Większość mieszkających przy granicy Niemców nie przyjedzie tym razem na przedświąteczne zakupy do Polski. Wszystko przez to, że kraj coraz szczelnie zamyka granicę. Pod koniec października nasz kraj został ogłoszony "obszarem ryzyka" - i po przekroczeniu Niemcy musieli się udać na test lub pójść na kwarantannę.
Były jednak wyjątki - na przykład władze Brandenburgii pozwoliły wtedy na mały ruch graniczny. Niemiec mógł pojechać do Polski zrobić zakupy, zatankować czy pójść do fryzjera. W połowie grudnia Brandenburgia z tego zrezygnowała. Ma to związek z rosnącą liczbą zachorowań w Niemczech, która potrafi przekraczać już 30 tys. dziennie. W całym kraju wprowadzono na 3 tygodnie lockdown.
Meklemburgia-Pomorze Przednie nie wprowadziła co prawda w październiku małego ruchu granicznego, ale teraz zamyka granicę szczelniej. Na przejściach granicznych stoją radiowozy, policjanci sprawdzają dokumenty. Jak donoszą media za Odrą, zwykle dziennie z podróży do Polski rezygnuje przez to przynajmniej kilkunastu Niemców.
Władze polskich samorządów zaczynają się niecierpliwić. Marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz powiedział w Radiu Plus, że niemieckie restrykcje są zbyt ostre oraz nieuzasadnione. Polityk PO zasugerował nawet, że lokalne władze w Niemczech podsycają w ten sposób antypolskie nastroje.
Czytaj też: Pogranicze. Trzy pogrzeby i wesele
Antypolskie fobie?
- Dotychczas strona niemiecka widziała szansę we współpracy polsko-niemieckiej. Wtedy PiS zabierał głos i pobudzał fobie antyniemieckie. W chwili obecnej władze Meklemburgii robią wszystko, by pobudzać analogiczne fobie. Nie wiem dlaczego, mogę się domyślać, że chodzi o politykę - mówił marszałek.
Co na to strona niemiecka? - Mały ruch graniczny w tej chwili po prostu nie jest możliwy - mówi w rozmowie z money.pl Patrick Dahlemann, parlamentarny sekretarz ds. Pomorza Przedniego. Zapewnia jednak, że wcale nie chodzi o politykę. - Ma to tylko i wyłącznie związek z chęcią zapobiegania rozprzestrzeniania się pandemii na pograniczu polsko-niemieckim - mówi.
Niemiecki urzędnik przypomina w rozmowie z money.pl, że w lokalnych przepisach są wyjątki. Na kwarantannę nie muszą się udawać na przykład uczniowie, który uczą się w niemieckich szkołach czy polscy pracownicy w Niemczech. Dahlemann zapewnia przy tym, że "nawet w czasach koronawirusa Polska i Niemcy pozostają blisko siebie". I przypomniał, że polscy pracownicy w Niemczech mogą liczyć teraz na specjalny zasiłek.
Chodzi więc o zdrowie czy o politykę? - Chodzi raczej o pieniądze - mówią nam pracownicy przygranicznych bazarów. Te największe są w większości pozamykane - puste są sklepy w Lubieszynie czy Słubicach. Tymczasem zwykle grudzień był okresem żniw. Niemcy przyjeżdżali na zakupy świąteczne, zatankować auto przed długimi podróżami - czy żeby sobie zrobić fryzurę przez sylwestrowymi zabawami.
Berlin nie pomoże
- Chcą odciąć nas od niemieckich euro, gdy my walczymy o przetrwanie - opowiada nam jeden z przygranicznych handlarzy. Przyznaje jednak, że "w jakiś sposób rozumie niemiecką politykę". - Chcą, aby niemieckie euro zostawało w Niemczech. U nich też wesoło nie jest - mówi gorzko.
Czy jest szansa na jakiś kompromis? Przed nowym rokiem trudno to sobie wyobrazić. Tym bardziej że Polska też wprowadza kwarantannę.
Ostatni raz o przygranicznej polityce marszałek Geblewicz rozmawiał ze swoją premier Meklemburgii Manuelą Schwesig podczas jesiennej wideokonferencji. W biurze marszałka słyszymy, że były starania o kolejne rozmowy - jednak odpowiedzi na razie nie przyszły.
Przygraniczni handlowcy mogą na razie więc liczyć tylko na klientów z Berlina. Władze niemieckiej stolicy ciągle pozwalają na "zakupowe wycieczki" do Polski. Jak pisze dziennik "BZ Berlin", z tego miasta jest coraz więcej busów do przygranicznych miasteczek. To się jednak niebawem skończy, choć nie za sprawą niemieckich regulacji.
Zgodnie z regulacjami, które wprowadza polski rząd od 28 grudnia, osoby wjeżdżające do Polski transportem zbiorowym będą musiały iść na 10-dniową kwarantannę. To z pewnością sprawi, że berlińczycy już tak chętnie do Polski przyjeżdżać nie będą.
Czytaj też: Narodowa kwarantanna. Rząd zamyka hotele, ale nie wszystkie. Drogowcy cieszą się z furtki