Dość oczywisty fakt lepszych wyników gospodarczych Niemiec niż ogromnej większości innych krajów Europy, zamiast wywołać falę dogłębnych analiz, co do jego przyczyn, wywołuje falę zawiści, niechęci i oskarżeń o arogancję. W Polsce celuje w tym nasze niedouczone _ prawactwo _ (to językowy ekwiwalent lewactwa), ale chęć – czy może zdolność – zrozumienia rzeczywistych przyczyn niemieckich przewag ekonomicznych wydaje się być niska wszędzie.
Jan Winiecki jest profesorem nadzwyczajnym i kierownikiem katedry międzynarodowych stosunków gospodarczych w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
Czego tu chcieć od naszych żurnalistów, ekspertów i polityków, jeśli w poważnym _ Wall Street Journal _ znajdujemy takie perełki, jak artykuł pod tytułem: _ Groźna niemiecka maszyna eksportowa wymaga włączenia biegu wstecznego _?
Oskarżenia o arogancję słyszymy na przykład od naszego prawactwa, od angielskich brukowców i od greckich demonstrantów, oburzonych tym, że Niemcy – ponoszące największą część kosztów programów ratunkowych – są na tyle bezczelne, że domagają się cięć wydatków publicznych, rozpanoszonej biurokracji i innych ograniczeń, znanych z typowych stabilizacyjnych pakietów oszczędnościowych.
Jeśli jakiś nasz żurnalista daje tytuł swych elukubracji: _ Jak Niemcy zarabiają na kryzysie _ i pisze we wstępie, że _ jest tylko jeden kraj, który wiedzie dziś prawdziwe dolce vita _, to (zapewne) rozumie, że taka terminologia jest – jako minimum – podżeganiem do zawiści. Ale pisze!
Może warto jednakże zastanowić się nad odpowiedzią na pytanie: dlaczego mieszkańcy kraju, wiodącego owe _ dolce vita _, są tak niezadowoleni? Dlaczego ich rząd – okrzyknięty z różnych stron aroganckim i agresywnym – i popierająca go koalicja przegrywają jedne landowe (regionalne) wybory po drugich? Dlaczego chadecja i jej sojusznicy dołują w sondażach? Innymi słowy: dlaczego, skoro zdaniem tak wielu Niemcy najwięcej skorzystali na wprowadzeniu Eurostrefy, nie chcą oni w swej większości dopłacać (bez żadnych warunków stawianych utracjuszom) do istnienia tej wspaniałej instytucji zapewniającej im owe dolce vita?
Nadwyżki Niemiec w handlu zagranicznym: Rezultat powstania strefy euro?
Na te pytania trudno doszukać się sensownych odpowiedzi. Ale pozostawiwszy, na czas jakiś, na uboczu politykę, trudniej jeszcze znaleźć analizy, które zweryfikowałyby najpopularniejsze – i jednocześnie najbardziej nonsensowne – rekomendacje, które prowadzić miałyby do uzdrowienia strefy euro.
Otóż jeden z takich znachorów pisze, że _ nie trzeba mieć doktoratu z ekonomii by wiedzieć, że... tak świetne wyniki jednego silnego uczestnika integracji i głęboka mizeria większości muszą być ze sobą ściśle skorelowane _. Zgoda, doktoratu mieć nie trzeba, ale dobrze byłoby zaliczyć przynajmniej drugi rok ekonomii, gdzie tradycyjnie uczy się międzynarodowych stosunków gospodarczych. I z teorii handlu dowiedzieć się, wraz z dowodem liczącym ponad dwieście lat, że handel nie jest grą o sumie zerowej i tzw. _ korzyści z handlu _ osiągają obie strony wymiany.
Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/191/m204479.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/unia-europejska/wiadomosci/artykul/rating;grecji;w;dol;mimo;ze;niemcy;popra;pakiet;pomocowy,193,0,1034689.html) *Rating Grecji w dół. "Selektywnie niewypłacalni" * Agencja nie wierzy, że Ateny wyjdą z zadłużenia. Ale idźmy dalej. Koronnym argumentem, że to głównie Niemcy skorzystały na stworzeniu Eurostrefy, są nadwyżki w handlu zagranicznym osiągane przez Niemcy, które w 2009 roku, roku najgłębszego kryzysu, sięgnęły 5 procent niemieckiego PKB. Inny talenciak, tym razem jakiś ekonomista z Międzynarodowej Organizacji Pracy, stwierdza, że skoro inne kraje Eurostrefy nie mogą zdewaluować swoich walut, aby ich produkty były bardziej konkurencyjne, więc niech Niemcy... podwyższą płace, stając się w ten sposób mniej konkurencyjne.
Nie będę prowadzić sporów teoretycznych (poza takim ABC, jak obustronne korzyści z handlu zagranicznego), ale warto zapytać, czy rozmaite sugerowane rozwiązania mogą być skuteczne? I tu dochodzę do jeszcze jednej irytującej kwestii. Bo można różnić się co do teorii stanowiących podstawę proponowanych w polityce kroków zaradczych. Ale nie powinno różnić się, co do obowiązku przejrzenia statystyk, zanim postawi się jakąś tezę i zaproponuje środki zaradcze.
Przyjrzyjmy się statystykom bilansu handlowego Niemiec przez około 30 lat. Widać z nich wyraźnie, że w całym tym okresie Niemcy miały – mniejszą lub większą – nadwyżkę eksportu nad importem. Czyli znaczenie posiadania wspólnej waluty, o ile istnieje w ogóle, jest raczej niewielkie. O nadwyżce eksportowej decydują najwyraźniej inne czynniki.
Saldo w handlu zagranicznym jako procent PKB Niemiec, 1955-83 | |
---|---|
Rok | Saldo (w procent PKB) |
Źródło: "The Economist", Economic Statiistics, 1900-83. Londyn 1985 | |
1955 | 5,4 |
1960 | 3 |
1965 | 1 |
1970 | 1,2 |
1975 | 2,7 |
1980 | 1,6 |
1983 | 4,3 |
W handlu, nie tylko międzynarodowym zresztą, obok czynnika cenowego ważną rolę odgrywa jakość wykonawstwa, nowoczesność i inne pozacenowe czynniki konkurencji. W dużym stopniu można je określić jako reputacyjne. Otóż Niemcy od dawna mają wysoką reputację jako producenci maszyn i urządzeń, artykułów precyzyjnych i optycznych, czy materiałów chemicznych. I dlatego popyt na ich produkty jest tak wysoki.
Tego stanu rzeczy nie zmieniały przez dziesięciolecia kolejne rewaluacje marki. Jak dziś wobec Chin, tak przedtem wobec Niemiec wywierano presję w kierunku wzmocnienia marki, w czym widziano lekarstwo przeciw trwałym niemieckim nadwyżkom w bilansie handlowym i płatniczym. W odróżnieniu od Chin komunistycznych, Niemcy podchodzili ze zrozumieniem do problemów swoich zachodnich partnerów i co jakiś czas rewaluowali markę. Nadwyżka na krótko zmniejszała się, a następnie zaczynała rosnąć.
Po prostu, trudno było w gospodarce opartej na prywatnej własności i zysku zrezygnować z kupienia najlepszego produktu potrzebnego firmie. Przed tym dylematem stawały nie tylko prywatne firmy.
W komunistycznej Polsce za Gomułki istniała tajna instrukcja dla central handlu zagranicznego, w której żądano, by towary z zachodnich Niemiec kupować w ostatniej kolejności, tylko wtedy, gdy nie można było równorzędnego produktu kupić gdzie indziej. Ale i to nie pomagało; w handlu z Niemcami przez cały czas odnotowywano deficyt. A za Gierka Niemcy stały się już trzecim, a potem drugim (po Sowietach) eksporterem do Polski.
Trudno więc dziwić się, że w 1955 roku Niemcy miały nadwyżkę w handlu zagranicznym równą 5,4 procent PKB, a w każdym kolejnym podanym w tabeli roku miały również nadwyżkę. Historia zatoczyła pełne koło, gdy w szczytowym roku globalnego kryzysu finansowego, tzn. 2009 roku, Niemcy osiągnęły znów nadwyżkę równą 5 procent PKB. Zresztą, gdy pogrzebać w jeszcze wcześniejszych statystykach, to Niemcy miały też nadwyżkę eksportu nad importem w 1930 roku, a także pięć lat później, gdy handel światowy – i niemiecki też – skurczył się w dekadzie wielkiego kryzysu o ponad połowę.
Trzeba zrozumieć, że mimo iż teoria handlu międzynarodowego zakłada automatyzm równoważenia bilansów handlowych w skali globalnej, w praktyce niektóre kraje mają tradycyjnie nadwyżki, jak Niemcy, czy od lat 60. XX wieku także Japonia, a inne, jak np. USA, mają nie mniej trwałe deficyty. Rozwiązania instytucjonalne, jak Eurostrefa, mogą mieć tutaj znaczenie w najlepszym razie drugorzędne.
Widać wyraźnie, że dobre wyniki w wymianie handlowej są cechą trwałą gospodarki niemieckiej. Następnym zadaniem analityka stać się powinno wyjaśnienie, dlaczego od połowy ubiegłej dekady inne wyniki – tempa wzrostu PKB, zatrudnienia, itd. – poprawiły się. Czy dzięki temu, że – jak to piszą niektórzy żurnaliści i mówią populistyczni politycy – Niemcy _ żerują _ na strefie euro, nie dając jej nic w zamian?
Prawidłowa odpowiedź jest inna. Niemcy w latach 90. XX wieku byli przez licznych poważnych analityków uważani za _ chorego człowieka Europy _, który w następstwie ogromnego ciężaru państwa opiekuńczego i przeregulowania gospodarki (zwłaszcza rynku pracy!) nie był w stanie sprostać konkurencji i rósł najwolniej spośród _ starych _ krajów Unii.
W którymś momencie zrozumiano, że tak dalej już się nie da. Zaczęto, na niemiecki sposób, to znaczy powoli i po tysiącu konsultacji, zmieniać pewne rzeczy. Rządy chadecji pod przywództwem kanclerza Kohla zaczęły zmniejszać nieco górę socjalu.
Ta, jak to w rozmowach z niemieckimi kolegami nazywałem _ Millimeterpolitik _, zaczęła przynosić efekty. Udział wydatków publicznych w PKB (który jest dobrą miarą istniejących bodźców do pracy, zarabiania, oszczędzania i inwestowania) osiągnął szczyt w 1995 roku – 54,8 procent - a potem zaczął się zmniejszać, aby wreszcie ustabilizować się poniżej 50 procent. Nawet w kryzysowym 2009 roku nie przekroczył on połowy PKB (47,5 procent), a dzisiaj jest na tym samym poziomie, co w Polsce (45-46 procent). Dla nas to bardzo dużo, ale biorąc pod uwagę punkt startowy Niemiec, to niemałe osiągnięcie.
Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/39/m205863.jpg ) ] (http://news.money.pl/artykul/wybory;prezydenta;niemiec;beate;klarsfeld;kandydatem,106,0,1034346.html) *Ma być prezydentem. Spoliczkowała kanclerza * 73-letnia Klarsfeld zmierzy się z Joachimem Gauckiem. Zmieniać się zaczęły też regulacje. Niemcy jako jedni z pierwszych w Europie wyciągnęli wnioski ze starzenia się społeczeństw i zagrożenia jakie ono stanowi dla finansów publicznych w ogóle, a w krajach patologicznie przerośniętego państwa opiekuńczego w szczególności.
Dlatego ustawę o (stopniowym) wydłużaniu wieku przechodzenia na emeryturę do 67. roku życia dla mężczyzn i kobiet wprowadzono tam wcześniej niż gdzie indziej. Zwiększono też minimum czasu pracy w uprzywilejowanych zawodach takich jak np. nauczyciele z – wyższego niż w Polsce – minimum 21 godz. tygodniowo najpierw do 24, a potem do 28 godz.
Po chadekach przyszli socjaldemokraci, którzy też dołożyli cegiełkę do budowy bardziej efektywnej i konkurencyjnej gospodarki niemieckiej. Za rządów kanclerza Schroedera rozluźniono niesłychanie restrykcyjne reguły zwolnień z pracy, ograniczono też nieco możliwości żerowania na systemie zasiłków dla bezrobotnych, a także wprowadzono szereg innych innowacji.
Reformy czasów Kohla i Schroedera nie zmieniły, rzecz jasna, gospodarki niemieckiej w wolnorynkową, ale dały nieco więcej swobody niemieckim firmom. I te wykorzystały stworzone możliwości. Gospodarka przyspieszyła, a zatrudnienie zaczęło wzrastać i to, co ważniejsze, w sektorze prywatnym, a nie jak np. we Francji, poprzez tworzenie na wpół fikcyjnych miejsc pracy w biurokracji (co obiecuje w jeszcze większej skali kandydat francuskich socjalistów).
Dlatego należy oczekiwać, że gospodarka niemiecka będzie także i w latach następnych rosnąć względnie szybko (na europejską miarę, rzecz jasna). Większa dyscyplina fiskalna wprowadzona za rządów obecnej kanclerz Merkel, tylko w tym może pomóc. Im wyższy bowiem udział wydatków publicznych w dłuższym okresie, tym słabsze bodźce do aktywności ekonomicznej i pracodawców, i pracobiorców – odwrotnie. A porównanie udziału wydatków publicznych czterech dużych krajów Europy zachodniej podpowiada, który z nich znajduje się w (relatywnie) najlepszej sytuacji wyjściowej.
Udział wydatków publicznych w PKB w procent we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Włoszech w latach 2000, 2005 i 2010-11 | ||||
---|---|---|---|---|
Kraj | 2000 | 2005 | 2010 | 2011 (szacunki) |
Źródło: OECD Economic Outlook, Vol. 2011, Issue 1. | ||||
Francja | 51,6 | 53,4 | 56,2 | 55,3 |
Niemcy | 45,1 | 46,9 | 46,7 | 45,3 |
W. Brytania | 36,6 | 44 | 51 | 49 |
Włochy | 46,1 | 48,1 | 50,6 | 50,5 |
Rzekome dolce vita i niemieckie nastroje
Przejdźmy teraz od realnej oceny niemieckiej gospodarki, która wskazuje na zupełnie inne przyczyny relatywnej przewagi Niemiec nad wieloma krajami Europy niż _ żerowanie _ na Eurostrefie do nastrojów w Niemczech i wyobrażeń Niemców o problemach Eurostrefy oraz szerszych znacznie problemach Zachodu – i Niemców jako części tegoż Zachodu.
Otóż jest rzeczą oczywistą, że reformy – tak wydatkowe, jak i regulacyjne – potrafią dla niektórych być bolesne.
Część niemieckiego społeczeństwa była i jest niezadowolona z faktu, że manna socjalna płynie (nieco) węższym strumyczkiem. Nauczyciele są niezadowoleni z podwyższonego minimum czasu zajęć w szkole. A wszyscy pracujący mają za sobą dekadę i więcej bardzo wolnego tempa wzrostu płac. Ale to dzięki temu umiarkowaniu w drugiej połowie poprzedniej dekady nastąpił wzrost konkurencyjności niemieckich produktów.
Nic więc dziwnego, że poniósłszy owe koszty ustabilizowania gospodarki i przyspieszenia wzrostu gospodarczego z niemałą niechęcią patrzą na tych, których mieliby wziąć częściowo na swój garnuszek (w którym ostatnio przybywa niewiele, a i to w wyniku niedawnych reform).
Na te wszystkie nastroje nakładają się specyficzne cechy Niemców. Z wszystkich badań wynika, że Niemcy mają bardzo wysoki poziom obaw wynikających z postrzegania sytuacji niepewności. Tymczasem obecny czas jest dla Niemiec – i dla całego Zachodu zresztą – okresem podwyższonej niepewności.
Problemy strefy euro tworzą tylko część tej niepewności, której głównym komponentem jest załamywanie się modelu demokratycznego państwa opiekuńczego (załamywanie się komunistycznego modelu obserwowaliśmy – i odczuwaliśmy na własnej skórze – ćwierć wieku temu). Z niedawnych badań wynikałoby, iż co piąty Niemiec i Niemka cierpi w jakimś stopniu na depresję.
Próby ucieczki od niepewności z pewnością oddziaływać będą na życie społeczne, gospodarkę i politykę. Jeśli połączymy powyższą obawę przed niepewnością z cechami nabytymi po drugiej wojnie światowej, jak pacyfizm, to mamy wyjaśnienie wielu trudnych do zrozumienia (a nawet do racjonalnej akceptacji) niemieckich zachowań.
Niechęć do ponoszenia kosztów ratowania z finansowej opresji krajów żyjących ponad stan ma racjonalne podłoże ekonomiczne i moralne: _ Myśmy przeszli przez szereg chudych lat naszym własnym wysiłkiem; dlaczego mielibyśmy teraz ratować innych, którzy takiego wysiłku nie uczynili? _. Natomiast niechęć do aktywności Niemiec w instytucjonalnym porządkowaniu strefy euro bierze się już raczej z tej ogólniejszej psychologicznej niechęci do działań w warunkach podwyższonej niepewności.
Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/30/m40478.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/unia-europejska/wiadomosci/artykul/unia;europejska;wyjdzie;z;kryzysu;taki;pomysl;maja;eurodeputowani,105,0,1026665.html) *Pomysł na kryzys eurostrefy. Niemcy przeciwne * Nie wszystkie państwa są przychylne takim rozwiązaniom. Oskarżenia na temat niemieckiej arogancji i agresywności nie są jednak w stanie przysłonić realiów, czyli właśnie pacyfistycznych skłonności.
Niemcy nie tylko nie przyłączyli się do _ koalicji chętnych _ w Iraku, ale także – już w najnowszym okresie – odmówili udziału w operacji wsparcia protestujących przeciw dyktaturze Kadafiego Libijczyków. (Nota bene ich odmowa nie miała nic wspólnego z rozważaniami typu Realpolitik, czy warto wspierać obalanie _ świeckich _ dyktatur po to, by zostały zastąpione fanatycznymi religijnymi dyktaturami!).
Histeryczne reakcje na niezwykłe, co do skali, trzęsienie ziemi w Japonii w postaci zapowiedzi szybszej likwidacji elektrowni atomowych, to właśnie przykład (nierzadko irracjonalnych) zachowań w warunkach tak źle znoszonej podwyższonej niepewności. Tak samo jak niemieckie reakcje na różne _ strachy ekologiczne _. W mało którym kraju zachodnim skłonność do akceptacji rozmaitych kosztownych ekonomicznie ekologicznych bzdur jest tak wysoka jak w Niemczech.
Znacznie większe problemy niż z niechętnym przywództwem Niemiec w rozwiązywaniu problemów Eurostrefy Europa będzie miała np. z niemieckimi energetycznymi ekoobsesjami – pochodzącymi z tych samych psychologicznych źródeł. Próbujmy więc nie tworzyć łatwych skojarzeniowo mitów. Problemy świata zachodniego są naprawdę poważne. Nie odwracajmy od nich uwagi, stwarzając jakąś _ nierzeczywistą rzeczywistość _ niemieckiego zagrożenia tam, gdzie go nie ma.
Więcej o sytuacji w UE | |
---|---|
Białoruska opozycja ma o to pretensje do UE _ Taka lista to wyjście kompromisowe, przyjęte po to, żeby UE nie straciła twarzy _ - twierdzą politycy. | |
Rząd nie trafił z prognozą? "To dobrze" Spadek inwestycji publicznych po Euro 2012 odbije się negatywnie na tempie wzrostu. | |
PiS boi się, że z Polski ubędzie 1,2 mln ludzi PiS wzywa rząd do zmiany stanowiska dotyczącego propozycji KE w sprawie sposobu określania liczby ludności krajów członkowskich UE. |
Autor jest profesorem nadzwyczajnym i kierownikiem katedry międzynarodowych stosunków gospodarczych w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.