Do przezwyciężenia koronawirusa brakuje nam nie tylko maseczek i większej liczby testów, lecz również laboratoriów, które te testy później sprawdzą. "Sami sobie skomplikowaliśmy sytuację, wyprowadzając laboratoria ze szpitali i stawiając na outsourcing" – mówi w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" pracownik kancelarii premiera. Należy do zespołu, którego zadaniem jest znalezienie sposobu na przeprowadzanie większej liczby testów.
Szpitale zdane są na zewnętrzne pracownie, które nie zawsze są dobrze wyposażone, bo nie stać ich na utrzymanie zaawansowanych maszyn. Teoretycznie bazę powinny stanowić państwowe laboratoria sanepidu – tyle że i one nie są prawidłowo wyposażone. Przez lata wydawało się, że nie ma potrzeby inwestowania w sprzęt w powiatowych stacjach, więc trudno się dziwić, że dziś nie wszędzie spełnia on wymogi.
Wreszcie – brakuje pracowników. Zapotrzebowanie na ręce do pracy jest ogromne, więc mile widziani są choćby technicy weterynarii, którzy na kilkanaście tygodni wsparliby laborantów. Swoją drogą, pracownicy państwowych laboratoriów wielokrotnie upominali się o podwyżki, ale godnych pieniędzy doprosić się nie mogli.
Aktualnie testy na koronawirusa przeprowadza się w 49 laboratoriach. To zarówno laboratoria działające przy szpitalach, jak i prywatne. Z informacji GDP wynika, że niedługo do listy dołączą laboratoria przy stacjach krwiodawstwa.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem