Zamrożenie praktycznie całej aktywności Polaków na kilka tygodni w prosty sposób wpłynęło na stan gospodarki – a skutki widoczne będą jeszcze przez wiele miesięcy. Na pewno nie ominie nas recesja, choć może się ona okazać niższa niż prognozuje np. Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Już dziś z budżetu ogromne pieniądze idą na to, by podtrzymać miejsca pracy. Rząd gotów jest zwiększyć zadłużenie państwa o niemal 200 mld zł, by przeprowadzić gospodarkę przez najtrudniejsze miesiące – czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Dlatego też dziura w sektorze instytucji państwowych i samorządowych sięgnie 8,4 proc. PKB, a dług publiczny urośnie do 55,2 proc. PKB. Deficyt przekroczy więc unijny limit PKB, ale tym razem nie spowoduje to żadnych konsekwencji prawnych, bo państwa UE zgodziły się odstąpić od wszczynania procedury nadmiernego deficytu.
Piotr Bielski, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych w Santander Bank Polska przewiduje też, że dług publiczny zbliży się do 60 proc. PKB. To dobry wynik, gdy wziąć pod uwagę, że np. w Niemczech ma on w tym roku osiągnąć poziom 75 proc. PKB., a w Austrii – nawet 80 proc.
Rząd założył, że średni wzrost cen w kraju wyniesie 2,8 proc. Pomoże w tym spadek cen ropy i taniejące paliwo. Już w kwietniu powinno zepchnąć inflację poniżej 4 proc. Z drugiej strony nie trzeba być ekonomistą, by zauważyć, jak bardzo drożeje żywność, która może te dość optymistyczne prognozy zniweczyć.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl