Podjęcie takiej decyzji to była brawura" – usłyszeliśmy w czasie debaty.
Zaznaczył jednak, że od wybuchu afery mailowej – bezpieczeństwo parlamentarzystów w sieci "zostało znacząco poprawione".
"Wiele działań zostało podjętych na duży plus. Jeżeli chcemy zalogować się do naszej skrzynki sejmowej, to musimy korzystać z dwuskładnikowego uwierzytelnienia za każdym razem. Jeśli chcę korzystać z maila w telefonie, to muszę zainstalować aplikację wskazaną przez Sejm, żeby zatwierdzić mój telefon. Nie wystarczy, że zadzwonię, tylko muszę iść osobiście do biura, aby uzyskać autoryzację. To też mechanizm bezpieczeństwa. Najwięcej wpadek i słabości parlamentarzystów wynikało z ich luźnego podejścia do mediów społecznościowych, czego efektem były przejęcia kont np. Facebooka" – przypomniał Marchewka.
"Dostaliśmy klucze bezpieczeństwa łącznie z instrukcją obsługi i przeszkoleniem przez specjalistów. Moim zdaniem to był bardzo istotny krok i nie przypominam sobie, aby od tego czasu pojawiały się jakiekolwiek incydenty, związane z wyciekami. Osoby, które miały bardzo znikomą wiedzę na temat funkcjonowania w sieci, mam nadzieję, że poprawiły jej poziom. Moim zdaniem to wpłynęło na poprawę świadomości osób z różnymi doświadczeniami. Gdyby wszyscy przestrzegali zasad, gdyby zasady były jasne, tej afery by nie było. Nikt jednak nie wie, co jeszcze się pojawi i to najgorsze: takie działania niestety mogą być wykorzystywane przez tych, którzy źle nam życzą. Oby takich sytuacji nie było. Aby im zapobiegać, trzeba dbać o świadomość osób odpowiadających za sprawy wagi państwowej" – zakończył swoją wypowiedź poseł PO.
Politycy, pytani o to czy w takim razie używają kluczy bezpieczeństwa, które otrzymali w Sejmie, dwóch z nich odpowiedział twierdząco.
Poseł Krzysztof Bosak stwierdził, że "trudno mu uwierzyć, że posłowie na co dzień używają sejmowej poczty elektronicznej do swojej pracy, a nawet jeśli tak, to na pewno nie robią tego ich współpracownicy, bo Kancelaria Sejmu nie dostarcza im adresów mailowych".
"W mojej ocenie zaufanie lub jego brak, to nie problem. Problemem jest brak funkcjonalnych narzędzi i rozwiązań. Uważam, że powinniśmy uzyskać jeden, oficjalny adres, który sami stworzymy i zgłaszamy jako oficjalny adres służbowy, który jest inny niż ten powszechnie znany. Powinniśmy mieć możliwość tworzenia roboczych kont dla współpracowników, związanych z jakimś projektem, tak jak to jest w firmach komercyjnych, by mieli zapewnioną bezpieczną łączność. Pytanie czy poczta elektroniczna, z której mamy korzystać na co dzień jest bezpiecznym rozwiązaniem ze względu na jej anachroniczność. Mam tu pewne wątpliwości, dlatego staram się z niej nie korzystać. To nie zaufanie jest problemem, a przestarzałe standardy" – podkreślił.
Szkolenia dla posłów z cyberbezpieczeństwa
Politycy pytani o to, jak oceniają przeprowadzone dla nich szkolenia z cyberbezpieczeństwa, które przechodzili już po wyciekach maili ze skrzynki ministra Michała Dworczyka mieli podzielone zdania na ten temat.
Poseł Paweł Szramka przypomniał, że "poczucie bezpieczeństwa to indywidualna sprawa" i przywołał kampanię spoofingową, której padł ofiarą na początku tego roku. Otrzymywał wtedy telefony z pogróżkami.
"Dostałem telefon teoretycznie od koleżanki posłanki, a potem słyszałem w słuchawce, że ktoś mnie zabije. Po czym zgłosiłem sprawę na policję, która została umorzona ze względu na niemożność złapania sprawcy. Od Sejmu otrzymałem tylko informację, aby alarmować ich o kolejnych przypadkach. Ani policja, ani Straż Marszałkowska nie mają możliwości, aby wykryć sprawcę. Nie ma czegoś takiego, jak >>indywidualni opiekunowie<< od cyberbezpieczeństwa dla posłów. Nawet jeśli odwiedzamy inne państwa, to nigdy nie miałem nawet rozmowy na temat tego, jakich wątków nie należy poruszać, o czym nie powinno się mówić. Takiej ochrony absolutnie nie ma" - wskazał.
Krzysztof Gawkowski miał inne zdanie niż jego polityczni koledzy i zalecił, by "o cyberbezpieczeństwie myśleć długofalowo".
"Instytucje państwowe powinny być objęte parasolem cyberochrony przez odpowiedzialne i przygotowane do tego instytucje. Nie wymagam, abym miał w Sejmie >>indywidualnego opiekuna od cyberbezpieczeństwa<<, a wymagałbym jedynie, aby ABW na samym początku nas szkoliła i jednocześnie wskazywała, czego nie powinniśmy robić. Jeżeli byłaby taka wiedza, nie byłoby też takich błędów, jak w przypadku ministra Dworczyka. Podkreślam, że bardzo pozytywnie oceniam działanie ABW - to jeden z najlepszych ośrodków w Europie, z tą opinią spotykam się bez względu na to, gdzie jestem. Oczekiwałbym, aby ABW przełożyła swoje kompetencje na takie instytucje, jak Parlament, jak ministerstwa" – stwierdził.
Arkadiusz Marchewka ocenił, że sami "muszą być odpowiedzialni za to, co robią".
"Każdy, kto podejmuje działania publiczne powinien być ostrożny. Nie oczekuję, aby ktoś nade mną czuwał, mówił mi, co mam robić. Jako parlamentarzyści dostajemy dostęp do skrzynki pocztowej, która według mnie ma bardzo dobre zabezpieczenia antyspamowe, które chronią nas nie tylko przed spamem, ale też przed np. próbą wyłudzania informacji".
Zaznaczył również, że w czasie ostatniego posiedzenia Sejmu i poprzedniego widział przedstawicieli NASK-u, którzy są do dyspozycji parlamentarzystów.
"Uważam, że pewna praca została wykonana, mieliśmy też indywidualne konsultacje z ekspertem NASK. Pomimo że każdy z nas ma wiedzę na określonym poziomie, to szkolenie było do nas dopasowane. Im więcej działań, które będą miały poprawić świadomość, tym lepiej dla obywateli. To, co robią służby oceniam pozytywne. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko wycieku informacji, bo świat się zmienia, technologie i osoby, które zajmują się nielegalnym działaniem również podnoszą swoje umiejętności. Ważne, aby stale podnosić świadomość. Mieliśmy wielokrotnie przykłady przejmowania kont polityków w mediach społecznościowych czy nawet pozostawienia otwartego laptopa w pociągu. Ostatnio już ich nie było. Co na to wpłynęło? Na pewno staliśmy się ostrożniejsi" – wskazał przedstawiciel Platformy Obywatelskiej.
Ukraina wzorem cyfrowego państwa?
Posłowie zostali także zapytani - w kontekście wojny w Ukrainie – o wdrażane przez to państwo cyfrowe rozwiązania i ich ocenę podejmowanych działań, czy Polska mogłaby zaczerpnąć pewne wzorce od naszego wschodniego sąsiada?
Gawkowski zaznaczył, że "Polska nie tylko się uczy, ale przede wszystkim daje" i wskazał na współpracę MON w zakresie cyberbezpieczeństwa, które wymienia się informacjami ze swoim ukraińskim odpowiednikiem.
"Każde państwo musi zdawać sobie sprawę, że wojna i jej konsekwencje w cyberprzestrzeni mogą być widoczne także dla sąsiedniego państwa, łącznie z atakami na infrastrukturę krytyczną. Pytaniem pozostaje czy w Polsce cyberochrona nie będzie łączyła się z inwigilacją obywateli? Słusznie powiedziała pani o Ukrainie, ale przypomnijmy, że Zełenski także ma opozycję, która – jeżeli wojna się zakończy – może powiedzieć, że >>to, co robi jego zaplecze, to jest zbieranie danych i inwigilacja ludzi<<. Okaże się o tym za kilka miesięcy czy kilka lat" - stwierdził.
Jego zdaniem w rozmowach o cyberbezpieczeństwie powinno się zadeklarować, że to "kawałek tortu, o który politycy mogą się spierać, ale jeśli coś ustalą, to tego nie burzą".
"Jeżeli wszyscy w Polsce się zgodzimy, że potrzebna jest cyberochrona na poziomie jednej aplikacji, to robimy to. Jeżeli okaże się, że potrzebne jest wzmocnienie wrażliwych sektorów, jak np. ochrony zdrowia, infrastruktury krytycznej – robimy to. Odpowiedzialny polityk musi dać gwarancję końcowemu odbiorcy, że nie przyjdzie nowa kadencja i nie zburzy dotychczasowego porządku, a będzie nadal go budował, bo liczy się państwo. W cyberochronie najważniejsze jest szukanie odpowiedzi na pytanie, co nas łączy. Na końcu może się jednak okazać, że nie łączy się to ze strategicznym planem partii. Trzeba myśleć w perspektywie nie pięciu lat, a dekady. Jeśli będziemy myśleli, że za rok zmieni się władza, to nie będzie w Polsce cyberbezpieczeństwa" – podkreślił.
Zdaniem posła Krzysztofa Bosaka "jedno to wizje, a drugie to praktyka, a wizja cyfrowego państwa Ukrainy to trochę marketing, trochę futurologia".
"Jeżeli chodzi o praktykę, to wprowadzono tam takie ciekawe rozwiązania, jak zgłaszanie ruchów wojsk poprzez aplikację, a także zgłaszanie szkód wojennych. Dla Polski bardzo ciekawa byłaby aplikacja np. do zgłaszania skażeń czy nielegalnych wysypisk śmieci. Pozwoliłoby to usprawnić czas reakcji i pracy nad problemem. Wydaje mi się jednak, że w Polsce nie ma zainteresowania rządu by wdrażać takie rozwiązania i je testować" - ocenił.
Czy na cyberbezpieczeństwie można oszczędzać?
Politycy pytani z kolei o kwestie finansowania cyberbezpieczeństwa i tego czy "na cyberbezpieczeństwie powinno się oszczędzać" odpowiedzieli, że "nie powinno, ale powinno się optymalizować wydatki".
"Zawsze mówi się, że na cyberbezpieczeństwie nie ma co oszczędzać i jest w tym spora część prawdy, natomiast warto optymalizować wydatki. Kiedy patrzę na bezpieczeństwo, bo jestem w komisji obrony narodowej, to mam wrażenie, że bardziej chodzi o efekt >>wow<<, że kupiliśmy coś drogiego i dużego niż o efekt doprowadzający nas do optymalizacji środków na bezpieczeństwo. Wszystkie ostatnio poczynione zakupy zwiększają nasze bezpieczeństwo, ale czy optymalizują wydatki? Jako członek komisji obrony narodowej dowiaduję się z mediów, że MON coś kupuje. To jest niepoważne. Nie ma myślenia o cyberbezpieczeństwie jako o procesie, a to zawsze jest proces" – zaznaczył Paweł Szramka.
Według Arkadiusza Marchewki "powinniśmy zdawać sobie sprawę, że cyberbezpieczeństwo powinno pełnić funkcję nadrzędną dla wszystkiego, co jest związane z rozwojem nowych technologii".
"Ma służyć ochronie, zabezpieczeniu, aby procesy, które się odbywają w oparciu o narzędzia cyfrowe, były bezpieczne dla użytkowników. Kiedy patrzymy na deklaracje rządu, mówiącego ile miliardów złotych zostanie przekazanych na cyberbezpieczeństwo, to wszystko zależy od tego, jak należy na to patrzeć. Aplikacje, o których mówił poseł Bosak mogą być wykorzystywane nie tylko na poziomie centralnym, ale też lokalnym – tu mogę podać przykład mojego Szczecina, gdzie działa alert miejski i można zgłosić służbom np. dziurę w chodniku. Uważam, że środki na cyberbezpieczeństwo powinny być przekazywane na niższym szczeblu, aby być jak najbliżej mieszkańców" - stwierdził.
Możliwa ponadpartyjna zgoda?
W podsumowaniu debaty politycy byli pytani o to, czy jest choć jeden obszar, który ich łączy, a nie dzieli.
Przedstawiciel Lewicy odpowiedział, że "to pytanie otwarte, bo jest w stanie zgodzić się we wszystkim". "Jeśli położymy na stole rozwiązanie dotyczące cyberbezpieczeństwa, to powinniśmy się kierować zasadą patriotyzmu i racji stanu. (...) Myślę, że mimo wszystko więcej nas łączy niż dzieli. Jeżeli celem będzie zapewnienie obywatelom cyberbezpieczeństwa, to trzeba zrobić to dobrze, mądrze i uczciwie" – podsumował.
Krzysztof Bosak odpowiedział, że "jest w stanie się zgodzić z innymi, ale są pewne ograniczenia".
"Strategia cyberbezpieczeństwa nie może być realizowana jak agenda polityczna, a niestety tak się odbywa. (...) Poza kwestiami politycznymi i ideologicznymi to jeszcze kwestia ponoszenia kosztów. Oczywiście bezpieczeństwo kosztuje, ale musimy być otwarci na dyskusję, ile to będzie kosztować i kto ma za to zapłacić. Trzeba grać w otwarte karty. Aby dbać o cyberbezpieczeństwo obywateli potrzebna jest uczciwość i przejrzystość" – zakończył.
Natomiast poseł Paweł Szramka podkreślił, że "nie ma dla niego znaczenia, kto jest autorem ustawy, a ma znaczenie co jest w projekcie".
"Jeśli ustawa będzie służyła obywatelom i państwu, to jestem w stanie ją poprzeć, niezależnie od tego, kto jest autorem. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że jestem posłem niezrzeszonym, więc mogę mówić za siebie. Większość posłów w Sejmie będzie głosowała tak, jak będzie miała na ściądze do głosowania. Większość posłów niestety nie jest samodzielna, to liderzy partyjni decydują o celach politycznych. To niestety smutny wniosek z naszej polityki" – zauważył.
Jako ostatni z Pawłem Szramką nie zgodził się Arkadiusz Marchewka, który powiedział, że to posłowie w sejmowej Komisji Cyfryzacji szykują rekomendacje dla klubu, "uznając czy zapisy ustawy są dobre, czy nie".
"Nie każdy poseł zna się na cyberbezpieczeństwie. Uważam, że jeśli dostanie rekomendacje od komisji i dzięki temu będzie wiedział, jak głosować, to nie dzieje się nic złego. Patrząc z góry na to, jaką rolę powinno odegrać państwo w zakresie cyberbezpieczeństwa, w obliczu rozwoju technologii i uzależnienia naszego życia od Internetu w coraz większym stopniu, to jestem zdania, że państwo ma tu do odegrania istotną rolę. Pytanie czy to bezpieczeństwo będzie zapewnione np. kosztem obywateli. O tym, jaką rolę powinno odegrać powinniśmy rozmawiać. Kwestia sposobu, jak to bezpieczeństwo będzie zapewnione, to element pewnie burzliwej dyskusji. Na samym końcu cel jest jeden: bezpieczeństwo obywateli. W sieci tak samo, jak na ulicy" – zakończył.
Materiał prasowy Grupy Defence24