Rzeczywista konsumpcja prywatna (AIC, czyli Actual Individual Consumption) jest miarą dobrobytu materialnego gospodarstw domowych. Wskaźnik odnosi się do wszystkich towarów i usług faktycznie "skonsumowanych" przez gospodarstwa domowe. Obejmuje więc nie tylko towary i usługi zakupione bezpośrednio, ale także te świadczone przez państwo (jak np. ochrona zdrowia czy edukacja).
Jednym z mierników dobrobytu i poziomu życia jest też PKB na mieszkańca. Eurostat podkreśla jednak, że PKB na mieszkańca odzwierciedla głównie aktywność gospodarczą, natomiast lepszym wskaźnikiem faktycznego poziomu życia w danym kraju jest właśnie rzeczywista konsumpcja prywatna.
Poziom wydatków polskich konsumentów plasuje nas zdecydowanie poniżej średniej europejskiej - stanowi dokładnie 79 proc. tej średniej. Daje to Polsce 19. miejsce w rankingu, ex aequo z Rumunią. W 2019 roku wyprzedziła nas Słowenia. Przed nami są też na przykład Czechy (z wynikiem 85 proc.) oraz Litwa (90 proc.).
Za Polską znajduje się osiem państw, a wśród nich Węgry, Łotwa i Estonia. Listę zamyka Bułgaria, gdzie rzeczywista konsumpcja prywatna wyniosła zaledwie 59 proc. unijnej średniej. Ciągle daleko nam jednak do bogatszych sąsiadów, czyli Niemców, gdzie jest to aż 123 proc. europejskiej średniej. W czołówce znalazły się także Luksemburg, Austria, Dania czy Belgia. Ogólnie powyżej średniej uplasowało się 9 na 27 państw.
Nie należy jednak zapominać, że mamy co nadrabiać. W 2008 roku poziom zamożności Polaków wystarczał zaledwie na wydatki konsumpcyjne na poziomie 63 proc. średniej unijnej. Oznacza to wzrost konsumpcji o 16 pkt. proc. na przestrzeni 12 lat.
Podobną lub wyższą dynamiką wzrostu mogą pochwalić się tylko Litwa (16 pkt. proc.) oraz Rumunia (25 pkt. proc.), która w 2019 roku awansowała w rankingu aż o cztery miejsca i dogoniła Polskę. W tym czasie niektóre kraje odnotowały natomiast istotne spadki. Było tak na przykład w przypadku Grecji (o 31 pkt. proc.), Irlandii (o 16 pkt proc.) czy Holandii (o 18 pkt. proc.).
Efekt wirusa
Konsumpcja w ostatnich latach była motorem napędowym polskiej gospodarki. Stanowiła około 50 - 60 proc. polskiego PKB. Mowa o faktycznych wydatkach gospodarstw domowych na towary i usługi, czyli nieco innym ujęciu niż to prezentowane przez Eurostat. Niezależnie od metodologii, jest to niewątpliwie ważny element, który ma duży wpływ na wzrost gospodarczy. Jednak już przed wybuchem epidemii było widać osłabienie konsumpcji.
– Już przed pojawieniem się pandemii koronawirusa było widać, że ten boom konsumpcyjny przygasa. Kolejne transfery socjalne, które się pojawiały, przestały tak bardzo stymulować wydatki konsumpcyjne – ocenia Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
– W zachowaniu konsumentów był więc widoczny element ostrożności. Przyszedł COVID i pojawił się szok związany z zamknięciem punktów handlowych. Konsumpcja szybko nie wróci do poziomu sprzed pandemii, ponieważ ludzie obawiają się chodzić do punktów handlowych, a także obawiają się o swoją pracę i dochody – dodaje.
Zobacz też: Znany ekonomista: runął mit dobrej sytuacji fiskalnej państwa. 2019 r. wcale nie był tak dobry
Trwające pogorszenie sytuacji na rynku pracy jest widoczne w danych za maj o zatrudnieniu i wynagrodzeniach. Ekonomista prognozuje, że w tym roku tempo wzrostu płac może wynieść około 2 proc., podczas gdy w ubiegłych latach było to około 7 proc. Konsumpcja prywatna w całym 2020 roku może spaść o około 3 proc., podczas przy dobrej koniunkturze w ciągu ostatnich lat rosła o około 4 proc. rocznie. Nawet w najgorszym okresie w ostatnich latach, jakim był rok 2012, miał miejsce niewielki wzrost konsumpcji (o 0,5 proc.).
– Konsumpcja prywatna, duży wewnętrzny rynek, była mocnym czynnikiem stabilizującym koniunkturę w Polsce – dodaje Rafał Benecki.
Dane opublikowane przez GUS w czwartek pokazały, że w porównaniu z miesiącami sprzed epidemii bardzo mocno wyhamowały podwyżki wynagrodzeń. Przeciętne wynagrodzenie w średnich i dużych firmach wynosiło w maju 5120 zł brutto. W marcu średnie zarobki były na poziomie blisko 5,5 tys. zł brutto, a w rekordowym grudniu 2019 przekroczyły 5,6 tys. zł brutto.
Martwi również spadek zatrudnienia. Od początku kryzysu wyniósł łącznie 272 tys. etatów - dwukrotnie więcej niż podczas globalnego kryzysu finansowego w 2008 roku.
Dane te skłoniły ekonomistów Credit Agricole do zmiany prognoz dotyczących konsumpcji. - Dane sygnalizują, że spodziewane przez nas począwszy od trzeciego kwartału ożywienie popytu konsumpcyjnego może być wolniejsze niż oczekiwaliśmy - uważają.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie