Nasi sąsiedzi podnoszą wiek emerytalny, by uniknąć emerytalnej katastrofy. Niemcy już myślą, by pracować do 73. roku życia. Przed demografią ugięła się nawet Białoruś. A PiS? Jest głuchy na argumenty. Naobiecywał, by wygrać wybory i teraz ślepo prze do przodu. W środę Sejm zajmie się prezydenckim projektem obniżenia wieku emerytalnego. Wbrew zdrowemu rozsądkowi.
W kwietniu Aleksander Łukaszenka podpisał dekret o "poprawie systemu emerytalnego". Ta poprawa to podniesienie wieku emerytalnego o trzy lata. Od 2020 roku kobiety na Białorusi będą przechodziły na emeryturę w wieku 58 lat, a mężczyźni w wieku 63 lat.
Przed tą "poprawą" Łukaszenka bronił się długo. W końcu jednak uległ i reformę wprowadził błyskawicznie. Nie miał wyjścia. Inaczej gospodarka nie wytrzymałaby obciążeń. Tyle na Wschodzie. Ale za naszą zachodnią granicą też szykują się zmiany. Niemcy, mimo że silne gospodarczo, a wiek emerytalny mają na poziomie 67 lat, właśnie dyskutują o tym, żeby go podnieść jeszcze wyżej. Do 69, 70, a może nawet 73 lat.
Front północny? Finlandia w tym roku rozpoczęła reformę wydłużania czasu pracy. Dzisiejsi 25-latkowie będą przechodzić na emeryturę w wieku 67 lat, a 15-latkowie... 72 lat.
Polska na przekór trendom
W Polsce PiS planuje zrobić coś dokładnie odwrotnego - chce obniżyć wiek emerytalny. Premier Beata Szydło zapowiedziała we wtorek, że dzisiaj spełni się najbardziej wyczekiwana przez wyborców zmiana (we wszystkich sondażach przeprowadzanych od 2015 r. Polacy deklarują poparcie dla obniżenia wieku emerytalnego na poziomie 80-90 proc.). W środę Sejm zajmie się prezydenckim projektem obniżenia wieku emerytalnego z 67 lat do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Jakie mogą być jego skutki? Czybyśmy byli bogatsi niż Niemcy i Finowie?
Rząd nie ukrywa, że emerytury w przyszłości będą niższe niż obecnie. Henryk Kowalczyk, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów przyznał, że obniżenie wieku emerytalnego obniży nasze świadczenia o 10-30 proc.
To bardzo oszczędne kalkulacje. Pracodawcy straszą, że emerytury mogą spaść nawet o 60 proc. Najbardziej na tej zmianie stracą kobiety. Z szacunków Konfederacji Lewiatan wynika, że przeciętna emerytura 60-letniej kobiety wypłacona w 2040 roku będzie wynosiła 1,5 tys. zł. Gdyby do obniżenia wieku emerytalnego nie doszło, ta sama kobieta na emeryturze otrzymałaby 2,7 tys. zł.
- Mniej stracą mężczyźni, w przypadku których cofnięcie reformy będzie oznaczało skrócenie czasu pracy tylko o dwa lata, a nie siedem, jak w przypadku kobiet. Świadczenia mężczyzn spadną zatem o ok. 15-20 proc. - uważa Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan i członek rady nadzorczej ZUS.
GRAPE (Group for Research in Applied Economics), instytut badawczy związany z Uniwersytetem Warszawskim, podkreśla, że najmniej na obniżeniu wieku emerytalnego stracą osoby nieaktywne zawodowo, bo one i tak będą pobierać emeryturę minimalną finansowaną z naszych podatków. Problem w tym, że nie tylko ci najmniej produktywni będą skazani na minimalne świadczenie.
Z wyliczeń GRAPE wynika, że obniżenie wieku emerytalnego spowoduje, że emerytów pobierających minimalną emeryturę, bo w trakcie pracy nie zdołają uzbierać wystarczającej sumy składek, będzie dwukrotnie więcej niż gdyby przechodzili na emeryturę w wieku 67 lat.
Aż 70 proc. dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków będzie pobierało minimalną emeryturę. Gdyby wiek emerytalny pozostał na poziomie 67 lat, tylko ok. 30 proc. Polaków byłoby skazanych na minimalne świadczenie.
Zapłacimy za to podwyżką VAT?
Mocno oberwie również budżet. Samo Ministerstwo Finansów przyznaje, że budżet już w przyszłym roku straci na tej reformie 8,1 mld zł, w 2018 roku już 10,2 mld zł, a w 2019 roku - 11,9 mld zł. A przecież do sfinansowania będziemy mieli więcej wyborczych obietnic PiS, jak choćby program Rodzina 500+, na którą w przyszłorocznym budżecie musi znaleźć się około 22 mld zł.
Wyjście jest proste. Wyższe podatki. Jak wyliczył GRAPE, sfinansowanie tych i tak niskich emerytur, będzie w przyszłości wymagało podniesienia podatku VAT o 2 punkty proc. Tylko wątpliwe, żeby taka podwyżka podatku ucieszyła wyborców.
Groźny deficyt
Obniżenie wieku emerytalnego niesie za sobą jeszcze jedno zagrożenie - rozhuśtanie budżetu. - Jeszcze w tym roku deficyt jest trzymany w ryzach. Odpowiada za to dobre wykonanie budżetu, dodatkowe dochody, ale częściowo spadek inwestycji publicznych. Ale w przyszłym roku deficyt będzie już na poziomie 3 proc. PKB i w kolejnych latach też wcale nie będzie spadał. Ostatnie słabe dane o PKB pokazują m.in., że musimy więcej wydawać, żeby wykorzystać środki unijne - podkreśla Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.
Co z tego? Jeśli do tych wydatków na inwestycje dołożymy koszt obniżenia wieku emerytalnego, może zrobić się groźnie. - Tylko w pierwszym roku koszt tej obniżki to 0,4 proc. PKB. W kolejnych latach będzie narastał - podkreśla Borowski.
Scenariusze widzi dwa: albo boom inwestycyjny z wykorzystaniem środków unijnych albo obniżenie wieku emerytalnego. Inaczej Polska znów zostanie objęta procedurą nadmiernego deficytu.
Szałamacha miał rację?
Jeszcze niedawno minister finansów Paweł Szałamacha twierdził, że aby w przyszłorocznym budżecie utrzymać deficyt poniżej progu 3 proc. PKB, a jednocześnie zapewnić środki na podwyżki dla budżetówki, obniżenie wieku emerytalnego powinno być powiązane ze stażem pracy. Niestety nie będzie. Takie poprawki zgłosiły PSL i Kukiz'15, ale przepadły one w sejmowej komisji. A Paweł Szałamacha nie jest już ministrem.
Zdaniem Jakuba Borowskiego Szałamacha doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że konieczne jest połączenie obniżki wieku emerytalnego ze stażem pracy, albo wprowadzenie stażu jako jedynego kryterium. To złagodziłoby efekt niższego wieku, a nie zdewastowałoby budżetu.
- Wprowadzenie w życie obniżki wieku emerytalnego bez tego jest mało prawdopodobne. Skutki fiskalne będą zbyt poważne - mówi ekonomista.
I tak będziemy chcieli pracować dłużej?
PiS jest głuchy na te argumenty. Jeszcze w styczniu podczas publicznego wysłuchania projektu ustawy PiS argumentował, że obniżenie wieku emerytalnego nie oznacza, że pracownik osiągając odpowiedni wiek, musi zakończyć pracę. Osiągnięcie wieku emerytalnego jest "uprawnieniem, a nie obowiązkiem pracownika" – słyszeliśmy w Sejmie.
Dziś posłowie PiS mówią nawet, że są przekonani, że Polacy wcale nie będą odchodzić z pracy wraz z osiągnięciem wieku emerytalnego.
Faktycznie, jest taki kraj, w którym ludzie pracują po osiągnięciu wieku emerytalnego. To Portugalia. - To kraj, gdzie ludzie pracują średnio rok dłużej niż muszą - mówi nam Janina Petelczyc z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego. Tylko że Portugalia jest wyjątkiem. - W większości państw UE najczęściej przechodzimy na emerytury wcześniej, korzystając z prawa do wcześniejszej emerytury czy tzw. częściowej emerytury w Polsce.
Z analizy prof. Wojciecha Otto z Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że tylko 3-4 proc. Polaków decyduje się dobrowolnie odsunąć w czasie moment zakończenia aktywności zawodowej. Reszta przejdzie na garnuszek ZUS, gdy tylko nadarzy się do tego okazja.