Na czwartkowym głosowaniu w sprawie zaostrzenia przepisów o transporcie międzynarodowym komisja odrzuciła dwa spośród trzech sprawozdań, które miały się stać podstawą do prac nad ostateczną wersją zapisów.
Odrzucono m.in. zapisy o delegowaniu pracowników, na które narzekali przewoźnicy z Polski, Węgier, Bułgarii czy Rumunii. Chodzi o kosztowne, zdaniem firm logistycznych, zrównanie płac pracowników wykonujących swoją pracę w różnych krajach UE.
W czasie posiedzenia komisji przed siedzibą Parlamentu Europejskiego protestowali przewoźnicy m.in. z Polski i Bułgarii.
- Pakiet mobilności w wersji forsowanej przez państwa starej Unii to sposób na eliminowanie ze wspólnego rynku niewygodnych konkurentów. Skoro trudno konkurować z przewoźnikami polskimi, bułgarskimi czy rumuńskimi, trzeba ich wyeliminować za pomocą prawa, które im zaszkodzi, a wzmocni konkurentów z Niemiec czy Francji. Taka jest filozofia projektowanych przepisów. ZMPD nie zgadza się na łamanie fundamentalnych zasad rynku europejskiego. Chcecie z nami rywalizować, weźcie się do roboty! - piszą w swoim oświadczeniu przedstawiciele Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
- Chciałbym zwrócić państwa uwagę na ten protest - mówił w czasie swojego wystąpienia przed komisją europoseł Kosma Złotowski. - Jeśli te zapisy przejdą, uda nam się trwale podzielić Europę na wschód i zachód i zrezygnować ze wspólnego, jednolitego rynku.
Ostatecznie komisja odrzuciła dwa spośród trzech sprawozdań. Pierwsze o zakazie odpoczynków w kabinach i drugie, najważniejsze, autorstwa Merji Kyllonen, dotyczące przepisów o delegowaniu i co za tym idzie konieczności wynagradzania kierowców na poziomie co najmniej płacy minimalnej obowiązującej w danym kraju, oparte na przesłankach przyjętych w grudniu przez Radę UE. Przesłankach, przeciwko którym ostro protestowały m.in. Polska i Węgry.
- To dobrze dla Europy Wschodniej, to dobrze dla Polski - komentował po głosowaniu poseł Złotowski.
Jednak przewoźnicy, zamiast cieszyć się z sukcesu, zwracają uwagę na ostatnie sprawozdanie, które przez komisję przeszło. W grudniu wpłynęły do niego poprawki europosła Ismaila Ertuga, które komplikują sytuację.
- Do tej pory walczyliśmy o to, żeby transport podlegał pod przepisy o delegowaniu pracowników. Mówiło się dużo o czasie odpoczynku, konieczności wracania z tras czy nowych tachografach - komentuje Maciej Wroński, prezes Transport Logistyka Polska. - To w tym momencie nie ma już żadnego znaczenia, bo zgodzono się na poprawki, które nas zabiją.
Nielegalny transport
Poprawki posła Ertuga dotyczą m.in. kabotażu, czyli transportu towarów na terenie kraju, w którym firma transportowa nie ma swojej siedziby.
Według przyjętego w czwartek sprawozdania, kabotaż ma zostać ograniczony do trzech dni, po których ma następować 60-dniowa przerwa. Samochody miałyby też obowiązkowo, raz na 4 tygodnie, wracać do baz.
- Przyjęte poprawki zakładają, że firmy transportowe muszą większość swojej działalności prowadzić na terenie kraju, w którym są zarejestrowane - wyjaśnia Maciej Wroński. - To w praktyce oznacza, że większość naszej działalności stanie się nielegalna. Cofamy się o 20 lat i likwidujemy wspólny rynek usług.
Nowego prawa najbardziej obawiają się przedsiębiorcy zajmujący się specjalistycznym transportem, np. przewozem samochodów.
- Proszę sobie wyobrazić firmę, która zainwestowała ogromne pieniądze we flotę przystosowaną do takiego transportu. Ma kontrakt z dużym niemieckim koncernem, produkującym samochody. Teraz się okazuje, że nie może go realizować - mówi Wroński. - Taka firma sobie nie poradzi, bo w Polsce zapotrzebowanie na podobne usługi jest znacznie mniejsze.
Inny przykład - firma transportująca części do elektrowni wiatrowych. Poszczególne elementy turbin mogą ważyć po kilkadziesiąt ton i mierzyć po 70 metrów. Muszą być przewożone na specjalnych platformach, czasem przy użyciu dwóch pojazdów.
- W Polsce wiatraków nie będziemy budować, mało tego, będziemy rozbierać. Co taka firma ma zrobić - mówi Wroński.
Prawo do pracownika
Poprawki wprowadzone do przyjętego przez komisję sprawozdania dotyczą też umów, jakie przewoźnicy mają zawierać ze swoimi pracownikami.
- Według poprawek posła Ertuga, jeśli pracownik większość swojego czasu pracy spędza w innym kraju, stosuje się wobec niego rozporządzenie Rzym I, czyli umowa ma być zawarta zgodnie z prawem np. niemieckim. Nie ma mowy o żadnym delegowaniu pracowników - tłumaczy Wroński. - Czyli jeśli ktoś codziennie z Polski wiezie coś do Lipska, po czym wraca, ma zostać zatrudniony według niemieckich przepisów. Będzie podlegał niemieckiej inspekcji pracy. A co jeśli przejeżdża przez kilka krajów? - pyta.
Jak twierdzą europarlamentarzyści głosujący za pakietem mobilności, proponowane zmiany wprowadzane są w interesie pracowników.
- Ja rozumiem protesty, ale my jako ustawodawcy pracujemy nad tym, żeby poprawić warunki pracy tych osób - mówiła przed głosowaniem Karima Delli, przewodnicząca komisji.
Jednak przedstawiciele firm mówią, że skutek będzie odwrotny.
- Dziś kierowcy mają bardzo dobre warunki. Zarobki są wysokie, warunki pracy coraz lepsze, bo na rynku trudno o pracowników - mówi prezes TLP. - To się skończy, kiedy firmy logistyczne zaczną upadać. A zaczną, jeśli te przepisy zostaną przyjęte.
Nad przepisami regulującymi transport międzynarodowy unijne instytucje pracują od ponad roku. W grudniu, pomimo ostrego sprzeciwu m.in. Polski i Węgier, stanowisko w tej sprawie przegłosowała Rada UE. Żeby rozpocząć prace nad ostatecznym brzmieniem nowych przepisów, takie stanowisko musi przyjąć również europarlament. Ostateczną decyzję posłowie podejmą na najbliższej sesji plenarnej.
- Nie składamy broni, będziemy dalej walczyli, chociaż do końca nie wiemy, jak będzie wyglądało dalsze postępowanie - powiedziała na konferencji po głosowaniu europosłanka Elżbieta Łukacijewska. - Czekamy na opinię prawników.