Porozumienie o Partnerstwie Transpacyficznym TPP, siostrzana umowa TTIP, to sztandarowy projekt Baracka Obamy, będący amerykańskim orężem w walce z ekspansją gospodarczą Chin. Podpisany przez 12 państw traktat handlowy ma doprowadzić do powstania jednolitego rynku, funkcjonującego na wzór Unii Europejskiej. Kłopot w tym, że coraz więcej państw ma wątpliwości w kwestii ratyfikowania TPP, włącznie z samymi Stanami Zjednoczonymi.
Złożenie podpisów przez 12 przedstawicieli państw rejonu Pacyfiku na początku tego roku symbolicznie dało początek największemu układowi gospodarczemu na świecie. Symbolicznie, bo żeby Porozumienie o Partnerstwie Transpacyficznym faktycznie zaczęło obowiązywać, każde z państw - Chile, Nowa Zelandia, Singapur, Brunei, Stany Zjednoczone, Australia, Peru, Wietnam, Kanada, Meksyk i Japonia - musi ratyfikować traktat. Okazuje się jednak, że z tym może być problem.
Dla USA ujednolicenie gigantycznego rynku, obejmującego 40 proc. światowego handlu i blisko 800 mln potencjalnych konsumentów, to ważny krok w wale z ekspansją gospodarczą Chin. A dla prezydenta Obamy sztandarowy projekt jego doktryny reorientacji polityki zagranicznej Ameryki w kierunku Azji. Skala jest znaczna, bo łączna wielkość połączonych gospodarek TPP to aż 28,1 biliona dolarów. Jak szacuje biuro prezydenta (United States Trade Representative) dzięki TPP dochody USA w ciągu dekady wzrosną o 77 mld dolarów, a amerykański eksport - o 123,5 mld dolarów.
Umowa Transpacyficzna ma znieść docelowo 98 proc. barier celnych i gospodarczych, czyli, jak zauważa Łukasz Błoński z Nowej Konfederacji, zmienić aż 18 tys. funkcjonujących taryf, w tym te najbardziej kontrowersyjne o ochronie rynków, własności intelektualnej i kwestii sądu arbitrażowego w ramach mechanizmu ISDS.
Wietnam się wycofuje?
Plany Obamy może pokrzyżować jednak Wietnam. - Chcemy mieć otwartą gospodarkę - oświadczył w poniedziałek Tran Du Lich, były doradca rządu do spraw handlu cytowany przez Aljazeerę.
Oświadczenie doradcy rządu dziwi o tyle, że Wietnam typowany był jako kraj, który może skorzystać na umowie TPP. Z analiz wynika, że może liczyć na 50 proc. wzrost przychodów po zniesieniu taryf. Już teraz ten 90 milionowy kraj imponuje silnym eksportem, prężną gospodarką i potencjałem wzrostu.
Majowa wizyta Baracka Obamy w Wietnamie i zniesienie amerykańskiego embarga na sprzedaż broni Wietnamczykom miała ugruntować współpracę między tymi krajami, a jednocześnie osłabić pozycję Chin w regionie.
Jak pisała Polska Agencja Prasowa, Obama wyraził wówczas pewność co do tego, że amerykański Kongres ratyfikuje Transpacyficzną Umowę Handlową. Wietnam, jako jedyny kraj komunistyczny wśród sygnatariuszy TTP, w którym klasa średnia między rokiem 2014 a 2020 ma zwiększyć się dwukrotnie, miałby być jednym z największych beneficjentów umowy.
- TPP może przynieść korzyść dla Wietnamu, ale to nie oznacza, że przyszłość gospodarki kraju zależy od niego - mówił Lich.
Clinton i Trump są na "nie"
Nie ratyfikowanie przez Wietnam Umowy Transpacyficznej, choć - jak twierdzą obserwatorzy - mało prawdopodobne, nie pogrzebie jeszcze tego najbardziej ambitnego programu gospodarczego. W traktacie zapisano bowiem, że wystarczy udział 6 z 12 krajów, jeśli ich wspólne PKB będzie równoważyć 85 proc. całej 12.
Kłopot w tym, że w praktyce oznacza to, że paradoksalnie to sama Ameryka może pogrzebać projekt. Barack Obama usilnie chce doprowadzić do podpisania TPP jeszcze przed końcem swojej kadencji.
To o tyle istotne, że oboje kandydaci do fotela prezydenta – Donald Trump i Hillary Clinton – podczas kampanii jednoznacznie wyrażali swój sprzeciw wobec ratyfikacji tego paktu handlowego. Mimo że traktat z pewnością będzie korzystny dla wielkich koncernów, przemysłu samochodowego czy amerykańskiej branży przemysłowej, Amerykanie obawiają się zalewu tanich produktów z Azji o niższych standardach produkcyjnych.
- Będę blokować każdą umowę handlową, która zabija rodzimy rynek pracy lub prowadzi do obniżenia płac. W tym również Umowę Transpacyficzną – mówiła Clinton cytowana przez Aljazeerę.
Wiele krajów ma wątpliwości
Krytykę TPP słychać jednak niemal w każdym z 12 krajów, które podpisały dokument. Przez lata negocjacje były objęte ścisłą tajemnicą, a opinia publiczna miała okazję zapoznać się z dokumentem na 90 dni przed jego podpisaniem.
Wątpliwości budzi, podobnie jak w przypadkurównież wiszącej na włosku, negocjowanej z Unią Europejską TTIP, zawarta w umowie dwustronnej klauzula o sądach arbitrażowych dająca korporacjom władzę większą niż kompetencje państwowe.
ISDS, czyli klauzula o rozstrzyganiu sporów inwestor-państwo (Investor-State Dispute Settlement), miała chronić firmy przed nacjonalizacją zagranicznych inwestycji w niestabilnych krajach. Jednak, jak podkreślają krytycy tego mechanizmu, obecnie on sam stał się zagrożeniem dla krajów również o okrzepłej demokracji.
Dlaczego? Mechanizm rozstrzygania sporów pozwala firmom pozywać państwa z pominięciem innych dróg legislacyjnych, takich jak krajowe sądy. Państwa tracą więc przez ISDS w pewnym sensie suwerenność w podejmowaniu decyzji oraz prawo do prowadzenia własnej polityki. Są pozywane i płacą gigantyczne odszkodowania za to, że występują w interesie publicznym. Zastraszane przez bogate koncerny groźbą procesu wycofują się z regulacji chroniących środowisko czy interesy konsumentów i pracowników. Zwłaszcza, że 60 proc. sporów rozpatrywanych przez grupę 15 arbitrów kończy się decyzją korzystną dla wielkich korporacji.
Przykładem może być historia amerykańskiego koncernu tytoniowego Philip Morris Asia.Wykorzystał on mechanizm ISDS do zakwestionowania australijskich przepisów dotyczących opakowań papierosów, mających na celu wspieranie zdrowia publicznego. Podobną sprawę założył przeciwko Urugwajowi. Philip Morris pozwał Urugwaj na kwotę 25 mln dolarów z tytułu naruszenia własności intelektualnej i utraty spodziewanych zysków.
Bardzo aktualna jest też sprawa ropociągu Keystone XL, który miał doprowadzić ropę z kanadyjskich piasków bitumicznych do Ameryki. Pod koniec ubiegłego roku administracja Obamy odrzuciła ofertę firmy TransCanada, która chciała go wybudować. Powodem było zagrożenie ekologiczne i gigantyczne protesty społeczne. Zaraz po tej decyzji koncern pozwał USA, mimo że ścieżka sądowa w kraju nie została jeszcze wyczerpana. Firma powołała się na mechanizm ISDS z umowy NAFTA. Pozew nie dotyczy zwrotu inwestycji, czyli 2,4 mld dol., ale spodziewanych zysków w wysokości 15 mld dol.
Fiasko Porozumienia o Partnerstwie Transpacyficznym może oznaczać otwarcie drogi ekspansji gospodarczej dla Chin w tym regionie. Pekin, mimo że oficjalnie bagatelizuje traktat TPP, stara się zacieśniać więzy ekonomiczne z częścią państw dwunastki.