Trzaskowski, który kandyduje na prezydenta Polski, wypominał rządzącym podczas wtorkowej konferencji prasowej, że nie liczą się z państwowymi pieniędzmi. Jak wyliczał, prezes spółki odpowiedzialnej za przygotowania do budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego zarabia 50 tys. zł, a pozostali członkowie zarządu - po 40 tys.
- Czy widać efekty ich pracy? Zarabiają za zarządzanie pustą łąką - przekonywał. Jako przykład marnowania publicznych pieniędzy podał też państwową spółkę, która miała odpowiadać za stworzenie polskiego samochodu elektrycznego - według dawnych zapowiedzi Mateusza Morawieckiego w ciągu kilku lat takich pojazdów miało jeździć po Polsce milion.
Spółka przez kilka lat nie odniosła jednak żadnego spektakularnego sukcesu i nie jest znana z efektywnej działalności.
Dostało się także inwestycji w energię z węgla - budowie nowego bloku w elektrowni Ostrołęka. Jak mówił Trzaskowski, w dobie przechodzenia na odnawialne źródła energii, rząd topi fortunę na kontrowersyjny projekt.
I zapowiedział: - Zgłoszę projekt ustawy skromnościowej. Takiej ustawy, która przywróci porządek i zmusi rząd do tego, żeby przestrzegał ustawy kominowej. Skoro prezesi wszystkich spółek samorządowych mogą się mieścić w ustawie kominowej, to dokładnie tak samo powinno to wyglądać w odniesieniu do spółek państwowych.
- Ludzie mają dosyć tego, że w momencie, gdy oni mają problemy i martwią się o kolejny dzień, rząd tego nie zauważa i marnotrawi pieniądze publiczne - przekonywał Trzaskowski.
- Pieniądze, które zostałyby zaoszczędzone, mogłyby na przykład wspomóc podwyżki dla nauczycieli. Bo rząd projektuje podwyżki dla nauczycieli i spycha całą odpowiedzialność na samorządy. Być może gdyby rząd myślał o obywatelach, pomyślałby o oszczędnościach w spółkach skarbu państwa - dodał.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl