W ramach wojny z terrorem rząd USA buduje gigantyczne bazy danych, które mają pomóc wykryć osoby planujące zamachy. Chociaż Kongres przedłużył ważność ustawy Patriot Act, która dla celów zwiększenia bezpieczeństwa przyznaje władzy wykonawczej ogromne uprawnienia, to apetyt służb bezpieczeństwa na informacje jest tak duży, że często zbierają je nielegalnie. Teraz za cenę wiz USA chce uzyskać dostęp także do danych osobistych Polaków.
„Podróżni z takich krajów jak Polska mogliby przyjeżdżać do USA bez wiz może już na następne Boże Narodzenie”, kusi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” James Carafano, ekspert Heritage Foundation, wpływowego amerykańskiego think-tanka.
Problem zniesienia wiz dla turystów z Polski od lat jest jednym z głównych argumentów przetargowych w stosunkach Warszawa-Waszyngton. Od kiedy staliśmy się jednym z najbliższych sojuszników USA w wojnie z terroryzmem, liczymy na to, że Amerykanie docenią nasze poświęcenie i zgodzą się na ten, z naszego punktu widzenia, realny postulat.
ZOBACZ TAKŻE: USA poluje na terrorystów czy na dane osobowe?
Jednak, chociaż o zniesienie wiz prosili kolejno prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński, Biały Dom pozostaje nieugięty. Dlaczego? Sęk w tym, że to nie prezydent Geogre Bush, lecz Kongres wyznacza procedury w tym względzie.
Zasady są proste - zniesienie wiz jest możliwe, gdy odrzuca się mniej niż 3 proc. podań obywateli danego kraju o pozwolenie na przyjazd do USA. W Polsce negatywnie rozpatruje się aż jedną trzecią wniosków. Dzieje się tak, bo Polacy, chociaż ubiegają się o trzymiesięczną wizę turystyczną, w rzeczywistości często jadą do Stanów Zjednoczonych, by pracować na czarno.
Dajcie dane, to was wpuścimy
Skąd więc nagły zwrot? W zeszłym tygodniu Amerykanie przedstawili ambasadorom państw Europy Środkowej plan programu bezwizowego. Waszyngton stawia jeden warunek: kraje te mogą liczyć na zniesienie wiz turystycznych, jeśli zgodzą się przekazać Amerykanom dane o wszystkich swoich obywatelach, którzy posiadają paszporty.
Nie wiadomo jeszcze dokładnie, o jakie informacje chodzi. Wiadomo za to, że Amerykanie chcieliby zasilić nimi gigantyczną bazę danych osobowych, która ma służyć skuteczniejszej walce ze światowym terroryzmem.
Niczym nieograniczony dostęp do informacji o Polakach miałyby służby specjalne USA. Polacy musieliby też wymienić paszporty na nowe - z biometrycznych z czipami, zawierającymi szczegółowe dane o podróżnym, odpowiadające wygórowanym standardom USA.
„To nie jest tak skomplikowane, jak brzmi. Gdy słyszmy określenie "bazy danych", czujemy jakiś intuicyjny strach, ale nie jest to uzasadnione”, przekonuje dziennikarza „GW” Carafano.
Pozornie trudno się z nim nie zgodzić – w końcu to tylko informacje, przekazane naszemu sojusznikowi w szlachetnym celu.
Od dawna wiadomo, że służby specjalne USA, Kanady, Australii i Wielkiej Brytanii w ramach programu Echelon podsłuchują rozmowy telefoniczne na całym świecie, starając się wychwycić terrorystyczne słowa klucze. Jednak, zanim zgodzimy się na kuszącą propozycję, warto przyjrzeć się jak, dlaczego i z jakimi skutkami Amerykanie gromadzą informacje osobowe.
Tajny ranking podróżnych
Przez ostatnie cztery lata amerykański Departament Bezpieczeństwa Krajowego bez wiedzy obywateli gromadził informacje o wszystkich osobach podróżujących do USA, zarówno Amerykanach, jak i obcokrajowcach. Nazwiska są grupowane na liście rankingowej, oceniającej potencjalne zagrożenie terrorystyczne każdego z badanych. Niestety, jeśli podróżowali Państwo w tym czasie do USA, nie możecie sprawdzić, na którym miejscu się znaleźliście - lista nazwisk jest tajna.
_ Tak zwany Automatyczny System Naprowadzania (Automated Targeting System) jest zarządzany z nieoznaczonego biura w dwupiętrowym budynku z czerwonej cegły, gdzieś w Północnej Wirginii. _
Departament Bezpieczeństwa nie chce też zdradzić, na jakiej zasadzie szacuje się ryzyko poszczególnych osób. "To system oceny punktowej. Wynik można sprowadzić do jednej liczby", uchylił rąbka tajemnicy pracownik departamentu Paul Rosenzweig.
Informacje te będą przechowywane przez 40 lat. Dostęp do nich będą miały też rządy innych krajów. Wykorzystają je do optymalizacji decyzji urzędowych związanych z daną osobą. W niektórych przypadkach informacje będą też dostępne dla sądów, także prywatnych przedsiębiorstw, wykonujących zlecenia rządu USA.
Ujawnienie informacji o ATS w zeszłym tygodniu wywołało skandal. Demokratyczny senator Patrick Leahy, który za miesiąc obejmie stanowisko przewodniczącego komisji sprawiedliwości, zażądał większej kontroli nad podobnymi projektami gromadzenia informacji.
_ Do tajemniczego centrum ATS wpuszczono reportera Associated Press. Nie mógł ujawnić dokładnej lokalizacji budynku. Nie poznał nazwiska żadnego z kilkudziesięciu pracowników centrum. Niektórym z nich nie można było robić zdjęć. Jedyną poszlaką, wskazującą, że może to być budynek rządowy były fotografie z wizyty prezydenta Busha. Na ścianach wiszą cyfrowe zegary pokazujące lokalny czas w Stambule, Bagdadzie, Islamabadzie, Bankoku, Singapurze, Tokio i Sydney. _
"Nigdy wcześniej w historii Ameryki nasz rząd nie próbował tworzyć masowego szacowania ryzyka swoich własnych obywateli. Jesteśmy wstrząśnięci", stwierdził Barry Steinhardt, prawnik Amerykańskiego Związku Wolności Obywatelskich.
Departament Bezpieczeństwa Krajowego argumentuje, że bez dostępu do bazy ATS, służby bezpieczeństwa stracą bardzo ważny atutu w walce z przestępczością i terroryzmem.
Kto się wstydzi billingów
W maju tego roku dziennik "USA Today" ujawnił, że Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA) potajemnie i bezprawnie gromadziła i przetrzymywała billingi rozmów telefonicznych setek milionów obywateli. Większość z nich to ludzie, którzy nigdy wcześniej nie popadli w konflikt z prawem. Według ekspertów w ten sposób powstała największa baza danych w historii.
W ramach nielegalnego projektu z rządem USA współpracowali najwięksi operatorzy telefoniczni AT&T, Verizon and BellSouth, którzy obsługują ponad 200 mln klientów. Spośród dużych operatorów współpracy bez nakazu sądowego odmówił tylko świadczący usługi 14 mln osób w 14 stanach Qwest.
Spółki podpisały umowę z NSA, w ramach której od jesieni 2001 roku, przekazywały informacje o prywatnych rozmowach telefonicznych obywateli USA. Wcześniej prezydent Bush zapewniał, że podobny program będzie dotyczył tylko rozmów za granicami kraju. Okazało się, że jest inaczej.
NSA miała wgląd życie milionów obywateli. Chociaż operatorzy nie przekazywali agencji nazwisk i adresów klientów, to rząd i tak mógł bez problemu przypisać te informacje do danego numeru telefonicznego.
Jeśli nie masz nic do ukrycia, dlaczego boisz się stuprocentowej jawności?, argumentowała NSA.
Apetyt na dane rośnie
Rząd USA wydaje coraz więcej pieniędzy na zakup baz danych od prywatnych firm. W zeszłym roku wyszło na jaw, że Pentagon płacił za informacje o nastolatkach, których miał zamiar zwerbować do armii. Departament Bezpieczeństwa Narodowego też kupuje informacje - o klientach linii lotniczych, aby lepiej monitorować imigrantów.
W 2006 roku rząd zwiększył wydatki na pozyskiwanie baz danych od prywatnych firm. Płaci nie tylko za informacje, ale też za oprogramowanie, które jest w stanie je obrobić.
_ Nie są znane dokładne wydatki rządu USA na eksplorację danych. Projekty związane z bezpieczeństwem kraju są tajne. _
Według oficjalnych danych agencji kontrolnej Government Accauntability Office (GAO) w ciągu ostatnich dwóch lat 52 agencje rządowe uruchomiły 200 projektów eksploracji danych (data mining). Niektóre nie mają nic wspólnego z bezpieczeństwem, np. wielki projekt związany z usprawnianiem Medicare - rządowego programu ubezpieczeń zdrowotnych. Jednak coraz więcej skierowanych jest na walkę z terroryzmem. W innym raporcie GAO wspomina o 30 mln dol. wydanych w 2005 roku na zakup danych w celu zapobiegania terroryzmowi.
Wiedza to pieniądze i... władza
Prywatne firmy gromadzą coraz więcej informacji o swoich klientach. Badają ich zwyczaje konsumpcyjne: sposób kupowania, podróżowania, korzystania z pieniędzy. Zaawansowane systemy komputerowe są w stanie na podstawie tych danych określić profil danego człowieka. Amerykański rząd twierdzi, że jest w stanie oszacować prawdopodobieństwo tego, czy jest on terrorystą czy też nie.
Tak program Verity K2 Enterprise na usługach Departamentu Obrony przeszukuje Internet w poszukiwaniu terrorystów i osób związanych z terroryzmem. Inna aplikacja pomaga marynarce wojennej przewidzieć, u kogo może znaleźć przemycaną broń albo narkotyki. Firma Cogito z Utah sprzedaje Agencji Bezpieczeństwa Narodowego software do obsługi jej gigantycznej bazy rozmów telefonicznych.
| Na stronie internetowej Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego znajduje się lista informacji, które mogą być gromadzone w ramach programu ATS: |
| --- |
| data rezerwacji, data podróży, inne nazwiska znajdujące się w bazie danych przewoźników, adres zamieszkania, forma płatności, telefon kontaktowy, trasa i plan podróży, biuro podróży, bilety w jedną stronę, adres poczty elektronicznej, uwagi ogólne, numer miejsca w samolocie, autobusie i na statku, data wydania biletu, rodzaj i liczba bagażu, informacje o ubezpieczeniu społecznym; |
Wykonawcy nie wiedzą, do czego dokładnie używane są ich produkty. "Zadziwiające jest, jak bardzo agresywni i napaleni są nasi klienci na rynku wywiadu i bezpieczeństwa", powiedział dziennikowi "Washington Post" wiceprezes ds. marketingu Cogito William Donahoo. Ponad połowa jego klientów, to służby specjalne. Zdaniem Donahoo NSA byłaby w stanie rozpracować relacje między poszczególnymi ludźmi opierając się tylko na gigantycznych zasobach danych zawartych w zgromadzonych billingach telefonicznych.
Mimo to jeden z najbardziej jawnych projektów rządowej eksploracji danych kosztował Departament Bezpieczeństwa Krajowego 200 mln dol. i... spalił na panewce. System CAPPS II wdrażano w 2004 roku. Miał służyć do przeczesywania danych pasażerów samolotów. Anonimowi rozmówcy, którzy pracowali nad projektem, powiedzieli "Washinton Post", że nigdy nie udowodniono przydatności gromadzenia danych w chwytaniu terrorystów. Co więcej, system miał zawsze tendencję do przeszacowywania ryzyka. "Jeśli ktoś nie może dostać kredytu hipotecznego, to nie znaczy, że stanowi zagrożenie terrorystyczne na samolocie", skomentował "WP" jeden z uczestników przedsięwzięcia.
Data mining - tak, wypaczenia - nie
Kilka dni temu rząd federalny zgodził się wypłacić 2 mln dol. odszkodowania prawnikowi, który został niesłusznie aresztowany pod zarzutem współudziału w zamachach terrorystycznych w Madrycie w 2004 roku. Brandon Mayfield jest amerykańskim muzułmaninem egipskiego pochodzenia. Agenci FBI połączyli go ze sprawą na podstawie kilku poszlak.
Wszystko zaczęło się od błędnej identyfikacji odcisków palców na foliowych workach z detonatorami, znalezionych w Madrycie w miejscu wybuchów. Chociaż z Hiszpanie podważali zgodność śladów, kilka tygodni po zamachach amerykańskie służby specjalne rozpoczęły błyskawiczne śledztwo. Korzystały ze swoich rozbudowanych baz danych.
Okazało się, że Mayfield reprezentował klienta powiązanego z międzynarodowym terroryzmem w sprawie o prawa opieki nad dzieckiem. Korzystając z uprawnień nadanych przez Patriot Act, Mayfieldowi założono podsłuchy, potajemnie przeszukano jego dom i biuro. Prawnik spędził dwa tygodnie w areszcie. Po tym czasie sędzia oczyścił go z zarzutów.
FBI przyznało się do poważnych błędów w dochodzeniu, jednak inspektor Departamentu Sprawiedliwości nie doszukał się nadużyć. Nie stwierdzono też, czy wpływ na decyzję o rozpoczęciu dochodzenia przeciwko Mayfieldowi miało jego wyznanie. Rząd uznał, że to jedynie losowy wypadek przy dobrze zorganizowanej pracy.
Google vs. Departament Sprawiedliwości
Nawet cenniejsze od wykazu rozmów telefonicznych jest treść zapytań wpisywanych przez ponad miliard internautów na całym świecie w okienka wyszukiwarek. Rząd USA nie ukrywa, że chciałby wejść w ich posiadanie.
Jednak bazy danych należą do największych korporacji internetowych, które pilnie strzegą swojego skarbu. Na początku tego roku doszło do konfrontacji między Departamentem Sprawiedliwości a właścicielami największych wyszukiwarek na rynku - Google, Microsoft, Yahoo i America Online.
Federalni prokuratorzy domagali się od korporacji przekazania miliona przechowywanych przez nie zapytań oraz miliona skatalogowanych przez wyszukiwarki stron. Dane miały posłużyć tropieniu przestępców zajmujących się dziecięcą pornografią. Google odmówił współpracy, tłumacząc swoją decyzję swoim prawem do tajemnicy handlowej i prawem użytkowników do prywatności.
Kurt Opshal, prawnik organizacji walczącej o wolność i prywatność w internecie Electronic Frontier Foundation, odetchnął z ulgą. "Google jest w posiadaniu ogromnej bazy danych, która obejmuje najbardziej intymne szczegóły z naszego życia", argumentował.
Trzymiesięczny spór zakończył się połowicznym zwycięstwem właściciela wyszukiwarki. Ostatecznie sędzia nakazał Google przekazać Departamentowi Sprawiedliwości 50 tys. adresów skatalogowanych stron i zaledwie 5 tys. zapytań.
Nowe państwa policyjne?
Logika rządowej agencji bezpieczeństwa jest prosta - im więcej informacji, tym lepiej. Można skuteczniej przewidzieć działania mas ludzi i wychwycić tych, którzy mają złe intencje. Pozyskiwanie danych o osobach na całym świecie bez ich wiedzy, jest odpowiedzią na stałe zagrożenie ze strony terrorystów. Ile zamachów udało się uniknąć dzięki tym informacjom? Nie wiadomo - to tajne. Do amerykańskiej prasy przedostają się przecieki - zaledwie strzępy rzeczywistego obrazu skuteczności służb specjalnych.
Obywatele godzą się na ograniczenie swoich wolności w obliczu realnego zagrożenia, tak przynajmniej wynika z amerykańskich badań opinii publicznej. W marcu Kongres przytłaczającą większością przedłużył ważność ustawy Patriot Act, która zezwala FBI na przeszukania i zakładanie podsłuchów bez zgody sądów.
W rezultacie Stany Zjednoczone stały się w ostatnim czasie jednym z bardziej ingerujących w prywatność obywateli krajów na świecie, według rankingu organizacji broniącej praw człowieka Privacy International. Gromadzenie danych jest dla każdej organizacji, w tym i dla rządu, na tyle kuszące, że nawet gdy niebezpieczeństwo minie, trudno się powstrzymać.
| Kraje które najbardziej szanują prywatność obywateli - ranking Privacy International. |
| --- |
| 1. Niemcy 2. Kanada 3. Belgia, Austria 4. Grecja 5. Węgry, Argentyna 6. Francja, Polska, Portugalia, Cypr 7. Finlandia 8. Włochy, Luksemburg, Łotwa, Estonia, Malta 9. Dania, Czechy, Irlandia, Słowacja, Litwa, Nowa Zelandia 10. Hiszpania, Australia 11. Słowenia, Holandia 12. Szwecja, Izrael 13. Stany Zjednoczone 14. Tajlandia, Filipiny 15. Wielka Brytania 16. Singapur, Rosja 17. Malezja, Chiny Autorzy zestawienia wzięli pod uwagę m.in: ochronę prawną danych osobowych, liczbę i charakter obowiązkowych dokumentów identyfikacyjnych, przepisy prawne i praktykę nadzoru wideo, prywatność korespondencji i innych środków komunikacji, dostęp organów ścigania do danyc, czas retencji danych, kontrola podróży, nadzór nad finansami obywateli. |
źródło: www.privacyinternational.org