Zwrócili oni uwagę, że dwie instytucje powiązane z samorządem województwa mazowieckiego, zatrudniają zaskakująco dużo radnych. Chodzi o Centrum Administracyjne Mazovia i Mazowiecką Jednostkę Wdrażania Programów Unijnych. Zatrudniają wiele osób, które mają wpływ na to, jak na co dzień funkcjonuje Warszawa i jakie strumienie pieniędzy kierowane są a różne inwestycje.
Burmistrzowie również zasiadają w radach nadzorczych spółek samorządowych. Dodatkowo część z nich jest również radnymi sejmiku. Burmistrzyni Bemowa Urszula Kierzkowska (PO) – zasiada w radzie MZA, wiceburmistrz Mokotowa Krzysztof Skolimowski (PO) – w SKM (o nim i Katarzynie Łęgiewicz (PO) – burmistrzyni Ochoty, mówiliśmy przy okazji nominacji Berouda). Burmistrz Wilanowa Ludwik Rakowski (PO) zasiada aż a dwóch radach: MPWiK i Veolii – wyliczają dalej autorzy raportu.
"Analizując kolejne nazwiska w Radzie Warszawy, w Sejmiku Mazowieckim i w radach dzielnic znaleźć można jeszcze więcej takich, które są związane z samorządowymi spółkami. Takie osoby zajmują zwykle miejsce w organach decyzyjnych i niekoniecznie w związku z posiadanymi kompetencjami, niejednokrotnie bez konkursu, natomiast z wysokimi wynagrodzeniami" – czytamy.
Aktywiści podkreślają, że ich intencja nie jest ganienie samorządowców za to, że zarabiają w innych organizacjach niż samorząd, tym bardziej, że nie jest w Polsce zabronione.
- Nie chodzi nam o to żeby krytykować radnych za to, że oprócz diety radnego mają inne dochody. Nasz niepokój budzi fakt, że radni są zatrudniani w spółkach, które są nadzorowane przez ich partyjnych kolegów. sprzeciw wobec partii potencjalnie skutkowałby utratą głównego źródła dochodu przez co niezależność radnych staje się fikcją – mówi Bartosz Gołąbek, członek zarządu Miasto Jest Nasze.
Aktywiści chcą zwrócić uwagę na coś innego: na ile burmistrzowie i radni łączących te stanowiska z radą nadzorczą lub pracą z nadania partii, są niezależni od polityków. "Czy zarobki zapewnione przez partyjne nadanie nie mają wpływu na to czyim dobrem będą się kierować? Interesem partii czy wyborców? Szczególnie jaskrawe jest to przy łączeniu funkcji burmistrz/radny-sejmikowy/rada nadzorcza. Każda z nich pochodzi z partyjnego nadania. To centrala partyjna decyduje o twoim miejscu na liście wyborczej, czy zostaniesz burmistrzem, czy zarobisz 50 tys. w spółce miejskiej. Centrala partyjna jest pracodawcą, ale płacimy za to my – podatnicy, mieszkańcy Warszawy" – zauważają.
Jaka jest ich propozycja uzdrowienia systemu? Ograniczenie wydatków na rady nadzorcze miejskich, ale i wojewódzkich, spółek.
"Można to zrobić poprzez zmniejszenie liczby osób zasiadających w radach – niezrozumiałym jest dlaczego funkcjonują rady 5 czy 6 osobowe, których członkowie zarabiają w nich niejednokrotnie powyżej 50 tys. zł rocznie. Kolejnym krokiem powinno być ograniczenie wysokości ich poborów z racji pełnionych funkcji. Takie działanie ważne jest szczególnie w czasach kryzysu. Daje nie tylko oszczędności, ale mogłoby stać się gestem solidarności wobec osób tracących pracę lub tych, którym obniżono pensje" – czytamy.
MJN chce w formie petycji zgłosić projekt ustawy ograniczającej proceder łączenia funkcji radnych samorządu z pracą dla samorządu.
- Wiemy, że jest to problem występujący w całym kraju. Uważamy, że jest on tak głęboki, iż pomóc może tylko radykalne przecięcie w formie uchwalenia odpowiedniego prawa przez Sejm. Projekt wyślemy do wszystkich klubów parlamentarnych – przekonują aktywiści.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl