Pieniądze trafiły do kraju z przeznaczeniem na walkę ze skutkami koronawirusa. Decyzję podjęto 13 stycznia, ale gotówka do Birmy trafiła dopiero w ubiegłym tygodniu.
Miała ona przede wszystkim pomóc w "zaspokojeniu pilnych potrzeb w zakresie bilansu płatniczego, zwłaszcza wsparciu rządowych środków naprawczych zapewniających stabilność makroekonomiczną i finansową oraz pomoc sektorom gospodarki i słabszym grupom". Tak informuje MFW w komunikacie.
Pieniądze miały trafić jeszcze do poprzednich władz kraju. Nie wiadomo więc, co się stanie z gotówką po przejęciu władzy przez wojsko.
- To nie jest program, który został wynegocjowany, nie ma warunkowości i nie ma perspektywicznych przeglądów z wypłatami powiązanymi z tymi przeglądami. Nie znam żadnego precedensu, w którym pieniądze mogą zostać wycofane - powiedziała Stephanie Segal, była ekonomistka MFW i urzędniczka Departamentu Skarbu USA.
Sytuacja jest więc patowa. Nieoficjalnie przedstawiciele MFW mówią, że "najlepiej byłoby, gdyby ewentualny nowy rząd wydał pieniądze zgodnie z przeznaczeniem. O ile chce zachować dobre stosunki z Funduszem".
Przypomnijmy, że do zamachu stanu w Mjanmie doszło w poniedziałek 1 lutego w godzinach porannych (w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego - red.). Wojsko aresztowało najważniejszych działaczy partii NLD (Narodowej Ligii dla Demokracji), którzy rządzili Birmą od 2015 roku.
Wśród zatrzymanych znalazł się prezydent Birmy U Win Myint, a także premier Mjanmy i noblistka Aung San Suu Kyi.
Wojsko przejęło władzę w kraju, tłumacząc swoje zachowanie rzekomymi fałszerstwami wyborczymi. Rządy wojskowych mają trwać rok. Po tym czasie zapowiadane jest przeprowadzenie kolejnych wyborów.