Dwie trzecie rynku usług dostępu do internetu należy do Telekomunikacji Polskiej. Konkurencji nie ma, bo pozostałą część rynku mają setki, niekiedy bardzo małych, firm. Obraz jednak się zmienia: konkurencja staje się bardziej zacięta, ceny spadają, a internautów przybywa. Więcej w raporcie portalu Money.pl.
Najwięksi niezależni dostawcy (Netia i GTS) mają zaledwie po 4 procent rynku. W gronie dużych znajdują się też Crowley, Pro Futuro, Dialog, NASK oraz Energis. Reszta to drobnica. Jednak nie można jej ignorować. Mniejsze firmy wraz z setkami lokalnych operatorów, często działających na terenie jednego osiedla, a nawet bloku, posiadają łącznie aż 18 procent rynku. Tak wynika z analizy rynku przeprowadzonej przez Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty opublikowanej w "Raporcie o stanie rynku telekomunikacyjnego w 2004 roku". **
Podział rynku usług dostępu do internetu
Źródło: Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty
Fakt, że małe firmy łącznie mają aż 18 procent rynku, można tłumaczyć tym, że świadczą usługi w konkurencyjnych cenach. Opłata za abonament potrafi być znacznie niższa niż w Telekomunikacji Polskiej. Co prawda, różnie bywa w takich firmach z poziomem świadczonych usług, z serwisem, ale wielu klientów to nie zniechęca. Poza tym dotarły one do klientów z atrakcyjną cenowo ofertą w czasach, kiedy korzystanie z internetu za pośrednictwem wielkich telekomów było niezwykle drogie.
Jak wynika z badań CBOS, klienci ci są wierni swoim dostawcom. Nie przybywa ich, ale także nie ubywa. W marcu 2005 roku przez sieć lokalną łączyło się z internetem 11 procent osób posiadających jakikolwiek dostęp do sieci. Rok wcześniej było ich dokładnie tyle samo. Znaczyć to może, że sieci te nie prowadzą ekspansji (funduszy na rozbudowę sieci i akcje promocyjne nie mają zbyt wiele), ale mają lojalnych klientów. * *
Jak się łączymy
Źródło: CBOS
Zupełnie inna tendencja jest w łączeniu się za pomocą modemu (tak zwany dostęp wdzwaniany, dial-up). Od lutego 2004 do marca 2005 liczba tak surfujących internautów spadła z 48 do 26 procent - zbadał CBOS. Dzieje się tak mimo tego, że ceny za taki dostęp obniżają się.
Koszty korzystania z takiego łącza w 2004 r. spadły w stosunku do roku 2001 aż o 28,3 proc. - zaobserwował Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty. Do tego jeszcze dostawcy stosują w swojej ofercie pakiety promocyjne, które dodatkowo obniżają koszty korzystania z wdzwanianego dostępu.
Okazuje się jednak, że coraz mniejszą grupę internautów można zadowolić wolnym i relatywnie drogim sposobem na surfowanie. URTiP przeliczył, ile kosztuje 100 kb/s w różnych sposobach łączenia się z siecią. Z zestawienia wynika, że im szybsze łącze, tym cena za 100 kb/s niższa. Najdroższym wariantem jest właśnie usługa wdzwanianego dostępu. Do obliczeń przyjęto najczęściej osiąganą szybkość połączenia modemowego - 48 kb/s. W takim wariancie 100 mb/s kosztuje aż 258 zł. Dla porównania, "100 kilo" w technologii DSL o szybkości łącza 128 kb/s kosztuje 46 zł, a przy łączu 320 kb/s już tylko 29 zł.
Zwiększają się wymagania użytkowników i spadają ceny wszystkich sposób łączenia się z siecią. Poprawia się infrastruktura. Rośnie więc liczba klientów firm telekomunikacyjnych i telewizji kablowych, którzy korzystają ze stałego łącza.
Według URTiP ceny stałego dostępu do sieci internet znacznie spadły. Widać to na przykładzie Neostrady - usługi największego operatora, TP SA. Abonament zapewniający łącze o szybkości do 128 kb/s w 2003 roku kosztował 149 zł, w lutym 2004 roku 99 złotych, a już cztery miesiące później 59 zł.
Staniały także szybsze łącza. W roku 2002 średnia cena dostępu do internetu szerokopasmowego z prędkością do 512 kb/s wynosiła około 500 złotych. Dla porównania w lipcu 2004 cena szybszego łącza (o prędkości 640 kb/s) wynosiła już tylko 150 złotych.
W Polsce szczególnie szybko przybywa internautów łączących się przez kablówki. Dwukrotnie wzrósł ich odsetek - z 7 do 14 procent. Ale chętniej korzystamy też z usług firm telekomunikacyjnych. O 10 proc. zwiększył się odsetek internautów łączących się za ich pośrednictwem. Rosnąca popularność może wynikać z faktu, że telekomy obniżają ceny i kuszą promocjami. Nawet TP znacząco obniżyła ceny abonamentów, a koszty instalacji są znikome, bo ciągle jest jakaś promocja.
Najmniej popularne pozostają łącza radiowe i satelitarne. Korzysta z nich tylko 6 proc. internautów. Rok wcześniej było ich 4 proc.
Internetowy rynek regularnie rośnie. Głównie za sprawą ludzi młodych, bo to oni w większości są użytkownikami sieci i oni kupują komputery.
Odsetek badanych posiadających komputer i dostęp do internetu w swoim gospodarstwie domowym
Źródło: CBOS
Według CBOS obecnie 41 proc. gospodarstw domowych ma komputer. Trzy lata wcześniej odsetek ten wynosił zaledwie 27 proc. Łącz internetowych przybywa jednak szybciej. O ile w 2002 roku tylko 13 proc. gospodarstw domowych miało dostęp do sieci, to dziś ma blisko co czwarte. Komputerów w domach przybyło więc o jedną trzecią, a łącz internetowych o blisko połowę.
Łatwo narzekać, że wciąż jest w Polsce mało internautów. Jednak w naszym kraju jest poważne ograniczenie w dostępie do sieci - ceny. Choć, jak wspomnieliśmy, spadają, to jednak pozostają barierą dla wielu potencjalnych użytkowników. Nominalnie Polak płaci mniej, czasem nawet znacznie mniej, niż mieszkańcy krajów Zachodniej Europy.
Ile trzeba zapłacić za stałe łącze w poszczególnych krajach
Źródło: URTiP
Problem jednak tkwi w tym, że bardzo mało zarabiamy. Dlatego, gdy przyrównamy ceny do średnich zarobków wychodzi, że ponosimy jedne z najwyższych kosztów dostępu. Gorzej od nas mają tylko Czesi i Słowacy. W tych krajach korzystanie z internetu nominalnie jest tańsze niż u nas, ale mieszkańcy tych krajów jeszcze mniej od nas zarabiają.
Średnie ceny dostępu do internetu w stosunku do przeciętnego wynagrodzenia
Źródło: URTiP
Najmniej powodów do narzekań na drożyznę mają Belgowie. W relacji do średnich zarobków internet jest tam najtańszy, przynajmniej wśród sprawdzonych przez URTiP 15 krajów. Tam też internet jest najbardziej popularny. Widać więc związek między ceną a dostępnością.
URTiP zbadał też relację między liczbą komputerów w poszczególnych krajach a liczbą łączy internetowych. Najmniej niepodłączonych komputerów mają właśnie Belgowie. W pierwszej dziesiątce są najbardziej rozwinięte kraje, ale na uwagę zasługuje wysoka pozycja Estonii. Tam blisko 35 procent komputerów jest podłączonych do sieci.
Źródło: URTiP
Polska niestety w tej klasyfikacji znajduje się w ostatniej dziesiątce. Co prawda bijemy na głowę Rumunów, ale do średniej zachodnioeuropejskiej nam daleko. Co ciekawe, jesteśmy w towarzystwie nie tylko krajów na naszym poziomie rozwoju, czy nawet biedniejszych, ale znajduje się tu także Luksemburg.
Kraje europejskie, w których internet jest najmniej upowszechniony
Źródło: URTiP
Tak wygląda zestawienie stosunku liczy komputerów do liczby łącz internetowych. Nieco inaczej wygląda zestawienie, gdzie zmierzony został odsetek osób, które posiadają łącze z internetem w poszczególnych krajach. Tu także Polska jest w ostatniej dziesiątce, ale już w innym towarzystwie i na niższym miejscu.
Dziesiątka europejskich krajów, gdzie najmniej osób ma łącze z internetem
Źródło: URTiP
Przyszłość w młodzieży
Użytkowników sieci będzie jednak w Polsce przybywać. Według CBOS, pod koniec tego roku już 36 proc. dorosłych Polaków będzie internautami. 9 proc. obecnie nie korzystających z sieci deklaruje, że zacznie i będzie to robić regularnie. Jednocześnie 63 proc. z tych, co nie korzystają, nie zamierza zmieniać swoich zwyczajów.
Michał Wenzel, który opracował wyniki badań CBOS, podsumował je konkluzją, że dysproporcje społeczne w dostępie do internetu wcale nie znikną, a wręcz pogłębią się. Obserwuje się bowiem przyrost liczby osób korzystających z sieci, ale wśród ludzi młodych. Osoby starsze, szczególnie te gorzej sytuowane, nie są internautami i nigdy nie będą. Status materialny ściśle związany jest z korzystaniem z sieci. Mówiąc krótko i brutalnie - biedni z reguły nie używają komputerów oraz internetu i nie zaczną, a ci lepiej sytuowani korzystają, a jeśli nie, to spora część deklaruje, że zamierza zacząć.
Czy wyrośnie konkurencja dla TP SA?
Rywale narodowego telekomu są rozproszeni. Razem mają spory kawałek rynku, ale każdy z nich osobno nie jest w stanie zagrozić Telekomunikacji. Nie oznacza to, że nie będzie zmian. Szanse na zwiększenie konkurencyjności, a tylko w tym jest nadzieja dla klientów, można upatrywać w dwóch płaszczyznach.
Po pierwsze nastąpiła liberalizacja prawa telekomunikacyjnego. Nie ma jeszcze wszystkich niezbędnych rozporządzeń, a współpraca między niezależnymi operatorami a TP SA nie przebiega jeszcze bezproblemowo i rutynowo. Jednak w końcu nastąpi uwolnienie ostatniej pętli (lub ostatniej mili - terminologia jest różna). To odcinek łącza od gniazdka w domu klienta do centrali. Każdy operator będzie mógł się wpiąć do sieci (np. Telekomunikacji lub każdego innego operatora) na każdym jej odcinku i korzystać z niej, niemalże jak ze swojej (za opłata oczywiście). Teoretycznie nawet osoba, która ma tylko kabel TP SA będzie mogła korzystać z usług wszystkich firm telekomunikacyjnych, które zaoferują im usługi. Sytuacja może też działać na niekorzyść mniejszych firm. Ktoś mając kabel Netii, będzie mógł zamówić internet w TP SA. I wtedy zacznie się prawdziwa konkurencja.
Teoretycznie może być tak, że będąc podłączeni do obojętnie jakiego operatora, w skrzynce będziemy mieli ulotki zachęcające do korzystania z usług Netii, GTS-u, TP, Dialogu, Crowley’a, Pro Futuro, Energisu, UPC, NASK-u, czy wielu innych firm. Musi to się skończyć obniżką cen, albo lepszą ofertą za te same pieniądze.
Analitycy uważają, że na rynku dojdzie prędzej, czy później do konsolidacji. To drugi element, który będzie zmieniał nasz rynek. Netia już od dawna deklaruje chęć kupienia Dialogu. Nic z tego nie wychodzi, ale ruchy na rynku widać. Netia ma ambicje stworzenia przeciwwagi dla narodowego telekomu i chętnie siebie widziałaby w roli integratora konkurencji. Plany ma ambitne, zobaczymy, co z nich uda się zrealizować.
Co prawda fuzje nie zmieniają na razie znacząco obrazu rynku. Zakładając sytuację (czysto teoretyczną, która nigdy nie nastąpi), że wszyscy operatorzy posiadający ponad 1 procent rynku łączą się i tworzą jedną firmę, powstałby znaczący operator, ale nie miałby on więcej niż 17 proc. rynku usług dostępu do internetu. Dlatego fuzje dwóch, czy nawet trzech niedużych firm nie są w stanie zmienić znacząco obrazu rynku.
Bartosz Chochołowski