Ministerstwo energetyki istniało już w czasach PRL, za Bieruta. A z badań wynika, że Polacy chcą, by państwo trzymało energetykę silną ręką. Pomysł resortu, który miałby przejąć część zadań ministerstwa skarbu i gospodarki, powrócił w kampanii wyborczej (i ze strony PiS, i rządzącej koalicji PO-PSL). - Nowe superministerstwo być może zakończy spory kompetencyjne, ale górnictwa nie uratuje - twierdzą pytani przez money.pl eksperci.
- Musimy mieć rozbudowaną energetykę - mówił w trakcie kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński. Przekonywał, że powołanie kolejnego superministerstwa zapewni większe bezpieczeństwo energetyczne kraju. Zwłaszcza w kontekście prób wejścia na polski rynek rosyjskich firm gazowych, budowy nowych gazociągów (jak Nord Stream II), czy konsekwencji regulacji pakietu klimatycznego.
Nowy resort byłby faktycznie kluczowy w polityce państwa. Miałby się zająć programem naprawczym dla górnictwa, konsekwencjami pakietu klimatycznego, bezpieczeństwem energetycznym, kwestią gazu z łupków czy odnawialnymi źródłami energii.
Miałby też nadzorować spółki elektroenergetyczne, paliwowe i gazowe. Nadzór na spółkami chemicznymi, finansowymi, KGHM i innym trafiłby do resortu gospodarki. Resort skarbu zostałby zlikwidowany.
Jeszcze w kampanii wyborczej kandydatka Prawa i Sprawiedliwości na premiera Beata Szydło tłumaczyła, że do tej pory kompetencje ministerstw gospodarki i skarbu były tak rozdzielone, że właściwie nie było wiadomo, kto odpowiada choćby za górnictwo. To fakt, dziś zarządzanie sektorem jest rozproszone pomiędzy Ministerstwo Skarbu, Gospodarki i Ochrony Środowiska.
- W takim układzie decyzje są wypadkową działań departamentów, które administrują częściowymi problemami. Nowy podział kompetencji miałby to uprościć i jaśniej określić, kto ponosi odpowiedzialność za ewentualny sukces lub porażkę planu naprawczego dla górnictwa – przekonywała Beata Szydło.
Jeden minister, jeden resort, jeden głos?
Kto miałby stanąć na czele nowego ministerstwa? Na dziennikarskiej giełdzie padają między innymi nazwiska posłów PiS Piotra Naimskiego i Konrada Szymańskiego. Pierwszy z nich jest dyżurnym ekspertem partii w sprawach energetyki i przemysłu wydobywczego. Szymański to były europoseł PiS, który specjalizuje się w integracji europejskiej, energetyce i polityce klimatycznej. Typowany jest również Dawid Jackiewicz, wielki entuzjasta utworzenia nowego resortu, który kompleksowo miałoby się zająć bezpieczeństwem energetycznym kraju.
Czy Polsce potrzebny jest superresort energetyczny? Eksperci są podzieleni.
- Polityka energetyczna powinna być aktualizowana co 4 lata. Niestety, jest to zaniedbywane. Wszelkie próby działania na rzecz energetyki ugrzęzły w administracji.Ledwo udało się przepchnąć ustawę o OZE, a już chciano ją nowelizować. Podobne problemy pojawiły się przy pracach nad prawem geologicznym i górniczym. Nowy resort, który łączyłby rozproszone kompetencje, być może byłby bardziej skuteczny - argumentuje w rozmowie z money.pl dr Robert Zajdler, ekspert do spraw energetyki Instytutu Sobieskiego.
Inaczej kwestię tę ocenia były minister gospodarki i ekspert do spraw energetyki BCC dr Janusz Steinhoff. Co prawda zgadza się z tym, że w ostatnich latach kompetencje zostały bardzo pomieszane i należy je racjonalnie usytuować. Ale powoływanie nowego resortu uważa za zbędne.
- Nie jestem entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu. Wiele problemów z dziedziny energetyki wymaga działań już teraz, a na stworzenie takich struktur potrzeba czasu. Po drugie, wymaga to zmiany ustawy o działach administracji. I po trzecie, nie jest dobrym pomysłem łączenie w jednych rękach funkcji regulacyjnej i właścicielskiej. Regulator, jakim dotąd jest Minister Gospodarki, nie może równocześnie dbać o kondycję spółek, dlatego zajmuje nią się Minister Skarbu Państwa. W przypadku jednego ministra dochodziłoby do sprzecznych interesów - tłumaczy w rozmowie z money.pl dr Steinhoff. - Ręczne sterowanie nie jest racjonalne.
Nowy resort to jednak nie panaceum
Eksperci są zgodni w innej sprawie - to właśnie problemy górnictwa i energetyki należą do najpilniejszych zadań, którymi musi się zająć nowy rząd. Potencjalne Ministerstwo Energetyki czeka więc szereg niełatwych decyzji: musi się zmierzyć m.in. z restrukturyzacją górnictwa, jak i z decyzją o budowie energetyki jądrowej i związanymi z tym problemami zarówno finansowymi (koszty inwestycji), jak i społecznymi (przekonaniem opinii publicznej). Konieczne jest również znaczne zwiększenie dostaw gazu, co oznacza praktyczne podwojenie importu, rozbudowę sieci i negocjowanie nowych kontraktów.
Najgorsza sytuacja panuje jednak w górnictwie, a tego problemu – twierdzą eksperci - nie rozwiąże nowy byt administracyjny.
- Wątpię, aby Ministerstwo Energetyki rozwiązało problem górnictwa, bo ten problem ma raczej podłoże społeczne niż energetyczne. Cierpimy na brak pomysłu i racjonalnej wizji na polskie górnictwo. Brakuje spójnej strategii. Węgiel jest i może być wciąż ważnym elementem energetyki, ale potrzebuje potężnej modernizacji. Ta jednak wiąże się z trudnymi i kosztownymi decyzjami, których - jak dotąd - żaden z rządów nie odważył się podjąć - zauważa dr Zajdler.
Z tym poglądem zgadza się również ekspert BCC, twierdząc, że bardziej potrzebna jest wola polityczna do racjonalnych działań w celu zmiany w polskim górnictwie niż administracja, która zamiast rozwiązywać problemy będzie nimi jedynie zarządzać.
- Znamy już mechanizm powoływania pełnomocników do kolejnych spraw, w latach 80. również utworzono specjalny departament, który miał zawiadywać górnictwem. Efekty tych wszystkich działań widzimy dzisiaj - mówi dr Steinhoff.
Polacy chcą twardej ręki państwa w energetyce
Prawo i Sprawiedliwość przekonuje, że powołanie kolejnego superministerstwa zapewni większe bezpieczeństwo energetyczne kraju.
W trakcie kampanii Jarosław Kaczyński mówił: - Mamy do czynienia z sytuacją inną, zarówno jeśli chodzi o załatwianie różnych spraw w UE, bo można by tutaj uzyskać przedłużenie, choćby o dwa lata, możliwości używania tych już dzisiaj nieco przestarzałych, ale jeszcze mogących funkcjonować, bloków energetycznych. A z drugiej strony mamy też trudności z uzyskiwaniem koncesji na tworzenie nowych kopalni, nowych odkrywek.
Jednak, jak argumentują eksperci, decyzja o tym, co należy zrobić z naszymi elektrowniami nie jest sprawą sektorową, czyli wewnętrzną, ale głównie kwestią unijnych regulacji. To Pakiet Klimatyczny i jego zapisy będą decydowały o tym, czy możemy budować elektrownie węglowe i jakie poziomy energii odnawialnej Polska będzie produkować.
Podobnie sprawa ma się z ochroną polskiego rynku. - Działamy w obrębie Unii Europejskiej, nie możemy więc ot tak zamknąć rynku. Jednak możemy wzmocnić naszą konkurencyjność, ograniczyć działania dumpingowe i wykorzystywanie pozycji dominującej - wylicza dr Zajdler. - Ale podejście antyrosyjskie nie jest rozwiązaniem. To taki sam globalny gracz jak inni i musimy zastanowić się, co będzie dla nas najbardziej korzystne z ekonomicznego punktu widzenia.
Również kwestia ewentualnego gazu łupkowego nie jest jednoznaczna. Z całą pewnością jedno ministerstwo pozwoli sprawniej tworzyć prawo, którego – jak zaznaczają eksperci - w Polsce brakuje, a jest konieczne, aby utrzymać zainteresowanie prywatnych firm poszukiwaniami i ewentualnym wydobyciem tego surowca.
- Kwestia gazu łupkowego jest sprawą skomplikowaną. Być może ministerstwo energetyki pomogłoby w szybszym skuteczniejszym stworzeniu jednolitego i przejrzystego prawa regulującego jego wydobycie, ale nie uczyni z Polski gazowego eldorado - podkreśla ekspert Instytutu Sobieskiego.
Jego zdaniem należy wpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w ogóle powinniśmy mocniej stawiać na gaz, czy nie. - Ważna jest więc strategia i drogą jaką wybierzmy - mówi. - Nie bez znaczenia będą tu również ruchy na globalnym rynku gazu.
Jak wynika z badań, Polacy chcą jednak, by państwo trzymało energetykę silną ręką. W sierpniu Millward Brown Polska przeprowadził na zlecenie fundacji demosEUROPA sondaż w tej sprawie: 33 proc. badanych uważa, że obowiązkiem państwa jest zapewnienie dostaw energii i cały rynek powinien być organizowany i kontrolowany przez państwo, a 48 proc. jest zdania, że państwo powinno kontrolować rynek, aby zapewnić bezpieczeństwo energetyczne kraju.
Zaledwie 8 proc. badanych ocenia, że państwo w żaden sposób nie powinno ingerować w rynek, a energia powinna być produkowana i sprzedawana przez różnych dostawców i podlegać prawom rynku w taki sam sposób jak inne towary. Co ciekawe, ankietowani udzielili takich odpowiedzi niezależnie od swoich sympatii politycznych. Rozkład odpowiedzi był praktycznie taki sam dla wyborców każdej partii.