Nowelizacja ustawy hazardowej, która ma zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2017 roku ma m.in. zmniejszyć udział firm bukmacherskich działających w Polsce nielegalnie z 70 do 40 proc. i zwiększyć wpływy podatkowe. Jednak pomysł blokowania stron operatorów zarejestrowanych w rajach podatkowych może być mało skuteczny - twierdzą eksperci. Jest lepsze rozwiązanie, które może zlikwidować niemal całą szarą strefę i dwukrotnie zwiększyć wpływy podatkowe.
Obecnie klient, który chce postawić u bukmachera w zakładzie internetowym ma wybór: może obstawiać u operatora zarejestrowanego w Polsce lub takiego, który w naszym kraju działa w praktyce nielegalnie, bo ma licencję wydaną zagranicą, zwykle w jednym z rajów podatkowych. Najczęściej wybiera operatora działającego nielegalnie. Dlaczego?
Wynika to z bardzo prostej kalkulacji. Jeśli podczas Euro 2016 gracz postawił 10 euro na wygraną Polski, która była faworytem w meczu z Irlandią Północną, a kurs wynosił 1,6 - u operatora zarejestrowanego za granicą wygrał 16 euro. Jeśli postawił u operatora legalnie działającego w Polsce - wygrał jedynie 14,08 euro. Jego wygrana w nielegalnym zakładzie jest więc wyższa prawie o 50 proc.
Powodem jest przede wszystkim inny system opodatkowania. W praktyce bowiem w Polsce od stawki 10 euro odliczany jest najpierw 12-proc. podatek (1,2 euro) i dopiero pomniejszona kwota 8,8 euro jest powiększana o mnożnik w przypadku wygranej. U nielegalnego operatora gracz stawia całe 10 euro.
Ta różnica powoduje, że sześć działających legalnie firm w Polsce (Milenium, STS, Totolotek, Fortuna, E-TOTO i ForBet) ma zaledwie 30 proc. polskiego rynku, biorąc pod uwagę przychody brutto. Pozostałe 70 proc. należy do firm, które mają zagraniczne licencje na prowadzenie zakładów wzajemnych, wydane zwykle w rajach podatkowych. To oznacza, że nie mogą działać w naszym kraju. Mimo to prowadzą serwisy w języku polskim, tłumacząc się tym, że są one przeznaczone wyłącznie dla polskojęzycznych klientów mieszkających poza Polską.
Nowelizacja ustawy hazardowej, która obecnie jest już po pierwszym czytaniu w Sejmie i znajduje się w sejmowej komisji ma spowodować, że udział legalnie zarejestrowanych w Polsce firm bukmacherskich wzrośnie z 30 do 60 proc. Rząd zakłada osiągnięcie takiego celu głównie dzięki wprowadzeniu możliwości blokowania stron internetowych nielegalnych operatorów oraz blokowania płatności na ich konta.
Eksperci: blokowanie będzie nieskuteczne
Zdaniem ekspertów firmy Roland Berger blokowanie stron internetowych operatorów będzie nieskuteczne, bo jest wiele sposobów, żeby taką blokadę obejść. Pokazali to już Włosi, którzy takie właśnie blokady omijali za pomocą prostych zmian w systemach komputerowych.
Co więcej, sami zagraniczni operatorzy mogą w łatwy sposób zmieniać nazwy stron służących do zawierania zakładów, jeśli znajdą się na "czarnej liście". Klienci i tak do nich trafią, bo zmiana banerów i linków do ich stron aktualizowana może być na bieżąco - twierdzi firma doradcza, która niedawno przygotowała raport "Regulacje w zakresie rynku zakładów wzajemnych online w Polsce".
Eksperci przywołują też przykład Norwegii, która również wprowadziła takie przepisy blokujące, ale nie dało to żadnych rezultatów.
Z drugiej strony w Wielkiej Brytanii udało się zwiększyć udział operatorów zakładów bukmacherskich z lokalną licencją do 95 proc., mimo że nie blokowano tam adresów IP, a płatności były wstrzymywane tylko w ograniczonym zakresie. W Danii zaś płatności nie blokuje się wcale, a strony internetowe tylko w niewielkim zakresie. Tam udział operatorów z lokalną licencją jest na poziomie 90 proc.
Eksperci podpowiadają ministerstwu
To pokazuje, że aby zmienić układ sił na rynku, trzeba wybrać inną drogę. Eksperci proponują rozwiązanie, jakie zastosowała właśnie Dania. Ich zdaniem należy podnieść stawkę podatkową, ale inaczej ją naliczać. Dziś w Polsce nakłada się 12-proc. podatek na konsumenta, a konkretnie na wartość zakładu, jaki zawarł.
Gdyby zamiast tego na operatora nałożyć podatek od przychodu brutto w wysokości 20 proc., zyskaliby zarówno klienci, jak i budżet państwa. Chodzi o to, żeby operator płacił podatek nie od kwoty, jaką podstawi w zakładzie gracz, ale od przychodu ze wszystkich stawek postawionych przez graczy pomniejszonych o sumę wypłat wygranych. Jak pokazuje przykład meczu Polska - Irlandia Północna, skorzystają na tym klienci, ale też budżet państwa.
Rząd mógłby sięgnąć po dodatkowe 1,4 mld zł
Roland Berger wyliczył, że owszem, przygotowywana nowelizacja ustawy hazardowej pozwoli na zwiększenie udziału zalegalizowanych w Polsce operatorów z obecnych ok. 30 proc. do 54 proc. w 2020 roku. Tym samym zmiana ustawy spowoduje w 2020 roku wzrost wpływów podatkowych o 76 mln zł rocznie tj. do. 131 mln zł (jeśli nadal obowiązywałyby dzisiejsze przepisy, fiskus w 2020 r. otrzymywałby 87 mln zł rocznie).
Zmiana systemu opodatkowania proponowana przez ekspertów mogłaby przynieść nieporównywalnie większe korzyści i to bez konieczności blokowania stron operatorów z "czarnej listy", które zapewne generowałoby dodatkowe koszty.
Gdyby rząd zdecydował się na takie zmiany jak Duńczycy, operatorzy zarejestrowani w Polsce zwiększyliby swój udział w rynku do 88 proc. w 2020 roku, a wpływy podatkowe urosłyby o 65 proc. w porównaniu do zmian planowanych dziś i sięgnęłyby wtedy 217 mln zł rocznie (zamiast 131 mln zł).
Jak szacuje Roland Berger, tylko od zakładów bukmacherskich rząd mógłby do 2025 roku pozyskać z podatku 2,9 mld zł - dwukrotnie więcej niż w przypadku obecnie planowanych zmian.
W dodatku przychody ze sponsoringu osiągane przez organizacje sportowe z zakładów wzajemnych online mogłyby wynieść 620 mln zł, o 540 mln zł więcej niż przy obecnych przepisach.