- Tak źle jak teraz jeszcze nie było - tak firmy budowlane komentują zastój w przetargach na drogi i modernizację linii kolejowych. Chodzi o gigantyczne kwoty - w najbliższych latach na ten cel miało zostać wydane przynajmniej 170 mld zł. Jeśli roboty szybko nie ruszą, możemy stracić część unijnych pieniędzy.
107 mld zł - tyle ma zostać wydane na budowę dróg, a 66 mld zł - na modernizację kolei. Znaczna część tych pieniędzy to środki unijne, które muszą być wykorzystane i rozliczone do końca 2023 r. Inaczej przepadną. Wydawałoby się, że w tej sytuacji prace będą szły jak szalone i będą powstawać setki kilometrów nowych tras. Jest jednak zupełnie inaczej.
Przetargi stoją, firmy się biją
- Takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy teraz, Polska nie doświadczyła jeszcze nigdy - mówi Jarosław Tomaszewski, prezes Trakcja PRKiI, firmy zajmującej się głównie budownictwem infrastrukturalnym na kolei. - Mamy trzeci rok obowiązywania perspektywy unijnej, a nie dzieje się niemal nic - dodaje.
Przykłady? Z programu kolejowego ogłoszono na razie przetargi na prace o wartości 18,8 mld zł. Do końca roku mają być ogłoszone kolejne, o wartości 6 mld zł.
Na drogach idzie to równie opornie. We wrześniu - po zapowiedziach ministerstwa infrastruktury o ofensywie przetargowej - GDDKiA ogłosiła przetargi o wartości 4 mld zł. Do końca roku mają być kolejne, warte ok. 8 mld zł. Cały program - przypomnijmy - pochłonie ponad 100, a według rządu nawet 200 mld zł.
- Mówimy o przetargach na drogi krajowe, ale to samo jest na poziomie gmin i powiatów. Samorządy też nie ogłaszają nowych zamówień - mówi Piotr Janiszewski, prezes Skanska S.A.
Efekty już widać - przetargów jest tak mało, że między firmami zaczęła się wojna cenowa. - Trwa walka o zlecenia. Jeszcze dwa lata temu oferty oscylowały wokół 70 proc. kosztorysów inwestorskich. Teraz spadło to nawet do 50 proc. - zauważa Patryk Darowski, wicedyrektor w dziale doradztwa finansowego Deloitte.
Zgadza się z tym prezes Tomaszewski. - W tym roku mieliśmy na rynku sytuację, że dwa małe przetargi wygrały firmy, które złożyły ofertę odpowiadającą 45 proc. kosztorysu - mówi. - Czegoś takiego jeszcze w Polsce nie widzieliśmy - podkreśla.
- To już wojna cenowa. Firmy chcą złapać jakiekolwiek zlecenie - dodaje Darowski.
Wyzwanie: przetrwać rok
Eksperci są zgodni - branżę czeka trudny rok. Co najmniej rok, bo zastój może trwać dłużej. A nawet jeśli teraz w szybkim tempie ruszyłoby ogłaszanie nowych przetargów, to i tak na pierwszy zastrzyk gotówki firmy będą musiały poczekać.
Prezes Trakcji: jego firma od wygrania przetargu musiała czekać rok na podpisanie umowy - tyle zajęła procedura odwoławcza. A ponieważ znaczna część infrastruktury jest budowana czy remontowana w trybie „projektuj i buduj”, to oznacza, że zwycięzca przetargu najpierw musi prace zaprojektować, a dopiero później wykonać. Trwa to na ogół do półtora roku do dwóch lat. Zatem pierwsze pieniądze popłynęłyby do dzisiejszych zwycięzców przetargów w 2018 r.
Jak wyliczył Deloitte, zastój w zamówieniach na nowe drogi i naprawę torów widać nie tylko w obserwacjach uczestników rynku. Odnotował to także GUS. Od początku roku do sierpnia produkcja budowlano-montażowa spadła o prawie 15 proc. rok do roku. Po trzech kolejnych latach spadku liczby upadłości firm z branży budowlanej w pierwszej połowie 2016 roku nastąpił wzrost o 8 proc.
Jakie są przyczyny tego stanu? Z jednej strony to opóźnienie wdrażania całej perspektywy unijnej na lata 2014-2020. Polska nadal nie spełnia wszystkich wymogów, by ruszyć z niektórymi inwestycjami. W efekcie, przez dwa i pół roku podpisanych jest nieco ponad 6 tysięcy umów na dofinansowanie z funduszy unijnych, na kwotę 44,3 mld zł. Mało, biorąc pod uwagę, że do 2020 r. mamy do rozdysponowania kwotę 82,5 mld euro (około 350 mld zł).
Drugim powodem są opóźnienia po stronie kolejarzy - przygotowanie i rozpisanie przetargu na modernizację linii kolejowej, a następnie przeprowadzenie jej i rozliczenie, w polskich realiach ciągnie się latami. Kolejarze byli za to wielokrotnie krytykowani, w latach 2007-2013 r. zabrano im nawet część dostępnych pieniędzy, bo nie radzili sobie z ich wydaniem. Środki te trafiły wtedy na budowę dróg.
A skąd zastój w drogach? Jak tłumaczył niedawno w rozmowie z money.pl Jerzy Szmit, wiceminister infrastruktury odpowiedzialny za budowę dróg, rząd chce uniknąć spiętrzenia robót w krótkim czasie, dlatego przetargi będą ogłaszane stopniowo.
Czy to dobry pomysł? Jeśli utrzyma się to tempo, które mamy obecnie, to nie tylko możemy nie zdążyć zrealizować naszych własnych planów, ale także utracić część unijnych miliardów.