"Wchodzę dziś do banku 16.55. Chce założyć konto firmowe do nowej spółki i wpłacić 4 mln zł. Pani do mnie, że nie załatwię. Pytam czemu? Bo 5 minut do zamknięcia, a konto będziemy zakładać 30 minut. Podziękowałem i poszedłem do innego banku. Gratuluję podejścia do klientów" - napisał influencer Dawid Pałka na platformie X.
Post odbija się głośnym echem w mediach społecznościowych. Dochodzą kolejne komentarze, których miażdżąca większość staje po stronie pracownicy banku.
"Ktoś mi może powiedzieć, co tę kobietę mają obchodzić 4 bańki obcego typa i czemu z ich powodu miała zostać przynajmniej pół godziny po godzinach pracy?" - pyta np. Dawid Kosiński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Internauci w obronie pani z mBanku
Kosiński pisze dalej: "Dobra, zupełnie za darmo przyznam się, jak zatrzymałem raz człowieka po regulaminowym czasie pracy. To był akurat fryzjer, ale na pracownika banku może też podziałać. Powiedziałem, że bardzo mi zależy (miałem projekt komercyjny następnego dnia) i poza ceną usługi dałem mu 150 zł do łapy. Może wydawać się to bardzo dziwne, ale w wielu przypadkach zapłata może skłonić kogoś do zostania w pracy bardziej niż opowieści o czterech bańkach, z których nic się nie zobaczy".
"Coraz częściej Twoje wpisy tylko utwierdzają negatywne stereotypy o polskich przedsiębiorcach" - zwrócił się do autora postu przedsiębiorca Paweł Mąkosa.
Piotr Raszkowski idzie dalej: "Ale to wina banku przepraszam? Że człowiek chce normalnie wyjść z pracy i zdążyć do domu, do rodziny, dzieci? To trochę klient buc, że przychodzi 5 minut przed zamknięciem, a 4 mln zł to bądź co bądź na bankierach wrażenia nie robią".
"Bosz, gdy wchodzę do Żabki 5 minut przed zamknięciem, to pytam, czy jeszcze można, bo podłoga już umyta i pewnie kasa rozliczona. A chłop chciał zakładać konto przez 30 minut po czyjejś robocie. To trzeba być pępkiem świata" - skomentował Michał Szymanderski-Pastryk.
"Te 4 miliony to dla banku drobne, a pracownik banku ma swój czas prywatny i życie, które jest cenniejsze od Twojego niedowartościowanego ego. Następnym razem bądź bardziej zorganizowany i przyjdź o czasie. Ustaw sobie alarm czy coś. Może ktoś dorosły ci pomoże" - odpowiedział natomiast Konrad Wiernicki.
Niezły i skuteczny bait
W komentarzach pojawił się jeszcze jeden wątek. Artur Adamczyk, nazywający siebie "Trenerem Życia", napisał: "bez tych wpłacających 4 banie banki nie będą miały czego pożyczać tym z dołu łańcucha. Kobieta by wzięła prowizję za tą wpłatę. Dlatego tacy ludzie nigdy się nie zbliżą do większej kasy, bo wolą iść gotować mężowi obiad w domu. Bieda to stan umysłu".
Adamczykowi odpowiedział Hubert Stojanowski, dyrektor ds. inwestycji klientów w domu inwestycyjnym Xelion. "Bzdury. Żaden pracownik placówki detalicznej nie ma 'prowizji' a zwłaszcza od wpłaty, bo niby na jakiej podstawie? Te '4 banie' to byłoby pasywo banku, które pełni funkcję pokrycia portfela kredytowego. Historycznie mBank ma na tyle duże pokrycie, że im to nie robi żadnej różnicy, chyba że potrzebują je rozbudować do agresywnego zwiększenia produkcji kredytowej, aczkolwiek biorąc pod uwagę czynnik sezonowy i aktualne środowisko jest to mało realne" - wyjaśnił.
Konrad Ryczko, analityk Domu Maklerskiego BOŚ, w ogóle poddał pod wątpliwość, czy historia Dawida Pałki jest prawdziwa. "Niezły i skuteczny bait. Nie żrą tiktoki to widzę zmiana koncepcji na triggerujace posty" - napisał.
Podobne wątpliwości ma zastępca rzecznika mBanku Piotr Rutkowski. "Ten dzień, kiedy Twój pracodawca (mBank) jednoczy cały internet od prawej do lewej. O ile historia jest prawdziwa i gdybym wiedział, który to oddział, to bym jutro (w godzinach pracy) pogratulował naszej koleżance" - napisał.
W kolejnym wpisie dodał: "Jeśli macie zły dzień, to pomyślcie o banku, w którym słynnemu klientowi udało się założyć konto".
Polacy na nadgodzinach
Wywołany do tablicy mBank odniósł się do pracy w następujący sposób: "Szacunek do naszych klientów jest dla nas równie ważny, co szacunek do naszych pracowników i ich wolnego czasu".
Jak wynika z nowego raportu firmy z branży HR Sd Worx, w pracy po godzinach zostaje 43 proc. z nas. Tym samym po raz kolejny przebijamy europejską średnią. Wśród 18 tys. pracowników z 18 krajów Europy, które wzięły udział w badaniu, po godzinach pracuje 40 proc. osób - podała czwartkowa "Gazeta Wyborcza".
"Wynika to m.in. z różnic w poziomie minimalnego dochodu. W wielu krajach Europy Zachodniej dochód minimalny pozwala na opłacenie podstawowych wydatków na mieszkanie, transport, leczenie czy edukację, a polityka socjalna zapewnia pracownikom dodatkowe środki finansowe. Nie ma wówczas aż tak silnej presji, aby więcej dorobić. Tymczasem w Polsce, pensja minimalna wymaga często dodatkowej pracy po godzinach" - powiedziała "GW" Alicja Kotłowska, badaczka trendów rynku pracy z Uniwersytetu SWPS.