Rynek gier hazardowych w Polsce rośnie w tempie 40 proc. rocznie. Wart jest 17 mld złotych.
Budżet państwa mógł stracić nawet 500 mln złgdyby wprowadzone zostały zmiany w przepisach regulujących gry hazardowe w Polsce - o takiej możliwości CBA poinformowało prezydenta, premiera, władze Sejmu i Senatu. W tzw. aferę hazardową są zamieszani czołowi politycy Platformy Obywatelskiej - Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki.Mieli oni lobbować w interesie firm hazardowych.
Money.pl sprawdził, ile wart jest rynek gier hazardowych w Polsce. Jego przychody za 2008 rok sięgną 17 mld zł (według wstępnych danych). To o ponad 40 proc. więcej niż pod koniec 2007 roku. W listopadzie Ministerstwo Finansów opublikuje najnowszy raport z danymi na koniec 2008 dotyczący rynku hazardu w Polsce (prawie roczne opóźnienie wynika konieczności zebrania danych od firm hazardowych). Zapewne potwierdzi on obecne szacunki.
17 miliardów złotych to pieniądze, które gracze zostawili w kasynach, salonach gier, automatach, a także kolekturach Totolotka. Wartość rynku hazardu rośnie w tempie kilkudziesięciu procent rocznie.
Dane na początek 2008 roku, źródło: Ministerstwo Finansów
Najszybciej rosną _ jednoręcy bandyci _
Jak pokazują dane z Ministerstwa Finansów, a także Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych, najszybciej w naszym kraju wzrasta liczba tzw. punktów gier na automatach o niskich wygranych. Najprościej mówiąc, to _ jednoręcy bandyci, _czyli automaty zainstalowane w pubach czy restauracjach. Nie może ich być więcej niż trzy w jednym salonie czy punkcie gastronomicznym. Jeszcze w 2005 roku takich punktów gier było w Polsce 9,6 tys. Dzisiaj ich liczbę szacuje się na ponad 24 tys., czyli ponad 2,5 raza więcej.
ZOBACZ TAKŻE:
Przez trzy lata przegraliśmy ponad 2 mld złNieco wolniej rośnie liczba dużych salonów, które mają prawo wstawiać więcej niż 15 automatów. Cztery lata temu ich liczba nie przekraczała 180. Dzisiaj jest ich już około 250. Nie zmienia się za to znacznie liczba kasyn, których od kilku lat jest około 30. To przede wszystkim rezultat przepisów, które nie pozwalają, by w miastach do 250 tys. mieszkańców znajdowało się więcej niż jedno kasyno.
_ Jednoręcy bandyci _ wygrywają także, gdy spojrzymy na strukturę przychodów rynku hazardowego w Polsce. Okazuje się, że trafia do nich aż ponad 40 proc. wszystkich pieniędzy, jakie gracze wydają na hazard. Dopiero na drugim miejscu uplasowały się gry liczbowe. Do Totalizatora Sportowego trafia mniej więcej co piąta złotówka obstawiana przez graczy. Kasyna zgarniają około 12 proc. przychodów. Resztę dzielą między siebie duże salony gier (17 proc.), loterie czy zakłady obstawiane podczas wyścigów konnych.
Wyższe przychody to wyższe wpływy do budżetu
ZOBACZ TAKŻE:
Dzik: Kumulacja w Lotto będzie trwała latamiNa rosnącym wśród Polaków zamiłowaniu do hazardu korzystają nie tylko właściciele kasyn, czy salonów gier, ale także budżet państwa. Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową szacuje, że w tym roku z tego tytułu do kasy państwa trafi około 1 mld zł. To nie tylko pieniądze z podatku od gier, ale także wpływy z podatku CIT płaconego przez operatorów kasyn, salonów gier czy zakładów wzajemnych.
Jak szacuje IBnGR, najszybciej w najbliższych latach będą rosły wpływy podatkowe od właścicieli małych salonów z _ jednorękimi bandytami _. W tym roku wyniosą 584 mln zł, ale w 2014 roku mogą już sięgnąć 3 mld zł.
*prognoza, źródło: Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową (wpływy z tytułu podatku od gier i podatku od osób prawnych)
Nieco wolniej będą rosły wpływy podatkowe od właścicieli kasyn, do poziomu 233 mln zł za pięć lat.
*prognoza, źródło: Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową
Podatki płacone przez właścicieli dużych salonów gier do 2014 roku mają być 2,5 raza wyższe niż dzisiaj.
*prognoza, źródło: Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową
Negatywny wpływ dopłat?
W aferze hazardowej wszystko rozbija się o dopłaty, które mieliby płacić gracze. Sporny zapis w projekcie (który raz się pojawia raz znika) zakłada, że SMS-y i telefony w loteriach audiotekstowych miałyby zostać objęte 25-proc.dopłatą, natomiast 10-proc. dopłatą pozostałe formy hazardu m.in. gry na automatach. Teoretycznie więc wprowadzenie tych dopłat do dodatkowych rodzajów gier, powinno zwiększyć dochody budżetu państwa.
Ale jak twierdzi IBnGR - tylko teoretycznie. Bo po wprowadzeniu opłat mniej ludzi będzie grać, a co za tym idzie, spadną również przychody firm hazardowych. Mniejsze przychody oznaczają mniejsze podatki. Efekt, zdaniem Instytutu mógłby więc być odwrotny od oczekiwanego i zamiast zarobić 500 mln zł dodatkowo w ciągu roku, do 2014 roku wpływy do budżetu mogłyby spaść w sumie o prawie 3 mld zł.
| KOMENTARZ |
| --- |
| **
Bartłomiej Dzik, ekonomista, felietonista Money.pl, specjalizuje się w temacie gier hazardowych** Wprowadzenie dopłaty do gier na automatach czy w kasynach gry byłoby precedensem na skalę światową w kreacji kuriozalnych obciążeń podatkowych. Gracz, zanim przystąpi do gry na automacie czy przy zielonym stoliku w kasynie, musiałby zapłacić równowartość jednej dziesiątej wartości żetonów przeznaczonych na grę czy elektronicznego kredytu w automacie. Jednak operacja wymiany gotówki na żetony czy _ elektroniczny kredyt _ jest czysto księgowo - techniczna. Nie jest to żaden przychód, dochód, obrót czy towar, który się opodatkowuje. Równie sensownie można byłoby np. opodatkować stawką 10 proc. wypłaty z bankomatu. Chcąc zwiększyć przychody, ustawodawca mógł zamiast dziwacznej dopłaty, wprowadzić choćby często stosowane na świecie, opodatkowanie większych wygranych, albo zwiększyć odprowadzany przez operatorów podatek od gier. Raport IBnGR pokazuje, jak
dobre chęci niekompetentnych ustawodawców mogą przynosić skutki odwrotne do oczekiwanych. Szacunki strat dla budżetu mogą być nawet zaniżone, bo opierają się głównie na spadku przychodów operacyjnych związanych z wprowadzeniem dopłaty, a nie uwzględniają scenariusza, w którym dopłaty spowodują gwałtowny rozwój hazardowej _ szarej _ czy _ czarnej _ strefy z wszystkimi tego konsekwencjami. |