W lutym inflacja wzrosła do 18,4 proc. rok do roku (rdr), a w marcu spadła do 16,2 proc. rdr. Sprawdza się zatem powszechnie oczekiwany scenariusz, w którym luty wyznaczył szczyt inflacyjny w naszym kraju.
Zdaniem ekonomistów Santander Bank Polska w kolejnych miesiącach roku inflacja będzie się dalej obniżała, ale nie tak szybko, jak spodziewa się tego Narodowy Bank Polski. Pod koniec roku widzą oni dynamikę inflacji w okolicach 10 proc., a nie ok. 7 proc., jak chciałby tego prof. Glapiński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inflacja rozpędzona jak nigdy. Powrót do celu zajmie lata
To jednak nie koniec. Jak pisaliśmy w money.pl, inflacja liczona rok do roku być może i się obniża, ale miesiąc w miesiąc konsekwentnie przyspiesza. I tak w marcu względem lutego tego roku wzrosła o ok. 1 proc. Nie jest więc tak, że ceny spadły. Po prostu wolniej rosły.
Ekonomiści Santandera, wykorzystując własne autorskie wyliczenia, doszli do wniosku, że ceny w Polsce są niepokojąco rozpędzone i na razie nie widzą oni żadnego sygnału, że miałyby zwolnić. "Rozpęd cen nie słabnie" – podsumowują.
To wszystko prowadzi nas do wniosku, że nie ma co liczyć na szybki powrót wzrostu cen do celu Narodowego Banku Polskiego na poziomie 2,5 proc. Może to się wydarzyć znacznie później, niż sądzi prof. Glapiński.
Porównaliśmy projekcje banków centralnych w naszym regionie i EBC (Europejski Bank Centralny – przyp.red.). Banki centralne w Czechach i na Węgrzech zakładają, że z pomocą dokonanych wcześniej podwyżek stóp sprowadzą inflację wewnątrz pasma celu w ciągu roku. Dla EBC i NBP perspektywa jest odleglejsza: 2,5 roku. U tych dwóch ostatnich najnowsze projekcje pokazały powrót nieco szybszy niż ich poprzednie wersje, ale jedynie o czas, jaki upłynął między projekcjami – piszą eksperci Santander Bank Polska.
Jak wyjaśniają, różnica w podejściu NBP i EBC jest taka, że nasz bank centralny pogodził się z tak mocno wydłużonym horyzontem dojścia do celu inflacyjnego i ocenia obecny poziom stóp procentowych jako odpowiedni. Natomiast EBC nadal sygnalizuje konieczność dalszego zacieśniania polityki pieniężnej (czyli podwyżek stóp procentowych).
Prof. Glapiński podczas czwartkowej konferencji mówił, że nie ma możliwości, żeby inflacja spadała szybciej. – Polityka pieniężna Narodowego Banku Polskiego prowadzi do wygaszenia inflacji w perspektywie projekcji. Tak szybko jak w innych krajach. Nie da się tego procesu przyspieszyć – przekonywał szef NBP.
To nieprawda. Bank Czech spodziewa się dojścia do celu w I połowie 2024 r. U nas ma to się wydarzyć 1,5-2 lata później, co przedstawia zestawienie poniżej.
Walka z inflacją może trwać nawet 9 lat?
Przez jak długi czas przyjdzie więc nam walczyć z inflacją w Polsce? Niestety, ekonomiści nie mają tutaj dobrych informacji. Nasze portfele mogą otrzymywać cios za ciosem jeszcze przez wiele lat. Tyle ma zająć Polsce powrót do celu inflacyjnego NBP. Najwięksi optymiści mówią o trzech latach cenowego bólu. Nie brakuje jednak innych głosów.
Najbardziej pesymistyczny jest główny ekonomista Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) Paweł Dobrowolski. Jego zdaniem powrót do celu NBP może zająć powyżej 9 lat. To o wiele więcej, niż jeszcze kilka dni temu przewidywał szef PFR Paweł Borys (on z kolei zakładał 2-3 lata).
Minione trzy dekady globalnej niskiej i stabilnej inflacji są historyczną anomalią. Po trzech dekadach globalizacji umiędzynarodowienie światowej gospodarki stanie w miejscu lub się cofnie. Narastają konflikty międzypaństwowe. Emeryci stanowią coraz większą część elektoratów (co ceteris paribus* przejściowo pogłębi deficyty budżetowe). Takie zmiany strukturalne podwyższają neutralny poziom stóp. Zanim decydenci dostrzegą tę zmianę, policy mix (dopasowanie polityki fiskalnej i monetarnej – przyp.red.) będzie zbyt luźny, a inflacja uporczywie wyższa niż w minionych trzech dekadach – przewiduje w "Panelu Ekonomistów", niezależnym badaniu opinii, Dobrowolski.
Według niego w czasie zbiegnie się kilka elementów, które będą strukturalnie windować ceny w górę:
- rosnące wydatki na zbrojenia (na które nie zwiększono podatków),
- polityka klimatyczna UE,
- wysokie napięcia międzypaństwowe (konflikty geopolityczne - przyp.red.),
- brak możliwości zwiększania globalizacji handlu, migracji czy przepływu kapitału,
- rynek pracy, który będzie generował coraz mniejszą podaż pracy (tzn. mniej osób mogących podjąć pracę - przyp.red.).
Nieco bardziej optymistyczny wydaje się Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. W jego opinii do wyniku 2,5 proc. krajowej inflacji dojdziemy za 4-5 lat.
Kłopot będzie ze zbijaniem inflacji poniżej 5 proc. Ze względu na to, że inflacja była bardzo wysoka i trwa długo, uruchomionych zostało w gospodarce sporo mechanizmów waloryzacyjnych (nawet w umowach między firmami, czy między osobami prywatnymi). One będą utrudniać zbicie inflacji do celu – wskazuje Soroczyński.
To zaszło już za daleko. Zbicie cen będzie boleć
Natomiast Jan Rutkowski, ekonomista Banku Światowego i Instytutu Badań Strukturalnych, uważa, że 4-5 lat powrotu do celu NBP to wariant realny, a zarazem optymistyczny.
– Wymaga restrykcyjnej polityki makro, która jest politycznie kosztowna (wysokie stopy procentowe, bezrobocie). Obawiam się, że ani partia obecnie rządząca, ani opozycja, jeśli przejmie władzę, nie będą chciały ponosić nadmiernych kosztów, bojąc się utraty elektoratu. Sądzę, że najbardziej prawdopodobny wariant to powolne, stopniowe zbijanie inflacji – mówi Rutkowski.
Maciej Bitner, członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich, również skłania się ku pięciu latom inflacyjnych wyrzeczeń. Za główne przyczyny obecnej fali inflacji uważa on "ekspansywną politykę fiskalną i monetarną w czasie pandemii, zaburzenie łańcuchów dostaw także w związku z COVID-19, zbyt niskie stopy przed 2020 r. oraz wzrost cen surowców w wyniku wojny".
Wszystkie te czynniki albo już przestały oddziaływać, albo wyraźnie słabną, dlatego poza bezwładnością charakterystyczną dla zjawisk inflacyjnych nie widzę powodu, żeby inflacja miała nie spaść, szczególnie że stopy procentowe są wysokie. Oczywiście dla takiego scenariusza są ryzyka np. zbyt szybkie obniżanie stóp. Z tego powodu spodziewam się 4-5 lat, a nie trzech, ze względu na presję na obniżanie stóp – zauważa.
"Spadek inflacji do celu będzie dłuższym procesem, pełnym ryzyk"
Z kolei Damian Olko, ekonomista w Kancelarii WKB, wskazuje na wiele ryzyk, które będą skutkować dalszą presją inflacyjną. Ekspertowi chodzi przede wszystkim o wojnę (która według niego szybko się nie skończy), rywalizację geopolityczną oraz transformację energetyczną.
Nie widzę przekonujących dowodów, że dotychczasowe podwyżki stóp przez RPP stanowią wystarczające zacieśnienie polityki. Dodatkowo, w polskiej gospodarce jest coraz mniej konkurencji, jej żywotność jest coraz słabsza, wskutek czego niezbędne dostosowania będą zachodzić dłużej i pod silnym wpływem sfery polityki - tłumaczy.
– Wyzwaniem będą zatem negatywne szoki podażowe przy jednoczesnej ekspansji fiskalnej w Polsce i mnożeniu się szkodliwych pomysłów utrudniających prowadzenie skutecznej polityki monetarnej (koszt kredytu, tarcze itd.) i silnie zniekształcających mechanizmy cenowe i konkurencji w gospodarce. Do tego podnoszą one oczekiwania inflacyjne, a pomysły dotyczące rynku mieszkaniowego to wprost tworzenie ryzyka dla stabilności gospodarki. A zatem niestety spodziewam się, że spadek inflacji do celu będzie dłuższym procesem, pełnym ryzyk, których źródłem w ogromnej większości jest szkodliwa polityka (czy krajowa, czy międzynarodowa), a nie czynniki stricte rynkowe – kończy ekonomista.
*jeśli założymy, że jeden czynnik jest zmienny, a pozostałe nie zmieniają się
Damian Szymański, zastępca szefa redakcji i dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.