Brzoska przygodę z biznesem zaczął skromnie, bo od składania komputerów, by następnie zająć się roznoszeniem ulotek. "American dream" szefa InPostu nabrał rozpędu, gdy zainwestował wszystkie oszczędności we własną działalność.
Dziś Rafał Brzoska jest w pierwszej dziesiątce najbogatszych Polaków "Forbesa" z majątkiem w wysokości ponad 5,5 mld złotych.
Rafał Brzoska i krótka historia InPostu
Niewiele osób pamięta, że jeszcze kilkanaście lat temu listy o wadze poniżej 50 gramów mogła dostarczać tylko Poczta Polska. I nikt więcej. Wtedy pojawił się Brzoska, który postanowił przesyłki obciążyć metalową blaszką. Dzięki temu jego nowa spółka mogła wejść na rynek, by w niedługim czasie zostać gigantem polskiego rynku e-commerce.
Krokiem milowym na drodze do finansowego eldorado było dla InPostu uruchomienie tzw. paczkomatów. Urządzenia (z zastrzeżoną nazwą) służą do odbierania przesyłek przez całą dobę, przez siedem dni w tygodniu. Bez kolejki, bez wizyty w urzędzie pocztowym, bez konieczności czekania na kuriera lub listonosza. Sprzęt dostępny jest obecnie niemal w całej Polsce.
Co ciekawe, epidemia koronawirusa stała się nowym motorem napędowym dla polskiego e-commerce. Tym samym InPost rósł nawet w dobie pandemii. Kiedy duża część rodzimego biznesu ledwo wiązała koniec z końcem, spółka Brzóski wystartowała z nowymi usługami. Klienci zyskali możliwość bezdotykowego odbioru przesyłek za pośrednictwem aplikacji i dostaw w weekendy. Firma nawał pracy wytrzymała.
Wyboista droga na szczyt listy "Forbesa"
Nie zawsze jednak było tak kolorowo. Brzoska ma za sobą także wiele kosztownych batalii, jak np. tą o Centrum Usług Wspólnych. W toku kilku lat sporów z państwem InPost stracił blisko pół miliarda złotych. Na nic zdały się orzeczenia kolejnych sądów, 14 wygranych i potwierdzenie racji Brzoski.
By ratować biznes, sprzedał jedną ze spółek, wraz z tysiącem pracowników. Nowy właściciel o pensje już się nie martwił. Po latach Brzoska odkupił spółkę i spłacił zobowiązania: wobec dostawców i administracji publicznej Oddał też środki na rzecz Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (który wziął na siebie pensje zwalnianych osób). W sumie 14,5 mln zł.
Szef InPostu ma też na koncie ściąganie spółki z Giełdy Papierów Wartościowych. Inwestorom mówił tylko: albo sprzedacie akcje, albo biznes nie przetrwa. Posłuchali. Choć pamiętali, że akcje potrafiły kosztować po 300 zł. Trzeba było się z nimi rozstać za cenę niewiele większą niż 40 zł. Sam jednak też stracił. By ratować biznes, zastawił dom.
Rafał Brzoska a Pandora Papers
Tym razem głośno o Brzosce zrobiło się po publikacji "Gazety Wyborczej". W polskim wątku afery "Pandora Papers" pojawił się właśnie szef InPostu. Dziennikarze "GW" ujawnili, że biznesmen miał obniżyć wysokość zapłaconych podatków dzięki transakcjom dokonywanym na Cyprze. "Muszę spędzać czas swój i swoich pracowników na odpieraniu niezrozumiałego i taniego ataku" - napisał prezes InPostu w oświadczeniu.
"Wyborcza" twierdzi, że dotarła do blisko 2,8 tys. dokumentów, w których przewija się nazwisko Brzoski. Zdaniem dziennika pożyczki od InPostu i innych polskich firm miliardera miały służyć wyprowadzeniu pieniędzy z Polski, co jest tzw. optymalizacją podatkową. Dalszy obieg kapitału odbywa się już między firmami na Cyprze. Zdaniem anonimowych ekspertów, z którymi rozmawiali dziennikarze, służy to upłynnieniu kapitału.
Na doniesienia "Gazety Wyborczej" błyskawicznie zareagował sam Brzoska, który opublikował w swoich mediach społecznościowych oświadczenie. "Niestety, zamiast skupiać się na rozwoju biznesu, nieść polską flagę na mapie Europy, udowadniać, że Polak potrafi nie tylko być pracownikiem najemnym w krajach UE, ale może tworzyć miejsca pracy w tych krajach - muszę spędzać czas swój i swoich pracowników na odpieraniu niezrozumiałego i taniego ataku" - napisał na portalu LinkedIn.