Do Polski trafia coraz mniej pieniędzy z funduszy europejskich. W poprzednich latach otrzymywaliśmy z Brukseli ponad 10 mld euro rocznie. W tym roku będzie to dwa razy mniej. Czy to wina rządów PiS? Nie tylko. Za te statystyki odpowiada też rząd Ewy Kopacz, który zostawił rozliczanie pieniędzy na ostatnią chwilę. Obecna ekipa od roku nie może za to ruszyć z inwestycjami w transport, na które powinna iść aż jedna czwarta unijnych dotacji.
"Jeżeli coś w gospodarce może spaść z hukiem, to jest to dobry przykład - napływ funduszy inwestycyjnych z UE do PL" - napisał na Twitterze ekonomista Ignacy Morawski. Do tego obrazowego porównania załączył wykres, przedstawiający przychody na rachunku kapitałowym Polski w bilansie płatniczym. Linia na wykresie od początku roku spada do poziomów najniższych od 2004 r. - czyli odkąd jesteśmy w Unii.
Wpis rozszedł się po sieci, wywołując lawinę komentarzy. W tym i takich, że to wicepremier Morawiecki nie radzi sobie z wydawaniem unijnych pieniędzy.
Jak rozliczamy się z Brukselą? Komisja Europejska wypłaca Polsce pieniądze na podstawie podpisanych umów i zrealizowanych inwestycji. Jeśli nie przelewa pieniędzy (a to pokazuje wykres), widocznie nie ma za co. Prawda jest jednak taka, że na ten wykres "zapracował" też poprzedni rząd.
Gdy zabrakło Bieńkowskiej
Saldo rozliczeń z Unią Europejską regularnie publikuje Ministerstwo Finansów. Co w nich widać? Przez dwanaście lat członkostwa w UE otrzymaliśmy 129,2 mld euro, a nasza składka do budżetu Unii wyniosła 42,4 mld euro. Jesteśmy więc na dużym plusie - na czysto otrzymaliśmy 86,6 mld euro.
W 2015 r. do Polski trafiło z Brukseli (po odjęciu składki) 8,7 mld euro, w 2014 r. aż 12,9 mld euro, a w 2013 r. 11,9 mld euro. W tym roku? Do końca września było to zaledwie 3,5 mld euro.
Szans na osiągnięcie wyników zbliżonych do poprzednich lat nie ma. Tym bardziej, jeśli spojrzymy na to, co się stało we wrześniu - w tym miesiącu otrzymaliśmy z UE 308 mln euro, a wpłaciliśmy 373 mln euro. Byliśmy więc 65 mln euro na minusie.
Co się dzieje? Powodów jest kilka, ale nie wszystkie obciążają obecny rząd. Po pierwsze, jesteśmy w okresie, kiedy stykają się dwie unijne perspektywy. Mówiąc najprościej, wciąż trwa rozliczanie pieniędzy, które mieliśmy wydać w latach 2007-13 - czyli kompletowanie dokumentów i wysyłanie faktur do Brukseli. A wykorzystywanie środków na lata 2014-20 jeszcze się wystarczająco nie rozpędziło. Podobna sytuacja była w 2007 r., choć na wykresie widać ją mniej wyraźnie, bo i kwoty, jakie Polska dostawała z Brukseli, były znacząco mniejsze.
Warto pamiętać, że rząd PiS odziedziczył po poprzedniej ekipie problem z zagrożonymi środkami i groźbę, że część pieniędzy wynegocjowanych dla Polski przepadnie. Polska długo była prymusem, jeśli chodzi o tempo wykorzystywania pieniędzy unijnych, coś się jednak zacięło, gdy minister Elżbieta Bieńkowska zamieniła ministerialna tekę na fotel komisarza UE.
Były już komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski mówił rok temu money.pl, że groźba utraty pieniędzy to dla Polski nauczka, by nie zostawiać ich wydawania na ostatnią chwilę. Rząd PiS, a razem z nim instytucje zaangażowane we wdrażanie funduszy unijnych, musiał się więc skupić na tym, by pieniądze nie przepadły. Sięgał przy tym po różne sposoby, na przykład pieniądze trafiały na dawno ukończone już inwestycje.
Gdzie ślimaczy się PiS?
Niezależnie jednak od tego, że trzeba było ratować pieniądze z poprzedniej perspektywy, obecna jest opóźniona o dwa lata. I to już trzeba w znacznym stopniu zapisać na rachunek rządu, w którym wicepremier Mateusz Morawiecki gra pierwsze skrzypce. Biorąc pod uwagę, że Polska ma do wydania jeszcze większe pieniądze niż w latach 2007-13, walka o każde euro znowu będzie się toczyć do ostatniej chwili.
Do 2020 r. mamy do wykorzystania ponad 80 mld euro. Jedna czwarta tej puli (19,8 mld euro) to pieniądze na inwestycje w transport. A tu polski rząd przez rok zrobił niewiele - większość tego okresu upłynęła na dyskutowaniu z branżą budowlaną, jak budować taniej. Resort infrastruktury nie zaktualizował jeszcze programu budowy dróg odziedziczonego po poprzednikach, choć od roku mówi, że jest nierealny. Tymczasem przetargi stanęły, a firmy budowlane muszą walczyć ze sobą o każde zamówienie. Budowlańcy mówią wprost - tak źle jeszcze nie było.
Przez dwa i pół roku od startu funduszy na lata 2014-2020 mamy podpisanych nieco ponad sześć tysięcy umów na dofinansowanie z funduszy unijnych, na kwotę 44,3 mld zł. Mało, biorąc pod uwagę, że do 2020 r. mamy do rozdysponowania około 350 mld zł.