We wtorek 16 czerwca z lotniska Chopina w Warszawie odleciało kilka wyczarterowanych samolotów LOT-u. Były to rejsy zamówione przez ambasady Belgii, Irlandii i Szwecji. Na pokładach byli obywatele tych państw, którzy z powodu lockdownu utknęli w Polsce aż na trzy miesiące. W drodze powrotnej do kraju LOT zabierze Polaków, którzy z tego samego powodu nie mogli się wydostać z tych krajów do domu.
Dotychczasowe rozporządzenie rządu wstrzymujące ruch międzynarodowy nad Polską wygasło w nocy z poniedziałku na wtorek, jednak Urząd Lotnictwa Cywilnego wysłał specjalną depeszę lotniczą o dalszym wstrzymaniu lotów międzynarodowych z Polski do wtorku do godziny 23.59.
We wtorek wieczorem w Dzienniku Ustaw pojawiło się zaś nowe rozporządzenie wydłużające zakaz lotów międzynarodowych do 30 czerwca. Chodzi głównie o loty międzykontynentalne, bo z zakazu - zgodnie z zapowiedziami - wyłączona jest większość krajów europejskich. Swoje loty od środy z Okęcia zapowiedziały linie Wizzair, Lufthansa, KLM i AirFrance. LOT jeszcze nie zgłosił międzynarodowych połączeń.
Gdzie i za ile?
Zarówno przewoźnicy, jak i biura podróży, które czarterują samoloty, z niecierpliwością czekali na nowe rozporządzenie rządu w sprawie wznowienia ruchu lotniczego, bo zawiera także wykaz krajów bezpiecznych, do których można polecieć. Są to: większość krajów Unii Europejskiej oraz kraje EFTA (Islandia, Lichtenstein, Norwegia, Szwajcaria). Zakaz lotów nadal jednak obejmuje Wielką Brytanię, Szwecję oraz Portugalię.
Z powodu sytuacji epidemiologicznej na Śląsku pod znakiem zapytania wciąż pozostają loty z Katowic - Pyrzowic. Istnieje ryzyko, że największy tamtejszy tani przewoźnik – Ryanair - może przenieść się na lotnisko w czeskiej Ostrawie. Jednak władze lotniska uspokajają, że linie lotnicze zapowiedziały na środę swoje pierwsze międzynarodowe loty i nic im nie wiadomo, by się one nie odbyły. - Jesteśmy przygotowani na odprawy z zachowaniem wszystkich wymogów, które nałożył na nas rząd oraz Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego - zapewnia rzecznik prasowy lotniska Cezary Orzech.
Druga kluczowa kwestia to limit miejsc w samolotach. Na razie w mocy pozostaje rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 29 maja 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii. Zgodnie z nim w samolocie pasażerskim może lecieć nie więcej pasażerów niż wynosi połowa maksymalnej liczby miejsc.
To jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów sanitarnych w Europie i branża oczekuje zniesienia limitów, zwłaszcza że w autokarach turystycznych, gdzie są tylko miejsca siedzące, może być tylu pasażerów, ile jest miejsc.
Czartery nie wystartują?
Zniesienie limitów miejsc jest kluczowe zarówno dla poturbowanych przez kryzys linii lotniczych, jak i dużych biur podróży, ale również samych pasażerów. Jeśli samoloty będą latały tylko z połowicznym obłożeniem, ktoś będzie musiał pokryć koszty pustych foteli. Dwa największe biura podróży - Itaka i Rainbow - są w tej kwestii zgodne: jeśli czartery nie będą miały pełnego obłożenia, nie wystartują.
Rachunek jest prosty. - Przy połowie zajętych miejsc ceny za przelot wzrosną dwukrotnie. Jeśli założymy, że bilet w obie strony nad Morze Śródziemne to koszt ok. 1-1,2 tys. zł. za osobę, to by pokryć starty, musielibyśmy dopłacić do każdego pasażera ok. 800 zł. Nie udźwigniemy takiego ciężaru. Klient również nie dopłaci tyle – ocenia Piotr Henicz, wiceprezes zarządu Itaki. Niemal identyczną kalkulację przedstawił w money.pl kilka dni temu członek zarządu Rainbow Maciej Szczechura. Mówił o konieczności dopłaty nawet 1000 zł.
Latamy za taniochę
Tymczasem niektórzy przewoźnicy zapowiadają, że ceny biletów nie tylko nie wzrosną w najbliższych miesiącach, ale nawet znacząco spadną. Taką politykę zapowiedział m.in. Ryanair, który rozpocznie loty z Polski od 1 lipca. Szef linii Michael O'Leary ogłosił niedawno obniżkę cen biletów nawet o połowę i słowa dotrzymał. Ceny biletów na loty w lipcu i sierpniu zaczynają się już od 89 zł. - Obniżymy ceny, jak tylko się da. Gdy znów zaczniemy latać w lipcu, będziemy sprzedawać bilety za wszelką cenę, aby obsadzić jak najwięcej miejsc – zapowiedział podczas wywiadu dla gazety "Mail on Sunday". Przewoźnikowi zależy na tym, aby ludzie wrócili do podróżowania, poniesie więc tego gigantyczne koszty.
Również LOT kusi tanimi biletami. Jak napisało do nas ich biuro prasowe, "ceny biletów są bardzo atrakcyjne, na trasach krajowych rozpoczynają się już od 99 zł za lot w jedną stronę bez bagażu". "To nasza inwestycja w odbudowę zaufania do transportu lotniczego, który od lat należy przecież do najbezpieczniejszych i najbardziej komfortowych” - podkreślono.
W przeciwieństwie do Ryanaira, gdzie koszty ponownego oswajania klientów z lataniem poniesie z własnej kieszeni multimiliarder O'Leary, w Polsce będzie się to odbywało najprawdopodobniej na koszt podatnika. To cena, jaką będziemy musieli ponieść za utrzymanie przy życiu narodowego przewoźnika. No i na koniec jeszcze jedno: regularnymi liniami nie dolecimy do kurortów w Egipcie czy Turcji.
Rząd będzie musiał szybko podjąć strategiczną decyzję, która wpłynie na wiele branż. Jeśli zaczną kuleć linie lotnicze i biura podróży, pociągną za sobą następnych: lotniska, hotele, transport dowożący pasażerów itd.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie