Są w Polsce placówki, które nie mają wakacji. Otwierane są przed 6. rano i działają nawet do 20. Raj dla pracowników z dziećmi? Jeśli tak, to tylko dla garstki wybranych, bo przedszkoli przyzakładowych jest w Polsce niewiele. To ma się zmienić: od przyszłego roku firmy i rodzice będą mieli taryfę ulgową u fiskusa.
We wrześniu tego roku pierwsze dzieci przyjmie żłobek we Wronkach - na taki gest wobec załogi zdecydowała się Amica, która w 2014 roku przy siedzibie spółki otworzyła przedszkole "Amica Kids". Dwa lata wcześniej żłobek i przedszkole ruszyły przy fabryce autobusów Solaris. Powód: wygoda.
Placówki przy hutach ArcelorMittal otwierane są o godzinie 5.45, by pracownicy, którzy zaczynają zmianę wcześnie rano, zdążyli spokojnie odprowadzić tam dzieci. Placówka zamykana jest o 18. W Dębicy przedszkole firmy Weldon działa dwie godziny dłużej - do 20.
- Zdecydowaliśmy się na ten krok w ramach strategii odpowiedzialnego biznesu. Chcieliśmy pomóc rodzicom małych dzieci, którzy mają problem, z kim i gdzie zostawić pociechy, kiedy sami są w pracy - mówi w rozmowie z Money.pl Sylwia Winiarek, rzecznik prasowy, a zarazem członkini Rady Kobiet w ArcelorMittal Poland. Rada reprezentuje interesy pań w polskich oddziałach firmy, siłą rzeczy – z racji prowadzonej działalności, czyli produkcji stali - zdominowanej przez mężczyzn.
Firma w 2010 roku przeprowadziła ankietę w swoich dwóch największych zakładach. Wyniki pokazały, że ponad 90 proc. rodziców dzieci w wieku przedszkolnym było zainteresowanych przyprowadzaniem dzieci do placówki przyzakładowej.
Pierwsze przedszkole ArcelorMittal otworzył w 2011, drugie w 2012 roku. - W Dąbrowie Górniczej zaczęliśmy od wbicia łopaty w szczere pole. W Krakowie skorzystaliśmy z budynku po nieczynnym przedszkolu miejskim, który zaadaptowaliśmy na nasze potrzeby. Finansowaliśmy to wszystko sami - mówi Winiarek. W Dąbrowie wydano 5 mln zł, remont przedszkola w Krakowie pochłonął zaś 2 mln zł. W każdej z placówek jest miejsce dla stu dzieci.
Rok przed otwarciem pierwszej placówki ArcelorMittal zaczęło działać przedszkole przy firmie Weldon w Dębicy. - Problem z opieką nad dziećmi mieli zwłaszcza rodzice dzieci najmłodszych, 2,5 i 3-latków, które nie znalazły miejsca w publicznych przedszkolach. Oraz rodzice spoza Dębicy, którzy nie mieli co liczyć na zapisanie dzieci do przedszkoli w mieście - tak Agata Żmuda, dyrektor przedszkola Weldon Kids, mówi o tym, skąd wzięła się potrzeba stworzenia placówki dla dzieci. Przedszkole powstało dzięki wsparciu Unii Europejskiej w wysokości 3,5 mln zł. Otwarto 5 grup przedszkolnych po 25 dzieci w każdej. Przez pierwsze dwa lata edukacja przedszkolna wraz z opieką była bezpłatna - wszystkie koszty pokrywały fundusze unijne.
Obecnie na koszt utrzymania dziecka w przedszkolu składa się opłata stała 380 zł na dziecko plus 10 zł dziennie za jedzenie (łącznie 580 zł). Pracownicy firmy Weldon opłacają połowę kosztów za przedszkole, drugą połowę pokrywa pracodawca z funduszu socjalnego. Pracownicy ArcelorMittal za pobyt dziecka w przedszkolu płacą ok. 250 zł miesięcznie.
Nowe przepisy i ulga od skarbówki
Wspomniane wcześniej firmy nie są jedyne. Przyzakładowe żłobki czy przedszkola działają np. w Infosys BPO Poland czy w Beiersdorf (właściciel marki Nivea). Chęcią otwarcia takiej placówki chwali się na swojej stronie Fabryka Mebli Forte z Ostrowi Mazowieckiej. Ale ani resort pracy odpowiedzialny za żłobki, ani resort edukacji, pod który podlegają przedszkola, nie mają dokładnych wyliczeń, ile w Polsce zostało utworzonych takich placówek przyzakładowych. Nie jest jednak tajemnicą, że nie ma ich zbyt wiele.
Do Dominiki Patrycji Chylińskiej, właścicielki Zakładamyprzedszkole.pl, firmy, która - jak nazwa wskazuje - pomaga w otwieraniu takich placówek, rocznie wpływa 5-6 zapytań w sprawie tworzenia przyzakładowych placówek opiekuńczych. Pytają o to niemal wyłącznie przedstawiciele dużych firm, zwykle banków i ubezpieczycieli. I na pytaniach najczęściej się kończy. - Przepisy, zwłaszcza w przypadku przedszkoli, są bardzo skomplikowane, a inwestycja na tyle duża, że niewiele firm się na to decyduje - mówi nam Chylińska.
Wiele ma się jednak zmienić. Od stycznia 2016 roku przedsiębiorcy, którzy zdecydują się na utworzenie żłobków i przedszkoli przyzakładowych, wydatki poniesione na ich uruchomienie będą mogli wliczyć do kosztów uzyskania przychodów, a co za tym idzie - zapłacić niższe podatki. Odliczą też sobie do 300 zł miesięcznie na jedno dziecko z wydatków, które ponoszą na dofinansowanie i prowadzenie placówki przyzakładowej oraz z wydatków na dopłaty na dzieci pracowników uczęszczających do innego żłobka czy przedszkola.
Fiskus przychylnym okiem spojrzy również na rodziców. Ci nie zapłacą podatku dochodowego od świadczenia (do 300 zł miesięcznie) otrzymanego od pracodawców w związku z pobytem dziecka w żłobku, klubie dziecięcym lub przedszkolu. Takie zmiany znalazły się w projekcie nowelizacji ustawy o PIT i CIT.
W ocenie skutków regulacji Ministerstwo Finansów oszacowało koszt utworzenia miejsca dla jednego dziecka w żłobku na około 50 tys. zł, a w przedszkolu na 30 tys. zł. W ten sposób wyliczono, że w ciągu najbliższych pięciu lat zmiany będą kosztować około 914 mln zł.
Przynęta rzucona, ale czy rybka chwyci?
Zdaniem Przemysława Pruszyńskiego, sekretarza rady podatkowej Konfederacji Lewiatan, ułatwienia podatkowe powinny przełożyć się na tworzenie żłobków i przedszkoli przyzakładowych oraz zachęcić do współfinansowania pobytu dzieci pracowników w takich placówkach.
- To są bardzo dobre propozycje. W tej chwili firmy, które wspierają swoich pracowników w wychowywaniu dzieci, są przez system podatkowy pokrzywdzone. Ponoszą wydatki na działalność socjalną, a nie mogą liczyć z tego powodu na płacenie niższych podatków - ocenia Pruszyński. - Ten projekt to zmieni i chociaż w części pozwoli zaliczyć te wydatki do kosztów uzyskania przychodów. Pytanie tylko, czy kwota 300 zł na dziecko miesięcznie jest wystarczająca.
Dominika Staniewicz, ekspert ds. rynku pracy Business Centre Club, jest mniej entuzjastyczna. - Te propozycje brzmią zachęcająco, ale diabeł tkwi w szczegółach - uważa. Jej zdaniem duże przedsiębiorstwa być może zaangażują się w tworzenie przyzakładowych placówek opieki nad dziećmi, lecz małe i średnie firmy nie będą mogły sobie pozwolić na takie wsparcie pracowników, bo ich na to nie stać.
- Placówki dla dzieci zawsze są bardzo kosztogenne i wymagają dużego zaangażowania. Muszą spełniać standardy, trzeba zadbać o sale, opiekę, zapewnić określoną ofertę edukacyjną. Czy firmy mają teraz zacząć się specjalizować w przedszkolach? - pyta retorycznie Staniewicz. - Rolą pracodawcy nie jest tworzenie tego typu instytucji i wychowywanie dzieci. Po to płacimy podatki, aby samorządy zapewniały mieszkańcom tego typu usługi.
W to, że w Polsce zaczną powstawać przyzakładowe placówki przedszkolne, nie wierzy też Chylińska. Na założenie przedszkola dla 45 dzieci trzeba - według jej szacunków - wydać minimum 300 tys. zł, średnio pół miliona złotych.
- Musimy znaleźć odpowiedni lokal i przystosować go, również formalnie, do tego, żeby mogło w nim być przedszkole. Koszt projektu architekta to około 35 tys. zł, koszty ekspertyzy strażackiej kilka tysięcy. Na wentylację mechaniczną trzeba przeznaczyć od 50 do 100 tys. zł. W przypadku budynku piętrowego dużym wydatkiem będzie budowa klatki schodowej. Plac zabaw i meble muszą mieć atesty. W efekcie budowa nawet małego placu zabaw pochłonie około 50 tys. zł - wylicza właścicielka Zakładamyprzedszkole.pl. Jak dodaje, firmy są też zdziwione tym, że na utworzenie przedszkola potrzeba co najmniej 12 miesięcy. Łatwiej jest ze żłobkami, bo te małe do 15 dzieci można zorganizować w ciągu 4-6 miesięcy.
Tu nie ma wakacji
W przedszkolach i żłobkach uruchamianych przez firmy dzieci pracowników mają zawsze pierwszeństwo przy przyjęciu. Firmy porozumiewają się też z innymi, najczęściej współpracującymi, dzięki czemu również dzieci tych pracowników mają zapewnioną opiekę na preferencyjnych warunkach.
Placówki przyzakładowe to nie, jak można by się obawiać, przechowalnie z byle jaką ofertą. - W naszych przedszkolach podczas zajęć wykorzystywana jest metoda Montessori - mówi Sylwia Winiarek z ArcelorMittal. Przedszkolaki mogą uczestniczyć w zajęciach dodatkowych. - Na swoim koncie mają też m.in. występy w lokalnych teatrach - chwali się osiągnięciami wychowanków Winiarek.
W Weldon Kids dzieci mają zajęcia z angielskiego i francuskiego, mogą też chodzić na zajęcia z rytmiki, taneczne, informatyczne i warsztaty malarskie. - Działalność edukacyjna jest bardzo wymagająca. Jeśli placówka ma być prowadzona na bardzo wysokim poziomie, to może być to balast dla firmy - nie ukrywa Agata Żmuda. - Nam bez pieniędzy unijnych na pewno trudniej byłoby poprowadzić przedszkole w takiej formie, jak my to zrobiliśmy.
Placówka ma na tyle dobrą pozycję, że rodzice chcieli, by dzieci mogły kontynuować naukę w przyzakładowej szkole. Pomysł początkowo wydawał się niewykonalny, ale nabrał realnych kształtów, kiedy firmie udało się kupić działkę obok przedszkola. Od września 2014 r. działa tam przyzakładowa Niepubliczna Szkoła Weldon School, na ten moment dla pierwszoklasistów, ale co roku klas będzie więcej. Dzieci pracowników firmy, a zarazem absolwenci przedszkola mogą liczyć na zniżkę.
Poza działalność przedszkolną wychodzi także Fundacja Nasze Dzieci, która prowadzi placówki przedszkolne ArcelorMittal. Organizuje m.in. psychologiczne warsztaty dla rodziców, np. na temat buntu u dziecka czy karania i nagradzania dzieci. - Te działania są bardzo pozytywnie oceniane - twierdzi Sylwia Winiarek. Jak dodaje, firma dzięki wychodzeniu naprzeciw potrzebom pracowników zyskuje ich lojalność, a to się wszystkim opłaca.
Bon zamiast przedszkola
Zmiany w ustawie o PIT i CIT mówią też, że firmy będą mogły zaliczyć do kosztów nie tylko 300 zł miesięcznie na pobyt dziecka w żłobku czy przedszkolu przyfirmowym, ale też w każdym innym. - Może być tak, że firmy będą wolały te pieniądze przekazać w formie bonu i pracownik-rodzic sam wybierze, z jakiej placówki dla dziecka skorzysta. Może to być łatwiejsze dla przedsiębiorstwa niż tworzenie własnego przedszkola czy nawet branie na siebie zobowiązania, że w konkretnym czasie zawsze wykupi w określoną liczbę miejsc - uważa Chylińska.
Dofinansowanie pobytu dzieci w przedszkolach wybrała Agora, wydawca "Gazety Wyborczej". Jeszcze pod koniec ubiegłej dekady toczyła się tam dyskusja nad powołaniem placówki przyzakładowej dla maluchów, ale względy formalne i lokalowe sprawiły, że na ten krok firma się nie zdecydowała. – Wybraliśmy dofinansowanie i rodzice bardzo chętnie z niego korzystają - mówi Agata Staniszewska, rzecznik Agory.
Według Chylińskiej idealną zachętą byłoby połączenie ulg podatkowych z wsparciem na tworzenie miejsc opieki dla dzieci. Takie jak zapewnia teraz program Maluch - dzięki niemu przy Uczelni Łazarskiego w Warszawie od września będzie działać żłobek. Łazarski otrzyma 5 tys. na utworzenie miejsca oraz 400 zł miesięcznie na dofinansowanie pobytu dziecka w placówce. Łącznie we wszystkich szkołach wyższych, które uzyskały wsparcie na tworzenie żłobków w ramach "Malucha na uczelni", ma powstać 1436 miejsc opieki dla najmłodszych.
Zmiany podatkowe zmierzające do utworzenia większej liczby miejsc opieki nad dzieckiem nie są jedynymi pomysłami, jakie pojawiły się w ostatnim czasie. Joanna Krupska, prezes Związku Dużych Rodzin "Trzy Plus", przypomina, że Związek niedawno zaproponował bon opiekuńczo-wychowawczy, wynoszący 500 zł miesięcznie na dziecko w wieku 1-3 lat.
- Takie rozwiązanie dawałoby rodzicom większą możliwość wyboru. Ułatwiałoby pozostanie z dzieckiem w pierwszym okresie życia, najważniejszym dla jego rozwoju, a jeśli nie, to stwarzałoby większy popyt na rynku takich usług jak małe żłobki, pomoc sąsiedzka, nianie czy klubiki malucha - tłumaczy Krupska.
Zdaniem Związku wprowadzenie bonu oznaczałoby dla państwa koszt 4,7 mld zł rocznie. Joanna Krupska uważa, że przekazanie bezpośrednio tych pieniędzy do rodzin mogłoby zmniejszyć pulę pieniędzy wydawanych na budowę żłobków.
Czytaj więcej w Money.pl