- To ogromny sukces. Udało nam się usunąć głaz, który obciążał relacje Polski i Czech - mówił Petr Fiala, premier czeskiego rządu. Dodał, że elementem tej umowy jest m.in. budowa bariery, która ma zapobiec odpływowi wód podziemnych z Czech do Polski. Uzgodniono też budowę wału ziemnego, który ma chronić mieszkańców Czech przed zanieczyszczeniami z kopalni Turów.
- Za nami miesiące negocjacji, które były trudne i wyboiste, ale zakończyły się sukcesem - podkreślał natomiast premier Mateusz Morawiecki. - To fundamentalnie ważne także ze strategicznego punktu widzenia. Kończy ona okres zahamowania czy zamrożenia bardzo dobrych relacji polsko-czeskich. Jako sąsiedzi potrzebujemy z optymizmem patrzeć w przyszłość - zapewniał.
Polska zapłaciła Czechom 45 milionów euro
Jednym z elementów zawartej umowy jest 45 mln euro, które polska strona już zapłaciła Czechom. Przelew był warunkiem wycofania skargi do TSUE. 35 mln euro miał zapłacić polski rząd, a 10 mln euro fundacja PGE krajowi libereckiemu.
Dziś Republika Czeska wycofała swoją skargę do instancji europejskich. To kończy całkowicie sprawę - poinformował Mateusz Morawiecki. Premier pominął jeden temat - kwestię kar nałożonych przez TSUE.
20 września 2021 roku TSUE nałożył na Polskę karę 500 tysięcy euro dziennie za niewdrożenie środka tymczasowego oraz niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni. Rząd podkreślał, że płacić ich nie zamierza.
Dodatkowo 68 milionów euro kary
Od 20 września 2021 roku do 3 lutego 2022 roku minęło 136 dni. To oznaczałoby łączną karę w wysokości 68 milionów euro.
"Rząd Zjednoczonej Prawicy zgodził się na wszystkie warunki Czechów, które zostały postawione niemal równo rok temu ws. kopalni Turów - 45 mln euro. Do tego zapłacimy 68 mln euro kar frycowego dla Komisji Europejskiej. Rok bujania się i niekompetencji. Po co nam to było?" - napisała na Twitterze Małgorzata Tracz, posłanka Partii Zieloni z Wrocławia i wiceprzewodnicząca klubu parlamentarnego Koalicja Obywatelska.
W sumie, z powodu sporu dotyczącego kopalni Turów, Polska będzie musiała zapłacić 113 milionów euro. Uwzględniając obecne notowania złotego do euro, kwota ta może przekroczyć 514 milionów złotych. To 150 procent więcej, niż gdyby udało się porozumieć z Czechami bez interwencji KE.
W 2019 roku Czesi chcieli 10 milionów złotych
Polsko-czeskie rozmowy dotyczące kopalni węgla brunatnego Turów rozpoczęły się w czerwcu 2021 r. po tym, gdy strona czeska wniosła do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej skargę przeciwko Polsce w sprawie rozbudowy kopalni.
Zdaniem Czech, jej rozbudowa zagraża dostępowi mieszkańców czeskiego Liberca do wody. Skarżyli się oni także na hałas i pył związany z działalnością kopalni.
Choć w 2021 roku sprawa kopalni Turów nabrała tempa i pojawiła się na arenie międzynarodowej, to warto przypomnieć, że ten spór ma dłuższą historię.
Sprzeciw wobec poszerzenia odkrywki i pozbawienia mieszkańców Czech wody pitnej pojawił się już w 2019 roku. Wtedy Czesi wyceniali koszty inwestycji niezbędnych do sprowadzenia z Gór Izerskich wody, której pozbawi ich odkrywka, na ponad 10 mln złotych. Uważali, że koszty te powinna ponieść strona polska.
Czy ta kwota wystarczyłaby, żeby dogadać się z Czechami? Tego nigdy się nie dowiemy. To, co można stwierdzić to, że koszty sąsiedzkiego porozumienia mogły być wielokrotnie niższe niż obecnie. Nawet nie uwzględniając poświęconego czasu, ani utraconej reputacji.