Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Niemcy, czyli niechętne przywództwo Europy

0
Podziel się:

Niechęć do ponoszenia kosztów ratowania krajów żyjących ponad stan ma racjonalne podłoże ekonomiczne i moralne - pisze znany ekonomista, prof. Jan Winiecki.

Niemcy, czyli niechętne przywództwo Europy
(PAP/Grzegorz Jakubowski)

Dość oczywisty fakt lepszych wyników gospodarczych Niemiec niż ogromnej większości innych krajów Europy, zamiast wywołać falę dogłębnych analiz, co do jego przyczyn, wywołuje falę zawiści, niechęci i oskarżeń o arogancję. W Polsce celuje w tym nasze niedouczone _ prawactwo _ (to językowy ekwiwalent lewactwa), ale chęć – czy może zdolność – zrozumienia rzeczywistych przyczyn niemieckich przewag ekonomicznych wydaje się być niska wszędzie.

Jan Winiecki jest profesorem nadzwyczajnym i kierownikiem katedry międzynarodowych stosunków gospodarczych w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
Czego tu chcieć od naszych żurnalistów, ekspertów i polityków, jeśli w poważnym _ Wall Street Journal _ znajdujemy takie perełki, jak artykuł pod tytułem: _ Groźna niemiecka maszyna eksportowa wymaga włączenia biegu wstecznego _?

Oskarżenia o arogancję słyszymy na przykład od naszego prawactwa, od angielskich brukowców i od greckich demonstrantów, oburzonych tym, że Niemcy – ponoszące największą część kosztów programów ratunkowych – są na tyle bezczelne, że domagają się cięć wydatków publicznych, rozpanoszonej biurokracji i innych ograniczeń, znanych z typowych stabilizacyjnych pakietów oszczędnościowych.

Jeśli jakiś nasz żurnalista daje tytuł swych elukubracji: _ Jak Niemcy zarabiają na kryzysie _ i pisze we wstępie, że _ jest tylko jeden kraj, który wiedzie dziś prawdziwe dolce vita _, to (zapewne) rozumie, że taka terminologia jest – jako minimum – podżeganiem do zawiści. Ale pisze!

Może warto jednakże zastanowić się nad odpowiedzią na pytanie: dlaczego mieszkańcy kraju, wiodącego owe _ dolce vita _, są tak niezadowoleni? Dlaczego ich rząd – okrzyknięty z różnych stron aroganckim i agresywnym – i popierająca go koalicja przegrywają jedne landowe (regionalne) wybory po drugich? Dlaczego chadecja i jej sojusznicy dołują w sondażach? Innymi słowy: dlaczego, skoro zdaniem tak wielu Niemcy najwięcej skorzystali na wprowadzeniu Eurostrefy, nie chcą oni w swej większości dopłacać (bez żadnych warunków stawianych utracjuszom) do istnienia tej wspaniałej instytucji zapewniającej im owe dolce vita?

Nadwyżki Niemiec w handlu zagranicznym: Rezultat powstania strefy euro?

Na te pytania trudno doszukać się sensownych odpowiedzi. Ale pozostawiwszy, na czas jakiś, na uboczu politykę, trudniej jeszcze znaleźć analizy, które zweryfikowałyby najpopularniejsze – i jednocześnie najbardziej nonsensowne – rekomendacje, które prowadzić miałyby do uzdrowienia strefy euro.

Otóż jeden z takich znachorów pisze, że _ nie trzeba mieć doktoratu z ekonomii by wiedzieć, że... tak świetne wyniki jednego silnego uczestnika integracji i głęboka mizeria większości muszą być ze sobą ściśle skorelowane _. Zgoda, doktoratu mieć nie trzeba, ale dobrze byłoby zaliczyć przynajmniej drugi rok ekonomii, gdzie tradycyjnie uczy się międzynarodowych stosunków gospodarczych. I z teorii handlu dowiedzieć się, wraz z dowodem liczącym ponad dwieście lat, że handel nie jest grą o sumie zerowej i tzw. _ korzyści z handlu _ osiągają obie strony wymiany.

Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/191/m204479.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/unia-europejska/wiadomosci/artykul/rating;grecji;w;dol;mimo;ze;niemcy;popra;pakiet;pomocowy,193,0,1034689.html) *Rating Grecji w dół. "Selektywnie niewypłacalni" * Agencja nie wierzy, że Ateny wyjdą z zadłużenia. Ale idźmy dalej. Koronnym argumentem, że to głównie Niemcy skorzystały na stworzeniu Eurostrefy, są nadwyżki w handlu zagranicznym osiągane przez Niemcy, które w 2009 roku, roku najgłębszego kryzysu, sięgnęły 5 procent niemieckiego PKB. Inny talenciak, tym razem jakiś ekonomista z Międzynarodowej Organizacji Pracy, stwierdza, że skoro inne kraje Eurostrefy nie mogą zdewaluować swoich walut, aby ich produkty były bardziej konkurencyjne, więc niech Niemcy... podwyższą płace, stając się w ten sposób mniej konkurencyjne.

Nie będę prowadzić sporów teoretycznych (poza takim ABC, jak obustronne korzyści z handlu zagranicznego), ale warto zapytać, czy rozmaite sugerowane rozwiązania mogą być skuteczne? I tu dochodzę do jeszcze jednej irytującej kwestii. Bo można różnić się co do teorii stanowiących podstawę proponowanych w polityce kroków zaradczych. Ale nie powinno różnić się, co do obowiązku przejrzenia statystyk, zanim postawi się jakąś tezę i zaproponuje środki zaradcze.

Przyjrzyjmy się statystykom bilansu handlowego Niemiec przez około 30 lat. Widać z nich wyraźnie, że w całym tym okresie Niemcy miały – mniejszą lub większą – nadwyżkę eksportu nad importem. Czyli znaczenie posiadania wspólnej waluty, o ile istnieje w ogóle, jest raczej niewielkie. O nadwyżce eksportowej decydują najwyraźniej inne czynniki.

Saldo w handlu zagranicznym jako procent PKB Niemiec, 1955-83
Rok Saldo (w procent PKB)
Źródło: "The Economist", Economic Statiistics, 1900-83. Londyn 1985
1955 5,4
1960 3
1965 1
1970 1,2
1975 2,7
1980 1,6
1983 4,3

W handlu, nie tylko międzynarodowym zresztą, obok czynnika cenowego ważną rolę odgrywa jakość wykonawstwa, nowoczesność i inne pozacenowe czynniki konkurencji. W dużym stopniu można je określić jako reputacyjne. Otóż Niemcy od dawna mają wysoką reputację jako producenci maszyn i urządzeń, artykułów precyzyjnych i optycznych, czy materiałów chemicznych. I dlatego popyt na ich produkty jest tak wysoki.

Tego stanu rzeczy nie zmieniały przez dziesięciolecia kolejne rewaluacje marki. Jak dziś wobec Chin, tak przedtem wobec Niemiec wywierano presję w kierunku wzmocnienia marki, w czym widziano lekarstwo przeciw trwałym niemieckim nadwyżkom w bilansie handlowym i płatniczym. W odróżnieniu od Chin komunistycznych, Niemcy podchodzili ze zrozumieniem do problemów swoich zachodnich partnerów i co jakiś czas rewaluowali markę. Nadwyżka na krótko zmniejszała się, a następnie zaczynała rosnąć.

Po prostu, trudno było w gospodarce opartej na prywatnej własności i zysku zrezygnować z kupienia najlepszego produktu potrzebnego firmie. Przed tym dylematem stawały nie tylko prywatne firmy.

W komunistycznej Polsce za Gomułki istniała tajna instrukcja dla central handlu zagranicznego, w której żądano, by towary z zachodnich Niemiec kupować w ostatniej kolejności, tylko wtedy, gdy nie można było równorzędnego produktu kupić gdzie indziej. Ale i to nie pomagało; w handlu z Niemcami przez cały czas odnotowywano deficyt. A za Gierka Niemcy stały się już trzecim, a potem drugim (po Sowietach) eksporterem do Polski.

Trudno więc dziwić się, że w 1955 roku Niemcy miały nadwyżkę w handlu zagranicznym równą 5,4 procent PKB, a w każdym kolejnym podanym w tabeli roku miały również nadwyżkę. Historia zatoczyła pełne koło, gdy w szczytowym roku globalnego kryzysu finansowego, tzn. 2009 roku, Niemcy osiągnęły znów nadwyżkę równą 5 procent PKB. Zresztą, gdy pogrzebać w jeszcze wcześniejszych statystykach, to Niemcy miały też nadwyżkę eksportu nad importem w 1930 roku, a także pięć lat później, gdy handel światowy – i niemiecki też – skurczył się w dekadzie wielkiego kryzysu o ponad połowę.

Trzeba zrozumieć, że mimo iż teoria handlu międzynarodowego zakłada automatyzm równoważenia bilansów handlowych w skali globalnej, w praktyce niektóre kraje mają tradycyjnie nadwyżki, jak Niemcy, czy od lat 60. XX wieku także Japonia, a inne, jak np. USA, mają nie mniej trwałe deficyty. Rozwiązania instytucjonalne, jak Eurostrefa, mogą mieć tutaj znaczenie w najlepszym razie drugorzędne.

Widać wyraźnie, że dobre wyniki w wymianie handlowej są cechą trwałą gospodarki niemieckiej. Następnym zadaniem analityka stać się powinno wyjaśnienie, dlaczego od połowy ubiegłej dekady inne wyniki – tempa wzrostu PKB, zatrudnienia, itd. – poprawiły się. Czy dzięki temu, że – jak to piszą niektórzy żurnaliści i mówią populistyczni politycy – Niemcy _ żerują _ na strefie euro, nie dając jej nic w zamian?

Prawidłowa odpowiedź jest inna. Niemcy w latach 90. XX wieku byli przez licznych poważnych analityków uważani za _ chorego człowieka Europy _, który w następstwie ogromnego ciężaru państwa opiekuńczego i przeregulowania gospodarki (zwłaszcza rynku pracy!) nie był w stanie sprostać konkurencji i rósł najwolniej spośród _ starych _ krajów Unii.

W którymś momencie zrozumiano, że tak dalej już się nie da. Zaczęto, na niemiecki sposób, to znaczy powoli i po tysiącu konsultacji, zmieniać pewne rzeczy. Rządy chadecji pod przywództwem kanclerza Kohla zaczęły zmniejszać nieco górę socjalu.

Ta, jak to w rozmowach z niemieckimi kolegami nazywałem _ Millimeterpolitik _, zaczęła przynosić efekty. Udział wydatków publicznych w PKB (który jest dobrą miarą istniejących bodźców do pracy, zarabiania, oszczędzania i inwestowania) osiągnął szczyt w 1995 roku – 54,8 procent - a potem zaczął się zmniejszać, aby wreszcie ustabilizować się poniżej 50 procent. Nawet w kryzysowym 2009 roku nie przekroczył on połowy PKB (47,5 procent), a dzisiaj jest na tym samym poziomie, co w Polsce (45-46 procent). Dla nas to bardzo dużo, ale biorąc pod uwagę punkt startowy Niemiec, to niemałe osiągnięcie.

Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/39/m205863.jpg ) ] (http://news.money.pl/artykul/wybory;prezydenta;niemiec;beate;klarsfeld;kandydatem,106,0,1034346.html) *Ma być prezydentem. Spoliczkowała kanclerza * 73-letnia Klarsfeld zmierzy się z Joachimem Gauckiem. Zmieniać się zaczęły też regulacje. Niemcy jako jedni z pierwszych w Europie wyciągnęli wnioski ze starzenia się społeczeństw i zagrożenia jakie ono stanowi dla finansów publicznych w ogóle, a w krajach patologicznie przerośniętego państwa opiekuńczego w szczególności.

Dlatego ustawę o (stopniowym) wydłużaniu wieku przechodzenia na emeryturę do 67. roku życia dla mężczyzn i kobiet wprowadzono tam wcześniej niż gdzie indziej. Zwiększono też minimum czasu pracy w uprzywilejowanych zawodach takich jak np. nauczyciele z – wyższego niż w Polsce – minimum 21 godz. tygodniowo najpierw do 24, a potem do 28 godz.

Po chadekach przyszli socjaldemokraci, którzy też dołożyli cegiełkę do budowy bardziej efektywnej i konkurencyjnej gospodarki niemieckiej. Za rządów kanclerza Schroedera rozluźniono niesłychanie restrykcyjne reguły zwolnień z pracy, ograniczono też nieco możliwości żerowania na systemie zasiłków dla bezrobotnych, a także wprowadzono szereg innych innowacji.

Reformy czasów Kohla i Schroedera nie zmieniły, rzecz jasna, gospodarki niemieckiej w wolnorynkową, ale dały nieco więcej swobody niemieckim firmom. I te wykorzystały stworzone możliwości. Gospodarka przyspieszyła, a zatrudnienie zaczęło wzrastać i to, co ważniejsze, w sektorze prywatnym, a nie jak np. we Francji, poprzez tworzenie na wpół fikcyjnych miejsc pracy w biurokracji (co obiecuje w jeszcze większej skali kandydat francuskich socjalistów).

Dlatego należy oczekiwać, że gospodarka niemiecka będzie także i w latach następnych rosnąć względnie szybko (na europejską miarę, rzecz jasna). Większa dyscyplina fiskalna wprowadzona za rządów obecnej kanclerz Merkel, tylko w tym może pomóc. Im wyższy bowiem udział wydatków publicznych w dłuższym okresie, tym słabsze bodźce do aktywności ekonomicznej i pracodawców, i pracobiorców – odwrotnie. A porównanie udziału wydatków publicznych czterech dużych krajów Europy zachodniej podpowiada, który z nich znajduje się w (relatywnie) najlepszej sytuacji wyjściowej.

Udział wydatków publicznych w PKB w procent we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Włoszech w latach 2000, 2005 i 2010-11
Kraj 2000 2005 2010 2011 (szacunki)
Źródło: OECD Economic Outlook, Vol. 2011, Issue 1.
Francja 51,6 53,4 56,2 55,3
Niemcy 45,1 46,9 46,7 45,3
W. Brytania 36,6 44 51 49
Włochy 46,1 48,1 50,6 50,5

Rzekome dolce vita i niemieckie nastroje

Przejdźmy teraz od realnej oceny niemieckiej gospodarki, która wskazuje na zupełnie inne przyczyny relatywnej przewagi Niemiec nad wieloma krajami Europy niż _ żerowanie _ na Eurostrefie do nastrojów w Niemczech i wyobrażeń Niemców o problemach Eurostrefy oraz szerszych znacznie problemach Zachodu – i Niemców jako części tegoż Zachodu.
Otóż jest rzeczą oczywistą, że reformy – tak wydatkowe, jak i regulacyjne – potrafią dla niektórych być bolesne.

Część niemieckiego społeczeństwa była i jest niezadowolona z faktu, że manna socjalna płynie (nieco) węższym strumyczkiem. Nauczyciele są niezadowoleni z podwyższonego minimum czasu zajęć w szkole. A wszyscy pracujący mają za sobą dekadę i więcej bardzo wolnego tempa wzrostu płac. Ale to dzięki temu umiarkowaniu w drugiej połowie poprzedniej dekady nastąpił wzrost konkurencyjności niemieckich produktów.

Nic więc dziwnego, że poniósłszy owe koszty ustabilizowania gospodarki i przyspieszenia wzrostu gospodarczego z niemałą niechęcią patrzą na tych, których mieliby wziąć częściowo na swój garnuszek (w którym ostatnio przybywa niewiele, a i to w wyniku niedawnych reform).

Na te wszystkie nastroje nakładają się specyficzne cechy Niemców. Z wszystkich badań wynika, że Niemcy mają bardzo wysoki poziom obaw wynikających z postrzegania sytuacji niepewności. Tymczasem obecny czas jest dla Niemiec – i dla całego Zachodu zresztą – okresem podwyższonej niepewności.

Problemy strefy euro tworzą tylko część tej niepewności, której głównym komponentem jest załamywanie się modelu demokratycznego państwa opiekuńczego (załamywanie się komunistycznego modelu obserwowaliśmy – i odczuwaliśmy na własnej skórze – ćwierć wieku temu). Z niedawnych badań wynikałoby, iż co piąty Niemiec i Niemka cierpi w jakimś stopniu na depresję.

Próby ucieczki od niepewności z pewnością oddziaływać będą na życie społeczne, gospodarkę i politykę. Jeśli połączymy powyższą obawę przed niepewnością z cechami nabytymi po drugiej wojnie światowej, jak pacyfizm, to mamy wyjaśnienie wielu trudnych do zrozumienia (a nawet do racjonalnej akceptacji) niemieckich zachowań.

Niechęć do ponoszenia kosztów ratowania z finansowej opresji krajów żyjących ponad stan ma racjonalne podłoże ekonomiczne i moralne: _ Myśmy przeszli przez szereg chudych lat naszym własnym wysiłkiem; dlaczego mielibyśmy teraz ratować innych, którzy takiego wysiłku nie uczynili? _. Natomiast niechęć do aktywności Niemiec w instytucjonalnym porządkowaniu strefy euro bierze się już raczej z tej ogólniejszej psychologicznej niechęci do działań w warunkach podwyższonej niepewności.

Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/30/m40478.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/unia-europejska/wiadomosci/artykul/unia;europejska;wyjdzie;z;kryzysu;taki;pomysl;maja;eurodeputowani,105,0,1026665.html) *Pomysł na kryzys eurostrefy. Niemcy przeciwne * Nie wszystkie państwa są przychylne takim rozwiązaniom. Oskarżenia na temat niemieckiej arogancji i agresywności nie są jednak w stanie przysłonić realiów, czyli właśnie pacyfistycznych skłonności.

Niemcy nie tylko nie przyłączyli się do _ koalicji chętnych _ w Iraku, ale także – już w najnowszym okresie – odmówili udziału w operacji wsparcia protestujących przeciw dyktaturze Kadafiego Libijczyków. (Nota bene ich odmowa nie miała nic wspólnego z rozważaniami typu Realpolitik, czy warto wspierać obalanie _ świeckich _ dyktatur po to, by zostały zastąpione fanatycznymi religijnymi dyktaturami!).

Histeryczne reakcje na niezwykłe, co do skali, trzęsienie ziemi w Japonii w postaci zapowiedzi szybszej likwidacji elektrowni atomowych, to właśnie przykład (nierzadko irracjonalnych) zachowań w warunkach tak źle znoszonej podwyższonej niepewności. Tak samo jak niemieckie reakcje na różne _ strachy ekologiczne _. W mało którym kraju zachodnim skłonność do akceptacji rozmaitych kosztownych ekonomicznie ekologicznych bzdur jest tak wysoka jak w Niemczech.

Znacznie większe problemy niż z niechętnym przywództwem Niemiec w rozwiązywaniu problemów Eurostrefy Europa będzie miała np. z niemieckimi energetycznymi ekoobsesjami – pochodzącymi z tych samych psychologicznych źródeł. Próbujmy więc nie tworzyć łatwych skojarzeniowo mitów. Problemy świata zachodniego są naprawdę poważne. Nie odwracajmy od nich uwagi, stwarzając jakąś _ nierzeczywistą rzeczywistość _ niemieckiego zagrożenia tam, gdzie go nie ma.

Więcej o sytuacji w UE
Białoruska opozycja ma o to pretensje do UE _ Taka lista to wyjście kompromisowe, przyjęte po to, żeby UE nie straciła twarzy _ - twierdzą politycy.
Rząd nie trafił z prognozą? "To dobrze" Spadek inwestycji publicznych po Euro 2012 odbije się negatywnie na tempie wzrostu.
PiS boi się, że z Polski ubędzie 1,2 mln ludzi PiS wzywa rząd do zmiany stanowiska dotyczącego propozycji KE w sprawie sposobu określania liczby ludności krajów członkowskich UE.

Autor jest profesorem nadzwyczajnym i kierownikiem katedry międzynarodowych stosunków gospodarczych w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)