"Mam problem z byłym już pracodawcą. Nie otrzymałem wynagrodzenia za pracę. Zgłosiłem do PIP, lecz nie wystawili nakazu wypłaty, bo uznali, że kwestia wypłaty jest sporna. Kilka miesięcy wcześniej pracodawca omyłkowo wysłał mi przelew na kwotę 10-krotności mojego wynagrodzenia, lecz pieniądze zajął komornik. Dodatkowo zostałem oskarżony o przywłaszczenie tych pieniędzy" – taki mail napisał kilka dni temu do stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom pan Mateusz z Zielonej Góry.
Pan Mateusz był operatorem wózka widłowego w terminalu przeładunkowym w Zielonej Górze, w spółce Edredon. Pod koniec ubiegłego roku przez pomyłkę firmy dostał przelewem 17 tys. zł wypłaty, zamiast należnego 1,7 tys. zł.
Dostał za duży przelew. Nie miał jak go oddać
Według relacji pana Mateusza, chciał on zwrócić te pieniądze pracodawcy, ale okazało się, że jest to niemożliwe, gdyż bank zabezpieczył już środki na poczet zajęć komorniczych. Została mu do dyspozycji jedynie kwota wolna od potrąceń.
- Zostałem potraktowany przez pracodawcę jak oszust i złodziej. Od tamtej pory pracowałem, będąc pod szantażem - przekonuje w rozmowie z money.pl pan Mateusz. Z jego relacji wynika, że pracodawca miał mu zagrozić, że jeśli się zwolni, sprawa trafi do prokuratury. Miał również potrącać co miesiąc z wynagrodzenia nadpłacone pieniądze.
Według relacji pana Mateusza pracodawca od stycznia do lipca tego roku pobierał z jego wynagrodzenia po 800 zł miesięcznie. Nie ma na to jednak żadnych pokwitowań, bo rozliczenia były z pieniędzy, które otrzymywał "pod stołem". Pan Mateusz przekonuje, że w lipcu tego roku rozchorował się, a pracodawca zwolnił go i nie zapłacił pensji za ostatni miesiąc.
Już się raczej nie dogadają...
By odzyskać pieniądze, nasz rozmówca poprosił o interwencję Państwową Inspekcję Pracy w Zielonej Górze. Ta przeprowadziła kontrolę w zakładzie i stwierdziła bardzo wiele naruszeń przepisów i nieprawidłowości.
Jak czytamy w informacji prasowej zielonogórskiej inspekcji pracy, pracodawca nie zapewniał pracownikom bezpiecznych warunków pracy. Nie miał m.in. aktualnych wyników pomiarów instalacji elektrycznej, potwierdzających sprawność zabezpieczeń i możliwość bezpiecznej eksploatacji.
W trakcie czynności inspektor pracy skontrolował akta osobowe losowo wybranych pracowników. Stwierdził m.in. brak wskazania w informacji o warunkach zatrudnienia obowiązujących norm czasu pracy, a także sposobu potwierdzania przybycia i obecności w pracy.
Kontrola ujawniła również, że pracodawca prowadził ewidencję czasu pracy tylko w stosunku do wybranych pracowników, wobec części pracowników prowadzona była tylko ewidencja nieobecności w pracy – co jest niezgodnie z obowiązującymi przepisami.
"Zainteresowaniu inspektora pracy poddana została również sprawa przekazania na rachunek jednego z pracowników za dużej kwoty tytułem wynagrodzenia i w związku z ubieganiem się o jej zwrot, dokonywanie przez pracodawcę potrąceń w ramach wypłaty kolejnych świadczeń" - czytamy w dokumencie.
Zgodnie z art. 282 par. 1 Kodeksu pracy niewypłacenie w ustalonym terminie wynagrodzenia za pracę lub innego świadczenia przysługującego pracownikowi, bezpodstawne obniżenie albo bezpodstawne potrącenie z tego wynagrodzenia lub świadczenia stanowi wykroczenie przeciwko prawom pracownika.
Inspektor ukarał spółkę mandatem karnym. Pracodawca z kolei zgłosił sprawę niespłaconych pieniędzy do prokuratora. – Policja przesłuchała mnie w sprawie o przywłaszczenie pieniędzy, pobrano ode mnie odciski palców. Czekam na dalszy rozwój wypadków – wzdycha ciężko pan Mateusz.
Członek zarządu spółki Edredon (zastrzegł swoje imię i nazwisko do wiadomości redakcji) w rozmowie z money.pl przyznaje, że przelał omyłkowo na konto swojego pracownika zawyżoną kwotę 17 tys. zł i zgodził się, by ten mógł ją zwrócić w kolejnych miesiącach, jednak był z tym problem. Twierdzi, że pracownik nic nie spłacił. Miał wymawiać się m.in. komornikiem.
Z informacji, jakie uzyskał przedsiębiorca, wynika, że część pieniędzy, które zostały przelane pracownikowi omyłkowo, faktycznie zostały zabezpieczone na specjalnym koncie technicznym na poczet długów pracownika, ale część z nich została wypłacona.
Twierdzi on również, że kiedy stanowczo zaczął upominać się o swoje pieniądze, pan Mateusz nie pojawił się w pracy. I to dlatego został zwolniony. Przedsiębiorca przyznaje, że po zwolnieniu pana Mateusza w jego firmie pojawili się kontrolerzy z inspekcji pracy, nadzoru technicznego oraz z sanepidu.
Nasz rozmówca wraz ze swoim wspólnikiem czekają na decyzję prokuratora w sprawie przywłaszczenia pieniędzy.
Pieniądze trzeba oddać, ale przymuszać do pracy nie wolno
Adwokat Marek Jarosiewicz z kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski i główny prawnik stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom przypomina, że omyłkowo przelana pracownikowi "nadwyżka" ponad należne mu wynagrodzenie stanowi bezpodstawne wzbogacenie pracownika, a więc powinna być zwrócona pracodawcy.
Zdaniem prawnika fakt, że pieniądze przejął komornik, nie ma tu większego znaczenia, bo korzyść pracownika polegała na tym, że jego zadłużenie, które ma u komornika, zostało zmniejszone. - Jeśli pracownik nie zwróci dobrowolnie pieniędzy, a strony nie dojdą do porozumienia, pracodawcy pozostaje wytoczenie powództwa przeciwko pracownikowi o zapłatę do sądu cywilnego – informuje adwokat.
Jednocześnie Jarosiewicz podkreśla, że pracodawca może domagać się zwrotu pomyłkowo przelanych pieniędzy. Nie oznacza to jednak, że może narzucić pracownikowi, iż będą one potrącane z pensji. Nie może mu również arbitralnie wstrzymywać wypłaty należnego wynagrodzenia.
Jest dokładnie przeciwnie. Zgodnie z przepisami Kodeksu pracy tego rodzaju należności mogą być potrącane z wynagrodzenia wyłącznie za zgodą pracownika wyrażoną na piśmie.
Podsumowując, pracodawca nie może przymusić pracownika do "odrobienia" swej straty. Jeżeli pracownik nie zgadza się na dokonywanie potrąceń z wynagrodzenia, pracodawca, owszem, może żądać zapłaty, jednakże powinno to nastąpić poprzez odpowiednie powództwo, a następnie egzekucję komorniczą.